Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 15 listopada 2005, 11:35

autor: Marek Czajor

MediEvil Resurrection - recenzja gry

Sir Daniel Fortesque, najsłynniejszy kościej na PlayStation, powraca. Gra, mimo iż jest remakiem pierwszej części z PSX-a, niesie z sobą szereg nowinek: nieznane dotąd lokacje, mini-gierki i rozbudowany tryb wieloosobowy.

Recenzja powstała na bazie wersji PSP.

Millennium Interactive to średnio znany producent gier pecetowo-konsolowych (Frogger, DefCon 5, Deadline). W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku firma nie wytrzymała konkurencji na rynku i została wchłonięta przez koncern Sony. Na pożegnanie z własną nazwą i marką autorzy zrobili sympatyczną, zręcznościową przygodówkę pt. MediEvil. Gra zawierała dużą dawkę humoru i spodobała się graczom, dlatego dwa lata później, już pod szyldem SCE Studios Cambridge, byli „milleniowcy” wyprodukowali część drugą. Minęło kolejnych kilka lat i oto ponownie MediEvil puka do waszych drzwi, tym razem w wersji na PSP.

Wcielacie się w sir Daniela Fortesque, niesławnego bohatera wojny o Gallowmere, poległego w walce ze złym czarnoksiężnikiem Zarokiem. Herosa niesławnego, bo w kompromitujący sposób zabitego pierwszą, wystrzeloną w czasie bitwy strzałą. Pokonany i wygnany Zarok wraca po 100 latach, zamieniając Gallowmere w krainę ciemności. Pod wpływem magicznego zaklęcia słońce gaśnie, lud zamienia się w bezwolną masę zabójców, a umarli powstają z martwych. Efektem ubocznym ożywiania truposzów jest przebudzenie spoczywającego w krypcie cmentarnej Dana, z którego na przestrzeni lat pozostała zakuta w zbroję kupka kości. Czy wskrzeszony Fortesque wykorzysta szansę i zmaże okrywającą go hańbę? Czy pokona Zaroka i uratuje królestwo? Kim jest tajemniczy Al Zalam, gnieżdżący się w oczodole jego czaszki?

Leonardo di Caprio to ja może nie jestem, ale ten błysk w oku...

Odpowiedzi na powyższe pytania możecie znaleźć, włączając MediEvil: Resurrection. Jako, że omawiana przygodówka to remake starego tytułu z PSX-a, do przejścia macie ponad 20 lokacji – tych samych co w pierwowzorze (plus kilka nowych), poddanych oczywiście graficznemu liftingowi. Ponadto gra zawiera garść nowości, jak mini-gierki czy rozbudowany tryb wieloosobowy. Zabawę zaczynacie w krypcie Dana, która jest swoistym elementarzem zasad i interfejsu gry. Wszelkie pożyteczne informacje zapisane są w kamiennych księgach, w które wystarczy uderzyć, by otworzyły się i ujawniły swoją zawartość. Po błyskawicznym opanowaniu sterowania (nie jest to trudne) rozpoczynacie wędrówkę po królestwie Gallowmere, eksplorując poszczególne obszary i potykając się z różnorakimi przeciwnikami. Poziomy, który chcecie zwiedzić (te aktualnie dostępne zaznaczone są chorągiewkami), wskazujecie na ogólnej mapie krainy. Po przeniesieniu się do konkretnej lokacji nie macie już mapy, ale niewielka to strata. Plansze są bowiem mało rozbudowane, nieprzyzwoicie liniowe i nigdy nie zdarza się sytuacja, że nie wiedzielibyście, dokąd iść.

Każdy poziom zawiera sekretne miejsca, które albo są sprytnie ukryte, albo dostępu do nich bronią mocna, żelazna brama, ogromny głaz, wielki wóz itp. Aby pokonać przeszkody, musicie używać kluczy, runów lub odpowiedniej broni (np. maczuga rozbija głazy). Runy zdobywacie przetrząsając zakamarki plansz, klucze natomiast dostajecie od bohaterów niezależnych jako nagrodę za wykonanie przeróżnych zadań. A to musicie odnaleźć brakującą część do starego kombajnu, a to wykarczować okolice wioski z bardzo uciążliwego chwastu, a to innym razem uwolnić z lochu uwięzionego przez Zaroka burmistrza. Zlecenia są urozmaicone i ciekawe, choć najczęściej niezbyt skomplikowane.

Jest mapa krainy, ale nie ma mapy poziomów. Po co, skoro są proste jak drut?

Wspomniani wyżej bohaterowie niezależni to jedyne przyjazne dusze, które napotykacie w trakcie przygody, nie licząc tkwiącego w kościejowym oczodole Al Zalema. Pozostali mieszkańcy krainy chcą wam się już tylko dobrać do skóry. A jest tego tałałajstwa sporo, bo ponad 30 rodzajów. Ze względu na przewagę grobowo-lochowych lokacji, atakowani jesteście najczęściej przez szkielety, wychodzące z trumien zombie, powiewające bandażami mumie czy też cmentarne szczury. W wioskach dostaje się wam od opętanych czarami mieszkańców: drwali z zakrwawionymi toporami, dzierżących wielkie patelnie gospodyń, a nawet maleńkich dzieci z równie maleńkimi siekierkami. Makabra. Na polach uprawnych grozę sieją strachy na wróble, wielkie chochoły i halloweenowe dyniowe tykwy. Podsumowując: każdy poziom ma swoich demonicznych przedstawicieli, wrogo do waszego bohatera nastawionych. Z większością z nich poradzicie sobie bez problemu, wystarczą dwa cięcia mieczem czy celny strzał z kuszy.

Z pozbawionych życia wrogów ulatują dusze, które zamiast obrać kierunek na niebo, zasilają wasz kielich, zlokalizowany w prawym górnym rogu ekranu. Gdy pucharek napełni się w 100%, po opuszczeniu poziomu odwiedzacie w nagrodę Aleję Bohaterów (Hall of Heroes). W tym raju dla słynnych wojowników spotykacie najlepszych, poległych rycerzy w historii Gallowmere. Większość z nich to straszne gaduły, dworujące sobie z pechowej śmierci Fortesque’a, ale najważniejsze, że obdarowują go niezwykle skutecznymi narzędziami destrukcji. Warto, abyście postarali się o lepszą broń, bowiem co jakiś czas trafia się w grze boss – specjalny przeciwnik. Jest wielki, silny oraz niezwykle wytrzymały (pasek na dole ekranu) i trzeba się natrudzić, by go pokonać. Ze standardową bronią jest ciężko. Tradycyjnie bestia posiada jakiś czuły punkt, który należy zlokalizować, a wtedy potyczka staje się łatwiejsza. Na plus MediEvil: Resurrection należy zaliczyć fakt, że nigdy nie giniecie definitywnie. Gdy Dan pada martwy od ran, możecie cofnąć się do ostatniego save’u (stan gry zapisujecie w dowolnym momencie) lub zrestartować level.

Do skutecznego eliminowania wroga służy dwojaka broń: krótkiego (melee) lub dalekiego zasięgu (ranged). W pierwszym przypadku wykorzystujecie kilka odmian mieczy (niektóre w zestawie z tarczami), topory i maczugi. Do walki natomiast na odległość służą sztylety, kusze, łuki i dzidy. Jeśli wytracicie całą amunicję, zawsze możecie użyć jako pocisku kościstej ręki Dana, która choć mało skuteczna, jest wielokrotnego użytku. Niektóre elementy rynsztunku (maczugi, tarcze) dość szybko się zużywają i trzeba po jakimś czasie szukać ich zamienników. Na szczęście mój ukochany młot bojowy jest nie do zdarcia, polecam go w rozmowach z wszelkimi rodzajami wrogów w Gallowmere.

Większość bossów jest nieco większa od sir Daniela.

Bronią można zadać trzy rodzaje uderzeń: słabe (najszybciej wykonywane), mocne (wolniej „wchodzące”) i najmocniejsze (wymagające dłuższego przytrzymania przycisku ataku). Dodatkowo jest jeszcze jeden przycisk odpowiedzialny za blok, jednak ma praktyczne zastosowanie jedynie w wypadku używania tarcz. Wciśnięcie kombinacji przycisków powoduje wykonanie zgrabnego kombosa, zadającego większe od standardowych obrażenia. W walce (szczególnie przy używaniu broni dalekiego zasięgu) niezwykle przydatny jest celowniczek w kształcie świecącego, zielonego świetlika czy też duszka. Gdy jego kolor zmienia się na czerwony, oznacza to, że cel został „namierzony” i możecie bez problemu wypuścić pocisk, który prawie zawsze trafia w cel.

Wrogowie czasem atakują z wszystkich stron, dlatego dobra tarcza nie zawadzi.

Jak w każdej typowej zręcznościowej przygodówce, w MediEvil: Resurrection znajdziecie całą masę przedmiotów, mniej lub bardziej przydatnych. Są cztery części kamienia Anubisa, niezbędnych do pokonania Zaroka. Jest osiem kart rozrywki (carnival token), otrzymywanych w nagrodę za ukończenie mini-gierek (o tym niżej). Przy odrobinie wysiłku stajecie się właścicielami kupy przydatnych artefaktów: szpadla (rozkopujecie nim groby), talizmanu (przywołuje wiedźmę), kielichów (oglądacie specjalne zakończenie gry), runów (do otwierania bram), kluczy (odblokowują większe obszary) i innych.

Do tego dochodzi ulokowane w skrzyniach oraz sakiewkach złoto, za które zaopatrujecie się w sklepie Gargoyli w amunicję i płyny z energią. Zamiast kupować wspomnianą energię, wystarczy przeszukać zakamarki plansz, by znaleźć życiodajne zielone butelki, fiolki i pola energetyczne. Szkoda tylko, że w sumie niewiele jest sekretnych, sprytnie poukrywanych miejsc, zawierających skarby. Większość gadżetów leży tuż przy drodze i trzeba być kompletnie ślepym, by ich nie zauważyć.

W czasie przebijania przez kolejne poziomy możecie pograć sobie w rozmaite mini-gierki. Największa ich ilość zgrupowana jest na obszarze Gallowmere Plains, który jest w zasadzie jednym wielkim salonem gier. Do wyboru jest wiele śmiesznych, zróżnicowanych konkurencji: eliminowanie nieprzyjaciół określonym rodzajem oręża, obrona wielkiego dzwonu przed natrętami, rozgniatanie wielkich szczurów młotem bojowym, strzelanie z kuszy do kaczek, zaganianie owiec i drobiu do zagrody itd. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Większość dyscyplin jest „na czas” i do zaliczenia wymaga przejścia dziewięciu plansz na trzech poziomach trudności. Nagrodą za trud jest jedna z kart rozrywki i odblokowanie danej mini-gry dla trybu wieloosobowego.

Poziom Gallowmere Plains jest jak Las Vegas: co krok lokal z grą.

Oprawie graficznej MediEvil: Ressurection naprawdę niewiele można zarzucić. Soczyste kolory i ostre jak brzytwa kontury to jest to, do czego konsola PSP powoli nas przyzwyczaja. Przeprowadzacie swojego rycerza przez rozmaite krajobrazy: ponure cmentarze, krypty i lochy, nawiedzone wioski, zapuszczone farmy i wyludnione miasteczka, pola obsiane zbożem, zielone wzgórza porosłe dziką roślinnością itd. Świat otaczający robi naprawdę korzystne wrażenie. Trochę gorzej jest z animacją głównego bohatera, która mogłaby być bogatsza, wzbogacona o kilka elementów np. przysiad, upadek przy zeskoku z dużej wysokości czy też różne reakcje na odnoszone obrażenia. Ale i tak nie jest źle. Tragiczna jest natomiast kamera, którą nijak nie można obracać (poza wycentrowaniem jej za plecami Dana). Brak możliwości swobodnego rozglądania się w grze w pełni trójwymiarowej to prawdziwa zbrodnia. W dodatku domyślnie ustawiona kamera jest wielką pomyłką, pokazuje niewielki wycinek terenu i prawie nigdy nie nadąża za akcją.

Dźwięk również jest mocną stroną omawianego tytułu. Muzyka towarzyszy wam przez cały czas zabawy i trzeba przyznać, że jest doskonale dobrana do charakteru danej lokacji. W miejscach tajemniczych, groźnych przygrywają symfoniczne, z lekka gotyckie utwory z chórkami w tle. Tam, gdzie jest ciut luźniejsza atmosfera (np. wśród pól uprawnych albo w trakcie zabawy mini-gierkami), muzyka również spuszcza z tonu karmiąc was lekkimi, banalnymi tonami. Na uwagę zasługuje doskonały podkład aktorski występujących w grze postaci. Doprawdy boki można zrywać, słysząc dowcipne uwagi Al Zalama, gapowaty bełkot Fortesque’a (koniecznie włączcie „subtitles” w menu, bo z jego mowy nic nie zrozumiecie) czy wygłaszane skrzekliwym głosem teksty dyniowatej wiedźmy. W ogóle MediEvil: Resurrection – mimo pozornie mrocznego charakteru – tryska czarnym humorem i jeśli znacie jeden z pięciu obsługiwanych przez grę języków, uśmiejecie się nieraz.

Grafika w grze, mimo dość mroczno-grobowego charakteru, może się podobać.

Przed podsumowaniem czas wspomnieć o ostatniej nowości, mianowicie rozgrywce wieloosobowej. Jeśli znajdziecie kompana do zabawy, potykać się możecie w jedną z kilku mini-gierek, odblokowanych wcześniej w trakcie przechodzenia trybu dla pojedynczego gracza. Dzięki Wi-Fi (tryb ad hoc) wybieracie dyscyplinę i czekacie na zgłoszenie się przeciwnika lub sami przyłączacie się do zaproponowanej przez niego zabawy.

MediEvil: Resurrection jest grą, którą mogę z czystym sumieniem polecić wszystkim fanom gier arcade-adventure. Dowcipny scenariusz, wartka akcja, mnogość lokacji, broni i bonusów, a także obecność sympatycznych mini-gierek pozwalają na dobrą zabawę przez dłuższy czas. Gdyby autorzy powiększyli odrobinę poziomy, dali możliwość pomyszkowania po planszach i ulepszyli fatalnie działający system kamer, byłoby wręcz idealnie. A tak jest po prostu dobrze, powyżej przeciętnej.

Marek „Fulko de Lorche” Czajor

PLUSY:

  • humorystyczny, zabawny scenariusz;
  • dużo zróżnicowanych mini-gier.

MINUSY:

  • liniowy sposób przechodzenia poziomów;
  • fatalna praca kamery.
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...