Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 14 maja 2002, 09:51

autor: Krzysztof Mielnik

Duke Nukem: Manhattan Project - przed premierą

W Duke Nukem: Manhattan Project cofamy się nieco w czasie, do momentu gdy pewne tajemnicze osoby postanowiły odkryć nowe źródło radioaktywnej energii, gdy Duke zajęty był walką z obcymi najeźdźcami.

Pamiętam dokładnie, gdy po raz pierwszy przyszło mi ujrzeć informację o nowym projekcie Sunstorm Interactive; opisywanym tu właśnie „Manhattan Project”. Było to jednego z tych wieczorów, kiedy świat za oknem nie do końca jeszcze potrafił podjąć decyzję, czy aby pozostać w uścisku srogiej zimy, czy też oddać się już w cudownie wonne ramiona wiosenki. Pierwsza reakcja na ujrzany tytuł była jednoznaczna – robią jakąś gierkę na GameBoya. Kiedy jednak wzrok mój powędrował na znajdujące się nieopodal screenshoty, a do świadomości doszedł fakt, iż oto kolejna odsłona przygód Duke’a powstaje wyłącznie na NASZE, blaszane maszyny, z radosnym okrzykiem „King is baaaaaaaaaack!” na ustach wyskoczyłem w górę!

Projekt Manhattan, co ciekawe – z formą prezentacji do której przyszło nam się przyzwyczaić, czyli znanym z „Duke Nukem 3D”, czy wiecznie odwlekanego „Forever” przedstawieniem otoczenia z perspektywy pierwszej osoby, niewiele ma już wspólnego. Ba! Nie więcej wspólnych cech ma on także i z wydanym swego czasu na pierwsze PlayStation „Planet of the Babes”, w którym poczynaniami największego mordercy świń na świecie kierowaliśmy, jak pewno większość z Was kojarzy, na wzór Tomb Raidera, z pozycji TPP.

O ironio! Jedynymi grami z serii, do których możemy więc ów pozycję przyrównać, okazują się być pierwsze dwie przygody naszego bohatera, wydane jeszcze za czasów, kiedy w naszym kraju nieśmiało można było rzucić hasłem „Nie ma wolności bez Solidarności”, a niżej podpisany wgłębiał się w wielce trudne do opanowania tajniki mnożenia i dzielenia :P Tak bowiem, jak wtedy, tak i dziś demolkę czynioną przez największy autorytet Johny’ego Bravo przychodzi oglądać nam w dwóch wymiarach, nie mogąc ruszyć kuprem w inną stronę, niźli tylko w lewo, bądź prawo. (choć z pewnymi wyjątkami, których występowania możemy póki co domyślać się jedynie ze zdjęć)

Oczywiście nawet podchodząc do tematu w taki sposób, ciężko byłoby na przestrzeni dziesięciu z górą lat nie wprowadzić masy modyfikacji. Sam Duke ma więc chadzać lekko i swobodnie, częstując nasze oczy nieznaną dotychczas gracją ruchów. Nie znaczy to bynajmniej, jakoby zmienił swoje upodobania seksualne – wszechobecne dupeczki obok świńskich ryjów wciąż stanowić będą główny bodziec motywujący nas do parcia naprzód (i w tył, i w przód, i w tył...;). Również narzędzia eksterminacji nieprzyjaciół świecą XXI-wieczną świeżością: podręczny Golden Eagle, równie efektowne, co i efektywne wyrzutnie granatów oraz rakiet, działko plazmowe, czy też najbardziej zabójcza zabawka w grze; X-3000, przyprawione zawsze wiernymi shotgunem, czy „maszynówką” obiecują zaprawdę nielichy odrzut!

Same maszkary standardowo już dzielą się na podgrupy. Do pierwszej należą PigCops, czyli wieprzowaci stróże równie wieprzowatego prawa. Mechaniczne wieprzowinki z pejczami dzierżonymi w lateksowych rękawiczkach zwane Fem-Mechs, a których jedynym celem jest uchwycenie nas między swe...ekhm, oczy, stanowią drugą grupkę. Trzecią z kolei tworzą Gator-Oids, czyli zmutowane aligatory zintegrowane ze swoimi Uzi niczym przestarzała karta graficzna z najlepszą płytą główną dostępne po „promocyjnej” cenie w najbliższym hipermarkecie ;> Ostatecznym bossem okaże się zaś Mech Morphix. Wszyscy oni przyprawieni odrobiną niezapowiedzianych jeszcze kreatur już teraz gwarantują nam co najmniej nielichą wyżynkę!

Scenerię tej odsłony Duke’a stanowić będą – na co zresztą wskazuje sam tytuł – okolice Manhattanu. Ganiając po opuszczonych stacjach metra, korytarzach, pokojach, kanałach wentylacyjnych i wreszcie dachach tamtejszych drapaczy chmur - niestety, z wyłączeniem niesławnego World Trade Center - z całym arsenałem pochowanym w rękawach powinniśmy więc poczuć się jak królowie świata!

Cóż powiedzieć... w trwającym kolejny rok oczekiwaniu na „właściwego” Nukema, który już chyba „Forever” pozostanie sennym widziadłem milionów graczy całego świata, niespodzianka w postaci „DN:MP” cieszy ogromnie. Radość ta powinna być jeszcze większa, kiedy weźmiemy pod uwagę fakt, iż na miesiąc przed premierą wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że gra ta nie okaże się tylko efekciarską „zapchajdziurą”, ale bardzo wartościową pozycją – i wszystko to pomimo, iż do pozbawionej stresu zabawy z nią wystarczyć powinien nam komp z PII 350 i zaledwie 64 MB pamięci na pokładzie!

Polskim wydaniem, które uraczyć ma nas rodzimymi podpisami pod oryginalnymi kwestiami z gry oraz dołączoną doń koszulką, zajmie się LEM. Pozostaje nam mieć jedynie nadzieję, że dystrybutor ten nie tylko podoła zamierzonym zadaniom, ale i nie każe wydać nam za grę równowartości bliskiej średniej krajowej :P

Bakterria

Duke Nukem: Manhattan Project

Duke Nukem: Manhattan Project