Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 21 maja 2008, 14:49

autor: Adam Kaczmarek

FIM Speedway Grand Prix 3 - recenzja gry

Czy trzecia część serii zasługuje na miano symulatora czarnego sportu? Ładna grafika i oficjalna licencja to raczej za mało do osiągnięcia sukcesu.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Grę można zepsuć na wiele sposobów. Chociażby dlatego, że pisanie kolejnych linijek kodu wymaga niesłychanej precyzji. Powiedzmy, że producent nie zadba o dobrą oprawę graficzną. OK, rozumiem. Nie każdy rodzi się komputerowym Da Vinci. Albo stabilność programu – atut praktycznie niepodważalny. FIM Speedway Grand Prix 3 tych dwóch grzechów zdołało uniknąć. Produkt Techlandu poległ jednak tam, gdzie teoretycznie miał zwyciężyć. Dla niego zgubny okazał się marketing.

Do czego piję? Zazwyczaj przygodę z nową grą rozpoczynam od lektury instrukcji. Pierwsza strona mini–podręcznika do FIMSGP3 to opis tego, czym gra ponoć ma być. Wrażenie po zakończeniu intra jest nienajgorsze: przyjemny, dynamiczny montaż, przewijające się wizerunki żużlowców i szybka muzyka. Chciałoby się rzec – „Oby tak dalej!”. Wchodzimy do menu, zakładamy profil, ustawiamy opcje i dla sprawdzianu wybieramy tryb Treningu.

Dzięki ładnym ujęciom kamery możemy podziwiać estetycznie wykonane modele zawodników oraz maszyn.

FIMSGP3 reklamowany jest jako (cytując instrukcję) „najnowsza odsłona serii uznawanej za najlepszy symulator czarnego sportu”. Nie wiem, kto przypisał tej produkcji takie wyróżnienie. Nie miałem z tym cyklem wcześniej styczności. Bardziej rajcowałem się DOS-ową aplikacją o wdzięcznej nazwie „Żużelek”. Tak czy inaczej – pierwsze chwile spędzone na szusowaniu po torach nazwałbym dramatem. Nie ze względu na skomplikowaną klawiszologię, a z powodu modelu jazdy. Toporność, z jaką sterujemy motorem, przyprawia o ból głowy.

Zacznijmy od tego, że jego obsługa nie jest wcale trudna do opanowania. Klawisze kierunkowe i przycisk odpowiedzialny za sprzęgło w zupełności wystarczą do przejechania wymaganych czterech kółek. Cóż z tego, skoro decyzja o wybraniu zewnętrznego toru jazdy kończy się kraksą na bandzie. Styl ataku preferowany przez najlepszych zawodników w tej grze nie ma szansy się przyjąć. Dlatego w 99% przypadków najlepiej zastosować manewr wymijający po wewnętrznej. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie opóźniona reakcja, z jaką wirtualny zawodnik wykonuje skręt motorem. Aby nie wyłożyć się po raz kolejny na wirażu, trzeba odpowiednio wcześniej wcisnąć kierunek.

Czary goryczy dopełnia realizm zawodów, w których przyjdzie nam zmierzyć się z nadprzyrodzonymi siłami zła w postaci sztucznej inteligencji oraz fizyki. Umiejętności komputera w zakresie prowadzenia maszyny określiłbym jednym słowem – kompromitacja. Zawodnicy pod jego kontrolą wręcz lubują się w przerywaniu wyścigów. Jeżdżą wyjątkowo kiepsko, a co najgorsze – po prostu niebezpiecznie. Nie raz przyszło mi zakończyć jazdę stłuczką, gdyż jeden z uczestników postanowił na zakręcie władować mi się w szprychy. Ot tak, bez powodu, w ułamku sekundy. Nie miałem nawet szans na obronę przed upadkiem. Ja rozumiem, ferwor walki i takie tam, ale tak dzieje się w niemal każdym wyścigu. Prawie jak w Carmageddonie!

Nie mniejszym grzechem Techlandu jest niekonsekwentny system kolizji obiektów. Żużlowcy w sytuacjach bliskiego kontaktu i walki o pozycję nierzadko przenikają przez siebie. Notorycznie zdarza się to podczas ataku SI na gracza. Motory oraz zawodnicy krzyżują się, tworząc dwugłową hybrydę maszyny z człowiekiem, a przy okazji dekoncentrując użytkownika. Najśmieszniejszy jest jednak fakt, iż przeciwników można wybijać z rytmu, delikatnie w nich uderzając, ale nie strącając przy tym na ziemię. Dla takich zagrywek nie przewidziano żadnych konsekwencji, oprócz wywalczenia pozycji. Ponadto wielokrotnie udało mi się uratować kierowanego zawodnika przed wypadkiem, uderzając w bandę bokiem przy prędkości blisko 90 km/h. A na dokładkę jeszcze... wygrywałem.

Setka na zakręcie? Luzik!

Poziom trudności nie jest zbyt wysoki, a przynajmniej nie taki, aby przesiedzieć nad grą więcej niż 2 dni. W cyklu Grand Prix startujemy na 11 różnych arenach, w ramach rzeczywiście obowiązujących zasad. Zawody kończą się w oka mgnieniu. Jeśli ktoś jest wytrwały, może przedłużyć czas zabawy, oglądając powtarzające się cutscenki z przygotowań do biegu albo przegrać pierwsze wyścigi, aby podnieść sobie poprzeczkę w pozostałych. Druga rada kierowana jest raczej do masochistów. Reszta odczuje nudę, albowiem kolejne zawody oprócz zmiany lokacji nie różnią się niczym od poprzednich. Czas zapełniają te same najazdy kamery, ujęcia żużlowców i dekoracje. Prezentacje konkursów są zdecydowanie za mało atrakcyjne i urozmaicone.

Dobijający jest również ubogi wątek ekonomiczny oraz garaż. Ten pierwszy sprowadza się do zbijania kasy i... to właściwie wszystko, bo za gotówkę możemy zakupić jedynie sprzęt ewentualnie go naprawić. Brakuje umów sponsorskich, kontraktów, czegoś, nad czym chciałoby się przesiedzieć więcej godzin. Po łebkach potraktowano również zabawę w mechanika. Strojenie motoru ogranicza się do wyboru modelu danego elementu maszyny np. ramy, silnika, kół. Techland umieścił nawet opcję zmiany przełożenia biegów w trzech wariantach.

FIMSGP 3 nie musi wstydzić się oprawy wizualnej. Grafika spełnia swoje zadanie. Nie ma rewelacji, ale solidność i czystość przekazu są dla mnie najważniejsze. Nieźle prezentują się stadiony. Każdy jest ładny, posiada inną nawierzchnię i długość toru. W trakcie zawodów odpalane są race i stroboskopy. Kombinezony zawodników mienią się w świetle jupiterów. Przyjemnie się patrzy na sylwetki hostess.

Kiepsko natomiast wypada komentarz. Zaciągający twardą angielszczyzną Tomasz Lorek (znany z relacji Grand Prix) wygłasza przed zawodami gawędy o powstaniu toru i historii wyścigów. Styl, w jakim to robi, zasługuje na pałę. Forma poszczególnych opowieści nie pasuje do tego typu gry, a nawet do telewizyjnej relacji. Zamiast fachowego wstępu do turnieju mamy niezły kabaret. Ale to nic w porównaniu z komentarzem Andrzeja Mielczarka, który użycza swojego głosu głównie podczas wyścigów. Lubię słuchać gościa, ale tylko i wyłącznie na żywo. W grze jego kwestie są bardzo ubogie, powtarzalne, często rozmijające się z prawdą, przede wszystkim niedopracowane technicznie. Koło ratunkowe w postaci trybu multiplayer zatonęło razem z całym statkiem, gdyż serwerów z aktywnymi sesjami nie odnotowałem.

Każde Grand Prix kończy się dekoracją najlepszych, oczywiście obecność hostess jest obowiązkowa.

Nie znam ani jednego powodu, dla którego prawdziwy fan żużla powinien zaopatrzyć się w tę grę. A umówmy się, tylko taki target wchodzi w rachubę. Dla pozostałych graczy jest to spokojnie pozycja do ominięcia. Tym, co mnie zmartwiło po zakończeniu zabawy, jest łatwość, z jaką można zrobić klienta w balona. FIM Speedway Grand Prix 3 symulatorem nie jest w żadnym aspekcie. Co więcej, cena, jakiej zażądał dystrybutor, jest po prostu śmieszna i nieadekwatna do zawartości. Generalnie polecam tę produkcję tylko właścicielom ośrodków leczących uzależnienia od gier. Tytuł Techlandu skutecznie zniechęci tamtejszych pacjentów do rozrywki elektronicznej.

Adam „eJay” Kaczmarek

PLUSY:

  • satysfakcjonująca oprawa graficzna;
  • 11 przyjemnych dla oka stadionów;
  • licencja.

MINUSY:

  • to nie symulator tylko arcade;
  • katastrofalny model jazdy oraz fizyka;
  • realizm zawodów;
  • ogólna bieda;
  • żałosne AI;
  • monotonia i schematyczność;
  • mocno ograniczone możliwości ustawień motoru;
  • kiepski komentarz;
  • praktycznie nieistniejący multiplayer;
  • gra na 2 dni (tylko kto będzie w to tyle grał?).
FIM Speedway Grand Prix 3 - recenzja gry
FIM Speedway Grand Prix 3 - recenzja gry

Recenzja gry

Czy trzecia część serii zasługuje na miano symulatora czarnego sportu? Ładna grafika i oficjalna licencja to raczej za mało do osiągnięcia sukcesu.

Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra
Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra

Recenzja gry

Forza Motorsport wreszcie powraca, by upomnieć się o należną jej koronę królestwa simcade’owych wyścigów. I choć potrafi poprzeć swe roszczenia wieloma mocnymi argumentami, nie jest jeszcze w pełni gotowa, by objąć władanie.

Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem
Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem

Recenzja gry

The Crew Motorfest nawet nie próbuje udawać, że nie jest klonem Forzy Horizon. Ale – jak się okazuje – to klon całkiem niezły, oferujący sporo radości z jazdy.