Recenzja gry Shardlight - przygnębiająco, klasycznie, stylowo, bez zmian
Recenzowanie Shardlighta to ciężki kawałek chleba, bo choć można podziwiać, że przy użyciu skromnych środków deweloperzy potrafią tworzyć tak grywalne i wciągające historie, to jednak można się zastanawiać, czy nie stać ich na więcej.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- świetnie wykreowany, przygnębiający i dojrzały świat;
- dobra, angażująca historia z dającą się polubić główną bohaterką;
- przerysowany, ale wyjątkowo interesujący antagonista;
- sensowne zagadki, oparte na prostym łączeniu faktów oraz logice, które początkowo potrafią stanowić pewne wyzwanie;
- piękne pixelartowe tła.
- silnik graficzny złapał zadyszkę nawet jak na studio specjalizujące się w pixel arcie;
- klasyczna do bólu rozgrywka, bez żadnych pomysłowych rozwiązań;
- rozczarowujące pod kątem łamigłówek końcowe rozdziały historii;
- nierówne aktorstwo oraz muzyka;
- weteranom gatunku na pewno nie sprawi żadnych problemów.
W czasach, kiedy najpopularniejsze przygodówki na rynku to produkcje oparte głównie na rozterkach moralnych i prowadzaniu dialogów, gry Wadjet Eye Games jakby zatrzymały się jeszcze w latach 90. To absolutnie nie jest wada – nie każdy musi gustować w humorystycznych projektach Daedalic Entertainment czy na wpół interaktywnych dziełach Telltale Games. Nowojorskie studio już od dawna wie, że jego najsilniejszą stroną są interesujące historie oraz sensowne zagadki. W Shardlighcie, najnowszym tytule tego zespołu, obu tych elementów jest pod dostatkiem.
Niestety, jednocześnie widać, że deweloperzy od pewnego czasu wyraźnie stoją w miejscu. To point-and-click klasyczny aż do bólu, któremu bardzo przydałyby się nowe mechanizmy rozgrywki. Ten problem uwydatnia jeszcze oprawa wizualna. Tak, zdaję sobie sprawę, że narzekanie na grafikę przy recenzowaniu pixelartowej przygodówki jest śmieszne, ale wystarczy zobaczyć jedną scenę „akcji” w Shardlighcie, by zrozumieć, że Wadjet Eye Games potrzebuje nowego silnika tak szybko, jak tylko to możliwe. Na dotychczasowym wszelkie bardziej skomplikowane animacje wyglądają po prostu sztywno. Chętnie widziałbym też opcję zmiany rozdzielczości – domyślne ustawienia sprawiają, że całą grę spędzamy z czarnymi paskami po bokach ekranu. Zresztą nie tylko grafice przydałyby się pewne poprawki. Muzyka ma swoje momenty, jednak w większości przypadków jest dość nużąca – szczególnie gdy zatrzymamy się na dłuższy czas przy jakiejś łamigłówce i musimy słuchać tego samego utworu w nieskończoność.
Jeśli kupujecie Shardlighta z myślą o przygodzie na długie dni, możecie się rozczarować. W grze raczej nie sposób się zaciąć, więc spokojnie da się ją ukończyć w 8–9 godzin. Nie jest to mało, gra została jednak podzielona na trzy akty, spośród których najdłuższy i najtrudniejszy jest pierwszy, zaś dwa kolejne mają już nieco zbyt szybkie tempo. To zaś może sprawić, że po ujrzeniu napisów końcowych odczuwa się pewien niedosyt.
To jednak jedyne zastrzeżenia, jakie można mieć do oprawy Shardlighta. Wadjet Eye Games już od dłuższego czasu pracuje nad produkcjami pixelartowymi i widać, że ma w tym doświadczenie. Przedstawione w grze lokacje potrafią naprawdę zachwycić: czy to mroczna strefa kwarantanny, czy zwyczajne targowisko, nad którym góruje potężny, niepokojący posąg – tła są bez wyjątku bardzo szczegółowe. Przede wszystkim jednak budują specyficzny klimat tej produkcji. Kolorystyka, oparta na brązie, szarości i żółci, od razu wprowadza nas w dość przygnębiający nastrój, który następnie skutecznie pogłębia historia. Swoje trzy grosze dorzuca też świetny, niemalże groteskowy projekt niektórych postaci: chociażby główny antagonista, Tiberius, nosi strój inspirowany francuską arystokracją z XVIII wieku, dodając do niego perukę oraz porcelanową maskę.