Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 23 października 2009, 13:59

King's Bounty: Wojownicza księżniczka - recenzja gry

Wracamy do Endorii, by po raz kolejny przeciwstawić się inwazji arcydemona Baala i hordy jego piekielnych pomiotów. Czy księżniczka Amelia okaże się równie wielkim bohaterem jak jej mentor, Bill Gilbert?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Po blisko dwunastomiesięcznej przerwie seria King’s Bounty znów zaznaczyła swoją obecność na polskim rynku. Tym razem za sprawą Wojowniczej księżniczki, gry, która pierwotnie miała być dodatkiem do wydanej w ubiegłym roku Legendy, ale ostatecznie rozrosła się tak bardzo, że dziś traktuje się ją jako kontynuację pierwowzoru, a nie tradycyjne rozszerzenie. Faktycznie, produkt firmy Katauri Interactive do małych nie należy. Pod względem wielkości świata nowa gra niewiele ustępuje poprzedniej. Zawarto w niej też podobną liczbę zadań i walk, jakie na okrągło toczymy z nieprzyjaznymi stworami. W sumie zapewnia to około trzydziestu godzin rozrywki przy pierwszym podejściu – całkiem sporo, nieprawdaż?

Od wydarzeń opowiedzianych w poprzedniej odsłonie cyklu King’s Bounty minęło dziesięć lat. Wielka wyprawa Billa Gilberta, w której mieliśmy okazję uczestniczyć, zakończyła się niekwestionowanym sukcesem. Siły piekielne zostały wygnane z Endorii, a wszystkie skłócone rasy, zamieszkujące ten fantastyczny świat, zakopały wreszcie topór wojenny. Nic co dobre, nie trwa jednak wiecznie, a tym bardziej upragniony pokój. Pokonany przez Gilberta demon Baal odzyskał w końcu siły i znalazł skuteczny sposób, by ponownie dać się we znaki mieszkańcom krainy.

Po zakończonej walce pojawia się rozbudowany ekran statystyk,na którym możemy zobaczyć np. jakie obrażenia zadały nasze jednostki.

Baal i hordy podległych mu stworów przetoczyły się przez Endorię jak walec, niszcząc wszystko, co stanęło im na drodze oraz zniewalając dumne niegdyś orki i elfy. Ostatnim bastionem oporu okazał się zamek Kronberg w Grenworcie, ten sam, w którym zaczynaliśmy przygodę w Legendzie. Otoczona magiczną barierą twierdza powstrzymała marsz demonów, ale chroniący się w twierdzy ludzie nie mają żadnych złudzeń – wróg w końcu pokona przeszkodę, a jeśli do tej pory nie wydarzy się cud, Grenwort podzieli los innych krain, zapewniając Baalowi wielkie zwycięstwo.

W tym też momencie rozpoczyna się akcja gry. Jej główną bohaterką jest znana z pierwowzoru księżniczka Amelia, która w ciągu minionej dekady z niepozornej dziewczynki przerodziła się w piękną kobietę. Waleczna następczyni tronu postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i wyruszyć do Teany, gdzie prawdopodobnie przebywa teraz słynny Bill Gilbert. Księżniczka wierzy, że jej mentor znajdzie sposób, by raz jeszcze pokonać Baala i przywrócić porządek w królestwie.

Wojownicza księżniczka jest grą zbudowaną na tych samych fundamentach, co Legenda, dlatego na pierwszy rzut oka niczym nie różni się od pierwowzoru. Przed rozpoczęciem właściwej rozgrywki dokonujemy wyboru klasy, która w dużej mierze zdecyduje o dalszym rozwoju postaci i po krótkiej introdukcji lądujemy w Endorii. Po świecie poruszamy się w czasie rzeczywistym, rozmawiamy z innymi mieszkańcami krainy, odwiedzamy domostwa, zbieramy rozrzucone po planszy przedmioty i przyjmujemy zadania od bohaterów niezależnych. Nie zmieniła się również walka. Wszystkie potyczki rozgrywane są w turach, na placu boju pojawiają się skarby, a czasem różne „przeszkadzajki”, zaś w starciach zwycięża ta armia, której uda się zmieść z powierzchni ziemi jednostki przeciwnika. Podsumowując, od samego początku trudno pozbyć się wrażenia, że mamy do czynienia z klasyczną powtórką z rozrywki.

W rzeczywistości usprawnień w Wojowniczej księżniczce jest całkiem sporo, ale żeby je odkryć, trzeba poświęcić grze więcej czasu. Najważniejszą innowacją, która w istotny sposób wpływa na kwestię eksploracji świata, jest możliwość przeobrażenia wiernego rumaka w pegaza, czyli latającego konia. Amelia może wznosić się w powietrze, kiedy tylko ma na to ochotę – wystarczy wcisnąć jeden przycisk, by już po kilku sekundach szybować w przestworzach. Lecąc, księżniczka omija przeszkody terenowe i przemierzające świat monstra, a także z łatwością ląduje w miejscach niedostępnych inną drogą, np. na położonej wysoko w górach półce skalnej. Trzeba przyznać, że jest to duże udogodnienie, w ogromny sposób ułatwiające rozgrywkę.

Kolejną istotną nowością jest otrzymywany w Teanie smok, który zastępuje znane z pierwowzoru duchy Szkatułki Szału. Zwierzątko aktywnie uczestniczy we wszystkich starciach, zbierając punkty doświadczenia niezależnie od Amelii. Po osiągnięciu kolejnego poziomu, pupil uczy się nowych umiejętności lub rozwija stare, z minuty na minutę stając się coraz skuteczniejszą maszyną do zabijania. Autorzy nie popełnili przy tym błędu pierwowzoru i skrócili naszemu podopiecznemu czas potrzebny na odpoczynek, dzięki czemu słabsze zaklęcia można rzucać nawet co turę, o ile dysponujemy odpowiednią liczbą punktów Szału. Generalnie funkcjonowanie smoka w grze rozwiązane jest dużo ciekawiej niż demonów z Legendy, możemy częściej korzystać z jego usług i szybciej go rozwijać.

Do wyboru jest aż siedem smoków. Każdy z nich dodajeinny bonus bohaterce i na starcie dysponuje inną umiejętnością.

Ostatnią istotną zmianą w Wojowniczej księżniczce jest nowe podejście do kwestii podróżowania pomiędzy kontynentami. Jeśli grałeś w pierwowzór, to zapewne pamiętasz uciążliwą konieczność biegania od jednego środka lokomocji do drugiego, żeby przedostać się na odległą wyspę. W nowej grze ten problem całkowicie znika. Amelia potrafi przepłynąć do innej krainy zwykłym statkiem, o ile wcześniej odnalazła mapę ujawniającą jej lokalizację. Jest to kolejne, bardzo duże udogodnienie, którego trudno nie zaliczyć na plus. Nudne wędrówki po oczyszczonych, a co za tym idzie, nieoferujących już niczego ciekawego krainach w końcu odeszły w niepamięć.

Pozostałe usprawnienia nie są już tak duże, jak te wymienione powyżej, ale z pewnością interesujące. Cieszy to, że słabsze stwory, widząc zbliżającą się w ich kierunku potężną armię, uciekają z drogi, zamiast odważnie kroczyć w objęcia śmierci, jak to miało miejsce w Legendzie. Podoba mi się również rozbudowany ekran statystyk podsumowujący walkę, który wreszcie podaje, ile doświadczenia zdobył smok, a także prezentuje skuteczność wszystkich naszych oddziałów w starciu. Obserwując te ostatnie liczby, możemy pokusić się o szybkie korekty w doborze jednostek, wyrzucając z armii wojska, które do niczego się nie nadają.

Oczywiście na tym lista innowacji się nie kończy. W Wojowniczej księżniczce odwiedzamy nieznane wcześniej krainy, likwidujemy pięciu nowych bossów, poznajemy rasę jaszczuroludzi oraz oglądamy sporo premierowych jednostek, zaklęć i magicznych przedmiotów. Wykazujący cudowne właściwości oręż można teraz niszczyć w celu uzyskiwania run i kryształów, a za pewne osiągnięcia przyznawane są medale, dające rozmaite bonusy. Autorzy pokusili się ponadto o zmiany w drzewku rozwoju postaci i małą rewolucję w zadaniach. Oprócz questów głównych i pobocznych, w grze występują także kontrakty na likwidację określonych bohaterów. Jest to ukłon w stronę pierwszej gry z serii King’s Bounty z 1990 roku. Tam również występowały takie zlecenia.

Wojowniczą księżniczkę napędza ten sam silnik co Legendę, dlatego od strony wizualnej oba produkty różnią się minimalnie. Jeśli zatem komuś nie podobała się baśniowa grafika w poprzedniej grze firmy Katauri Interactive, przygody Amelii nie wpłyną na zmianę jego zdania. Jedyną tak naprawdę godną uwagi nowinką jest możliwość uaktywnienia opcji obrazu stereoskopowego, który po założeniu specjalnych okularów (znajdziecie je w pudełku z grą) wydaje się być w pełni trójwymiarowy. Efekt jest kapitalny, ale po dłuższej sesji bardzo męczy oczy.

Jeśli chodzi o muzykę, tutaj również brak istotnych zmian. W trakcie zabawy słyszymy większość znanych doskonale utworów, a także kilka zupełnie nowych kawałków, przygotowanych z myślą o Wojowniczej księżniczce. Seria wciąż nie dorobiła się mówionych dialogów. Jedyne kwestie, jakie występują w trakcie gry, pojawiają się w introdukcji. Potem pozostaje czytanie tekstów, a tych jest naprawdę sporo.

Aby podróżować pomiędzy wyspami,musimy najpierw odkryć ich położenie na mapie świata.

Choć Wojownicza księżniczka kierowana jest głównie do fanów pierwowzoru, uciechę będą mieć również Ci z Was, którzy do tej pory kontaktu z serią King’s Bounty nie mieli. Gra posiada dobrze zrealizowany tutorial (nieco bardziej rozbudowany niż w Legendzie), a pierwsza z odwiedzanych wysp jest na tyle przyjazna dla użytkownika, że nowicjusze bez stresu zapoznają się z możliwościami programu. Trzeba jednak w tym miejscu podkreślić, że Wojowniczka księżniczka to produkt bardzo wymagający. Nawet na normalnym poziomie trudności niektóre walki dadzą Wam popalić, a błędy popełnione w rozwoju bohaterki, zemszczą się z podwójną siłą w najmniej oczekiwanym momencie. Jeśli marzycie o końcowym sukcesie, musicie poświęcić tej grze mnóstwo uwagi i dokładnie planować swoje poczynania.

Po kilkudziesięciu godzinach spędzonych sam na sam z Amelią, mogę z czystym sumieniem pochwalić deweloperów za kawał dobrej roboty. Jestem rad, że część niedoróbek pierwowzoru została poprawiona lub wyeliminowana, że produkt doczekał się kilku ułatwiających życie rozwiązań, i że całość sprawia bardzo pozytywne wrażenie. Skąd więc niższa w stosunku do Legendy ocena? Odpowiedź na to pytanie jest prosta. Wojownicza księżniczka, choć jest produktem przewyższającym pierwowzór w wielu aspektach, nie wciąga już niestety tak samo mocno jak on. Zdecydowanie zbyt często odnosiłem podczas zabawy wrażenie, że już to wszystko widziałem wcześniej i moim zdaniem Wojowniczka księżniczka nie wykonała takiego skoku naprzód, jakiego naprawdę oczekiwałem. Nadal nie poradzono sobie z problemem mało interesujących questów, znów pod koniec gry nużyły mnie kolejne starcia Amelii z wrogami, zabrakło też tej odrobiny świeżości, która w późniejszej fazie zmagań tchnęłaby nową energię w stare kości. Nie zrozumcie mnie źle. Wojownicza księżniczka to produkt bardzo dobry, ale w kategorii dodatku do Legendy, czym miała być na początku. Jeśli mamy go traktować jako kolejną grę z serii, a tak się go reklamuje, to rosyjscy twórcy muszą postarać się bardziej. I to jest główny powód, dla którego zmuszony byłem odjąć parę oczek. Gracze, którzy nie mieli kontaktu z Legendą, mogą z powodzeniem dodać sobie do oceny jeszcze z 5 punktów.

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

PLUSY:

  • duży, zróżnicowany świat;
  • ogromna liczba jednostek do wyboru;
  • wymagające walki z przeciwnikami i bossami;
  • wiele możliwości rozwoju postaci;
  • sporo magicznych przedmiotów, których może używać księżniczka;
  • mnogość zadań głównych, pobocznych i kontraktów;
  • liczne usprawnienia w stosunku do Legendy, ciekawe nowinki;
  • świetny klimat.

MINUSY:

  • trudno pozbyć się wrażenia, że to wszystko widzieliśmy wcześniej;
  • nużące walki w końcowej fazie gry.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

King's Bounty: Wojownicza księżniczka - recenzja gry
King's Bounty: Wojownicza księżniczka - recenzja gry

Recenzja gry

Wracamy do Endorii, by po raz kolejny przeciwstawić się inwazji arcydemona Baala i hordy jego piekielnych pomiotów. Czy księżniczka Amelia okaże się równie wielkim bohaterem jak jej mentor, Bill Gilbert?

Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne
Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne

Recenzja gry

Laysara: Summit Kingdom jest doskonałą pozycją dla graczy, którzy uwielbiają logistyczne przeszkody stające na drodze do budowy miasta idealnego. Polskie studio Quite OK Games zdecydowanie wie, co robi, oby tylko Early Access okazał się dla niego łaskawy.

Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Nic dziwnego, że to najbardziej wyczekiwana gra na Steamie
Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Nic dziwnego, że to najbardziej wyczekiwana gra na Steamie

Recenzja gry

Polski średniowieczny city builder Manor Lords ma potencjał, by okazać się jedną z najciekawszych gier tego roku. Jak jednak wygląda na początku swojej przygody z Early Accessem? I czy spełnia pokładane w nim nadzieje? Sprawdziłem.