Jeszcze smutniejsze perspektywy na przyszłość. Valve może zrobić to, czego nie potrafiło Sony i Microsoft - uratować konsole
- Smutny krajobraz kanapowego grania
- Jeszcze smutniejsze perspektywy na przyszłość
- Lord Gaben, zbawca konsolowców
- Nowa konsolowa wojna
Jeszcze smutniejsze perspektywy na przyszłość
Microsoft po serii strzałów w stopę miał szansę wykorzystać słabość Sony i kontratakować. Zamiast tego zdecydował się na konsolowe samobójstwo. Po ostatnich decyzjach firmy nie ma co się łudzić – być może „wszystko jest Xboksem”, ale Xbox jako dedykowana konsola jest już martwy i nie ma dla niego przyszłości. Na placu bojów zostało Sony. A historia uczy, że Sony pozbawione realnej konkurencji to Sony aroganckie, spoczywające na laurach i ignorujące potrzeby graczy.
Gdy PlayStation 2 zmiotło całą konkurencję, w siódmą generację Japończycy wchodzili w 2006 roku z absolutną pewnością siebie. Zignorowali potrzeby twórców, tworząc konsolę potężną, ale ekstremalnie trudną do okiełznania. Minęły lata, zanim programiści nauczyli się sprawnie tworzyć gry na PlayStation 3. Sony machnęło ręką na oczekiwania graczy, tworząc maszynę w chwili swojej premiery zbyt drogą (599 dolarów w 2006 roku – po uwzględnieniu inflacji dzisiaj byłyby to 962 dolary, czyli około 3500 zł) i oferującą niewielką bibliotekę unikalnych gier. Zbagatelizowało swoich wieloletnich partnerów, z góry zakładając że każdy będzie chciał robić gry na następcę PlayStation 2 i nie oferując żadnych specjalnych warunków developerom ani nie zabiegając o ich wyłączność.

Microsoft zapłacił Take Two gigantyczne pieniądze za to, żeby GTA4 nie było tytułem na wyłączność PS3. Sony nie próbowało z tym walczyć.
Wtedy Microsoft wykorzystał te słabości. Nawiązał kontakty z developerami odrzuconymi przez Sony. Dzięki temu serie „od zawsze” kojarzone z PlayStation trafiły na Xboxa – Tekken, Ace Combat, Final Fantasy czy Grand Theft Auto. Prostsza architektura Xboksa 360 sprawiła, że projektowanie gier na tę konsolę było dużo łatwiejsze niż na PS3 – a dzięki temu gry multiplatformowe zazwyczaj lepiej wyglądały na konsoli „zielonych”. Xbox 360 był też o 200 dolarów tańszy i zadebiutował rok wcześniej niż konkurent. Wszystko to sprawiło, że konsola odniosła wielki sukces – początkowo większy niż PlayStation 3. Dopiero postawione przed ryzykiem porażki Sony się zreflektowało, ogarnęło i po kilku latach nawiązało walkę. To były naprawdę dobre czasy dla graczy konsolowych – obie korporacje szły łeb w łeb, tworząc świetne gry, wymyślając ciekawe gadżety, przekonując do siebie graczy na najróżniejsze sposoby.
Dzisiaj widzę w Sony korporację z początków PS3. Znowu widzę firmę, która pozbawiona konkurencji przestała patrzeć na potrzeby graczy i deweloperów, bo i tak tego robić nie musi. Deweloperzy nie mają wyjścia, i tak będą robić gry na PlayStation, no bo przecież nie odpuszczą tak dużego rynku. Gracze wyjścia nie mają, jak chcą grać na konsoli, to kupią PlayStation 5, no bo jakie mają alternatywy? Xboxa Series? Bez żartów. Sony nic nie musi. Więc się skupia na maksymalizacji zysków, po trupach.
Stąd głupi pomysł na masowe tworzenie gier-usług, głównie przez zespoły, które nie miały pojęcia jak takie produkcje robić. Stąd zamknięcie programu lojalnościowego PlayStation Stars. Stąd masowe tworzenie najbardziej niepotrzebnych remasterów i remake’ów, o które nikt nie prosił i nie pytał – i jednoczesne ignorowanie próśb o te kilka remasterów, które faktycznie by się przydały (Bloodborne pozdrawia). Stąd ignorowanie próśb o dodanie tych wszystkich funkcjonalności do interfejsu PS5, które miało PS4, a których po tylu latach wciąż nie ma w nowej konsoli. Stąd rezygnacja z tworzenia mniejszych gier, które może nie zarabiały tak wiele jak największe blockbustery, ale miały rzesze fanów, a w konsekwencji zamknięcie legendarnego Sony Japan Studio. I wiele więcej – jeśli się patrzy dość uważnie, to symptomów tego, że Sony jest już w stadium „nie mamy waszego płaszcza i co nam zrobicie” można zauważyć naprawdę wiele. Większość z nich pojawiła się, gdy Xbox był słaby, ale jeszcze w grze. Teraz, gdy „Zieloni” całkiem wypisują się z zabawy, obawiam się że będzie tylko gorzej.

