Mroczna gra odniosła niespodziewany sukces, choć na trzy dni przed premierą Steam jej zakazywał. Samotny deweloper wygrał szalony wyścig z czasem
Survival horror Emissary Zero zaliczył znakomitą sprzedaż na Steamie, mimo że „finalna wersja była gotowa dzień przed premierą”. Niezależny twórca ujawnia kulisy swojego sukcesu.

Droga do wydania gry bywa długa i usiana przeszkodami, ale czasem pozytywny odbiór społeczności wynagradza wszelkie trudy. Niezależny survival horror Emissary Zero do ostatnich chwil miał problemy ze spełnieniem warunków Steama, a dziś może pochwalić się sprzedażą sięgającą 150 tysięcy kopii. Sukces zaskoczył twórcę, który nie spodziewał się tak pozytywnego odzewu.
Fenomen niezależnego horroru
Emissary Zero to pierwszoosobowa produkcja, w której samotnie lub z trójką towarzyszy otrzymujemy zadanie wykonania nocnych napraw. Problem w tym, że do usterek doszło w tajemniczym kompleksie opanowanym przez potwory, a my nie mamy z nimi żadnych szans w bezpośrednim starciu. Pozostaje nam więc cicha eksploracja oraz czujne obserwowanie terenu przy jednoczesnym rozwiązywaniu zagadek.
Tytuł przekonał do siebie graczy na Steamie, którzy odwdzięczyli się ponad 1700 recenzjami, z czego aż 82% jest pozytywnych. Fakt, że produkcja została prawie 200 tysięcy razy dodana do listy życzeń to z kolei mocna sugestia, że sprzedaż dzieła może jeszcze wzrosnąć.
Emissary Zero walczyło do ostatnich chwil o debiut na Steamie
Rone Vine – autor horroru – podzielił się w serwisie Reddit swoją drogą do momentu wydania gry. Jak twierdzi, prace nad Emissary Zero rozpoczęły się w 2024 roku, a jego głównym celem było ukończenie projektu w ciągu mniej niż 12 miesięcy. Chciał w ten sposób uniknąć zbyt długiego procesu produkcyjnego. Tym bardziej że we wrześniu porzucił etat, by w pełni oddać się tworzonemu dziełu.
Oszczędności Vine’a zmusiły go do zaplanowania premiery na marzec 2025 roku, jak również doprowadziły do crunchu w ostatnich 3 miesiącach przed debiutem. Mimo intensywnego wysiłku los Emissary Zero wciąż nie był jasny. Steam odrzucił pierwszą wersję gry ze względu na potencjalne naruszenie praw autorskich (jedna z postaci zbyt mocno przypominała Slender Mana) i dopuścił ją dopiero na 2 dni przed rozpoczęciem sprzedaży. To jednak nie był jedyny problem producenta.
Udało mi się połączyć wszystkie wydarzenia fabularne zaledwie 2 tygodnie przed premierą. Teksty zostały ukończone 3 dni przed nią, a tłumaczenie maszynowe na inne języki zostało wykonane 2 dni wcześniej. Chociaż wiele zostało zrobione w ostatniej chwili, finalna wersja była gotowa dzień przed premierą – wspomina autor Emissary Zero.
Dziś Rone Vine może cieszyć się zarówno świetną sprzedażą, jak i recenzjami, ale do sukcesu potrzeba było nieco szczęścia. Gra miała praktycznie zerowy marketing, jednak dzięki viralowemu materiałowi na TikToku w kwietniu tego roku zaliczyła ogromny wzrost popularności.
Emissary Zero to ciekawa pozycja dla fanów survival horrorów, a jednocześnie inspiracja dla niezależnych deweloperów. W lipcu Vine zaktualizował swoje dzieło o wsparcie dla gogli VR, a obecnie planuje już kontynuację, którą – jak sam zapowiada – chciałby wydać także na konsolach.