Recenzja gry Wojna Krwi – świetna opowieść, ale tylko dobra gra
Pierwsze godziny w Wojnie Krwi są kapitalne, a cała opowieść zachwyca i przeraża. Im bardziej zagłębiamy się jednak w mechanikę zabawy, tym bardziej doskwierać zaczynają jej różne bolączki.
- poważna historia utrzymana w klimatach wiedźmińskiej sagi Sapkowskiego;
- kapitalna muzyka i świetna gra głosowa aktorów;
- nastrojowa oprawa graficzna;
- decyzje fabularne, które coś znaczą;
- pomysłowe karciankowe zagadki czy walki z potworami.
- sztuczna inteligencja na poziomie intelektualnym trolla (czyt. bardzo słaba);
- zły balans, który powoduje, że rozgrywka przez większość czasu okazuje się banalna;
- za to niektóre zagadki są z kolei zbyt trudne i przekombinowane;
- niejasne wskazówki przed nietypowymi walkami czy łamigłówkami;
- sporo różnych błędów (np. zaliczanie przegranych zagadek albo niedziałające na polu bitwy karty).
Uwielbiam takie erpegowe popierdółki, w których chodzimy po mapie, zbieramy różne surowce i w jakiś niebanalny sposób walczymy z przeciwnikami – taki był Puzzle Quest i jego liczne klony. Łatwo, a nawet za łatwo, wciągam się też w karcianki – ostatnio w fenomenalne Slay the Spire. Powinienem więc zakochać się w Wojnie krwi: Wiedźmińskich opowieściach na zabój. Widząc ocenę nad recenzją, domyślacie się już jednak, że moją relacją z tym dziełem opisałbym raczej jako: „to skomplikowane”.
Pierwsze spędzone z grą godziny są kapitalne. Gdyby Wojna Krwi utrzymała ten poziom, rozważałbym „dziewiątkę”. Muzyka Marcina Przybyłowicza i „malowana” oprawa graficzna bezbłędnie wprowadzają w wiedźmiński klimat, a historia, ciężka i poważna, przykuwa do ekranu. Chciałem się dowiedzieć, jak potoczą się losy królowej Meve i jej drużyny. Ciekawiło mnie, jakie będą konsekwencje różnych, często trudnych i kontrowersyjnych decyzji, które podejmowałem w trakcie rozgrywki.
Im więcej godzin miałem jednak za sobą, tym bardziej malał mój entuzjazm. Fabuła wydawała się niezła, ale coraz mocniej zaczynały dawać się we znaki wszelkie problemy, jakie trapią Wiedźmińskie opowieści. Mam wrażenie, że twórców przerosły ambicje – zabrakło im wiedzy i środków, żeby zrobić niezłą karciankę, która będzie bawić przez 30 godzin. Słaba sztuczna inteligencja, różne mniejsze lub większe potknięcia i niski poziom trudności początkowo nie przeszkadzają, ale z czasem zaczynają psuć zabawę. Nie znaczy to jednak, że Wojna Krwi jest zła – miłośnicy Wiedźmina czy dobrych historii machną ręką na wszelkie niedostatki i będą zadowoleni. Bo to właśnie fabuła sprawiła, że Wiedźmińskie opowieści ostatecznie mnie wciągnęły – mimo wszystkich braków, błędów i złych rozwiązań, których w tej grze trochę się znalazło.
DRUGA OPINIA
Ciężko ocenić Wojnę Krwi – momentami bawiłem się przy niej tak dobrze, że chciałem napisać epopeję na cześć ekipy CD Projekt RED, a czasami frustrowała mnie tak bardzo, że miałem ochotę rzucić monitorem o ścianę. Fabuła, decyzje moralne, klimat, przedstawiony świat – wszystko to, w czym studio zawsze było dobre, jest świetne i w tej produkcji. Nowa formuła gwinta też się sprawdza, pozwalając na bardziej taktyczne potyczki, uzależnione w mniejszym stopniu od posiadanych w talii kart. Niestety, jednocześnie Wojnę Krwi trapią przy tym liczne problemy, wśród których najpoważniejszym jest sztuczna inteligencja.
Sterowani przez komputer przeciwnicy regularnie potrafią wyrzucać swoje jednostki bez śladu jakiejkolwiek strategii, nierozważnie korzystać ze specjalnych umiejętności i pasować w dziwacznych momentach. To z kolei sprawia, że już po kilku godzinach i zbudowaniu solidnej talii zabawa staje się banalnie prosta – z paroma wyjątkami, kiedy poziom trudności potrafi skoczyć w kompletnie przeciwną stronę.
Brakuje Wojnie Krwi jakiejś równowagi w rozgrywce, przez co z kolei ulatnia się też poczucie ciągłych postępów. Efektem jest to, że w końcowych rozdziałach dalej brnie się dla świetnej historii o politycznym zabarwieniu i wielowymiarowych bohaterów, a przez ograniczoną formułę walki stają się uciążliwym obowiązkiem. To wciąż bardzo solidna gra, którą polecić można nie tylko fanom wiedźmińskiego uniwersum, ale jednocześnie najsłabsza pozycja w portfolio CD Projekt RED – co jest tym smutniejsze, że przy paru szlifach można było z niej wyciągnąć o wiele więcej.
OCENA: 7/10
Jakub „Miro” Mirowski
Historia jak u pana Andrzeja
Pamiętacie trzeci tom wiedźmińskiej sagi Sapkowskiego? Chrzest ognia był zawsze moją ulubioną częścią pięcioksięgu – formująca się drużyna, okrucieństwa wojny, trudne do rozstrzygnięcia problemy moralne. Po tylu latach książka ta dalej robi na mnie wrażenie. Dużym komplementem jest więc, że szybko poczułem się w Wojnie Krwi, jakbym brał interaktywny udział właśnie w tym przerażającym epizodzie konfliktu z Nilfgaardem. Zacznijmy jednak od początku, a ten – choć nie jest sielankowy – nie zapowiada się aż tak poważnie.
Królowa Meve, władczyni Lyrii i Rivii, wraca do domu z dyplomatycznego spotkania monarchów. Na miejscu okazuje się, że zarządzający krajem hrabia Caldwell źle sobie radził – zapanowało bezprawie, a jego głównym sprawcą jest tajemniczy bandyta o przydomku Książę Psów (tak też zwą się jego kompanii – „psami”). Nie jest żadną tajemnicą, że sytuacja szybko się zmienia, a królowa staje w obliczu znacznie większego zagrożenia.
Inwazja Nilfgaardu na królestwa Północy, bo o niej mowa, zawsze kojarzyła mi się z II wojną światową. Nazwy poszczególnych armii (Grupa Armii Wschód), bezprecedensowe okrucieństwo i czystki etniczne czy wreszcie militaryzacja nilfgardskiego społeczeństwa – nie ma wątpliwości, że Führe... cesarz Emhyr to kawał drania i w Wojnie Krwi widać to aż nadto wyraźnie. Pod tym względem gra błyszczy. Historia nie ustrzegła się wprawdzie paru klisz, ale pisarstwo, choć oczywiście nie zawsze dorównuje poziomowi Sapkowskiego, nieźle oddaje jego styl.
CZY WIESZ, ŻE...
...w Wojnie Krwi swoje pięć minut ma Geralt z Rivii, który zostaje przez Meve pasowany na rycerza po bitwie o most na Jarudze? To zresztą nie jedyny wiedźmin, jaki pojawia się w grze... ale o tym przekonacie się już sami.
ILE SIĘ W TO GRA?
Wojnę Krwi ukończyłem w 28 godzin, zaliczając większość aktywności pobocznych – gra nie oferuje więc dużo więcej. Lepiej by nawet było zresztą, gdyby była krótsza, za to bardziej dopracowana. Rozgrywka prowadzi nas przez pięć swoistych aktów – każdy z nich to osobna mapa, którą przemierzamy, zbierając surowce, walcząc z przeciwnikami (czyt. grając z nimi w gwinta), rozmawiając z postaciami niezależnymi i rozwiązując karciankowe zagadki.