9 rzeczy o Starcrafcie, które chcielibyście wiedzieć, ale baliście się zapytać
Miłośnicy Starcrafta mają całkiem niezły powód do świętowania. W tym roku marce stuknęło okrągłe 20 lat, a nie tak dawno oryginał powrócił w wersji Remastered. Dlatego warto zaprezentować kilka ciekawych, mniej znanych faktów na temat gry Blizzarda.
Spis treści
- 9 rzeczy o Starcrafcie, które chcielibyście wiedzieć, ale baliście się zapytać
- StarCraft trafił na automaty, a Blizzard nic o tym nie wiedział
- W StarCrafcie pojawiły się sekretne misje
- StarCraft trafił na uniwersytety i do koreańskich obozów
- Marines to zwykli przestępcy
- W Korei Południowej StarCraft to sport narodowy i profesja
- RTS-y Blizzarda czerpały garściami z obu Warhammerów
- StarCraft wybrał się na wycieczkę w kosmos
- Fabuła StarCrafta to rojenia starego alkoholika?
Marines to zwykli przestępcy
Pamiętacie trailer i zarazem intro do StarCrafta II: Wings of Liberty? Blizzard osiągnął maksymalny poziom widowiskowości, pokazując jedynie, jak maszyneria montuje na Tychusie pancerz marines. Możemy zakładać, że taka podniosła chwila powtarza się za każdym razem, gdy rekrutujemy nowego żołnierza jednostki piechoty, ale nie o tym chcieliśmy napisać.
Nie każdy wie, że wspomniany pan Findlay (czyli Tychus), zdegradowany przez trybunał wojenny za zbrodnie, jest typowym przedstawicielem terrańskiego wojska. Według oficjalnych informacji na temat świata gry większość żołnierzy terran rekrutowana jest spośród resocjalizowanych neuronalnie kryminalistów i buntowników. To w jakiś sposób tłumaczy, dlaczego nasi żołnierze przed upgrade’ami stanowią taki łatwy łup dla... cóż, każdego przeciwnika.
Dla porównania: podstawowa jednostka protosów – zeloci to obrońcy ludu, którzy poświęcili całe swoje długie życie na samodoskonalenie, trenując walkę wręcz, ćwicząc odporność na ból i zdolności psioniczne. Nic dziwnego, że jeden ludzki marine kosztuje połowę zasobów przeznaczanych na zelota i da się go zrekrutować o niemal połowę szybciej.