- 5 niepozornych gier, które zachwycają tłem fabularnym
- Dead Cells
- Dark Souls 3
- Salt and Sanctuary
- Halo Infinite
Halo Infinite
- Rok wydania: 2021 (jeśli nie przełożą)
- Co to: szósta główna odsłona popularnego (niekoniecznie w Polsce) cyklu strzelanin FPS
- Na pierwszy rzut oka przypomina: „głupią strzelankę” bez historii
„Co na tej liście robi gra, która jeszcze się nie ukazała? Czy autora tekstu kompletnie pogięło?” Spokojnie, już się tłumaczę. Halo Infinite będzie szóstą główną – a w sumie czternastą (nie licząc remasterów i wydań zbiorczych) – odsłoną flagowego cyklu strzelanin Microsoftu. Jej zapowiedziana na 8 grudnia premiera przeszłaby pewnie w naszym kraju bez większego echa... gdyby nie rosnąca popularność Xboksów oraz usługi Xbox Game Pass. „Szóstka”, tak jak większość poprzednich odsłon, będzie w niej dostępna, więc jest szansa, że sporo osób ją sprawdzi już w dniu premiery. Robiąc szybki rekonesans w „internetach”, część z nich z pewnością odkryje, że seria Halo posiada całkiem ciekawą fabułę – przynajmniej jak na „głupią strzelankę”. Najbardziej dociekliwi przekonają się też o przeogromnym „lorze” tych produkcji.
Co trzeba zrobić, aby je poznać i móc z czystym sumieniem przystąpić do grania w Infinite? Przejść pięć głównych odsłon? Pewnie wystarczy to do zrozumienia fabuły; myślę wręcz, że studio 343 Industries opowie historię w taki sposób, żeby była ona atrakcyjna nawet dla niedzielnych sympatyków gamingu. Ukończyć wszystkie spin-offy serii? Po takim maratonie pewnie niewiele by komuś umknęło. Żeby jednak poznać każdy niuans uniwersum Halo, trzeba jeszcze przeczytać ponad 30 książek. A kolejne – np. The Rubicon Protocol – wciąż powstają. Zainteresowani?
Wiem, co sobie teraz myślicie: po co marnować czas na literaturę niskich lotów? Macie rację, ale tylko do pewnego stopnia. O ile bowiem pierwsze powieści traktujące o Master Chiefie rzeczywiście nie zachwycały – po prostu towarzyszyły grom i były napisane przeciętnym językiem – o tyle wraz z nieprzewidzianym chyba przez twórców rozwojem marki kolejne książkowe pozycje stawały się coraz lepsze. Dość powiedzieć, że zostawiają one daleko w tyle wypociny serwowane fanom cyklu Assassin’s Creed przez Olivera Bowdena. Powieści z uniwersum Halo na pewnym etapie nie tylko zaczęły ukazywać się niezależnie od gier, ale także opowiadać własne historie. Niektóre pozycje, jak chociażby First Strike, wypełniają luki fabularne, inne zaś – zwłaszcza te nowsze – snują własne narracje. Wszystkie bez wyjątków są jednak uznawane za kanoniczne i nie wątpię, że najwięksi fani Halo przerzucili każdą ich stronicę w poszukiwaniu informacji o „lorze”.
To szczególnie ciekawy przypadek zachodzącej pomiędzy różnymi mediami synergii – wydawane gry napędziły powstawanie książek, które może nie stały się bardziej popularne od swoich „wirtualnych sióstr”, ale wsparły ich rozwój, jednocześnie przyciągając przed ekrany nowych odbiorców. To trochę tak jak z Andrzejem Sapkowskim, który napisał książki na podstawie gier „Redów”... Zaraz, tak to było? Wyobrażam sobie sytuację, w której ktoś przypadkiem trafia na książkę o Halo, a gdy ta przypada mu do gustu, sięga po kolejne, aż w pewnym momencie postanawia przetestować gry. Te ostatnie zaś mają tak dobrą fabułę właśnie dlatego, że posiadają bardzo rozbudowany „lore”, którego elementy siłą rzeczy do nich trafiają.
Lorem ipsum...
Jak więc widzicie, arcyciekawy „lore” może kryć się w nawet najbardziej niepozornych grach – od prostych platformówek i produkcji skupiających się na wywijaniu mieczem po „głupie strzelanki”. Czasami jego elementy bywają głęboko schowane i żeby do nich dotrzeć, potrzeba wielu godzin treningu oraz prób. Innym razem informacje są podane na talerzu – wystarczy odrobina chęci i można je przyswoić. Niezależnie jednak od formy, w jakiej „lore” zostaje ujęty, jedno pozostaje niezmienne. Poznawanie go to zajęcie na długie, długie godziny. Nic dziwnego, że stało się ono hobby największych fanów poszczególnych serii.


