„Ludzie albo to pokochają, albo znienawidzą”. Legendarny deweloper twierdzi, że jego gry przesuwają granice w branży i nowa nie będzie wyjątkiem
Hideo Kojima przypomina, że w gamedevie wciąż jest miejsce na oryginalność i ryzyko. Dlatego jego nową grę „albo pokochamy, albo znienawidzimy”.

Kojima to osobliwość na scenie gamedevu. Idzie tam, gdzie inni nie odważyliby się pójść, zaskakująco łączy ze sobą koncepcje, a jego projekty mają w sobie oryginalność, która u wielu twórców z czasem zanika, ustępując zachowawczości i powtarzalności. Jak on to robi? Portal Ssense dostarczył nam materiału do refleksji nad tym pytaniem, dzięki czemu poznaliśmy Kojimę od nieco innej strony.
Artysta gamedevu
Kojima w przytoczonym wywiadzie daje się bowiem poznać jako artysta, a przynajmniej jako wielbiciel sztuki. Stały bywalec związanej z nią tokijskiej dzielnicy Ueno, weekendy woli spędzać z synem w muzeach, gdzie, jak sam to określa, „czuje szczególne emocje” (zwłaszcza jeśli patrzy na dzieło sztuki wykonane przez dawno zmarłego artystę). Niektóre z nich były inspiracją np. dla Death Stranding.
Mógłbym stworzyć grę, patrząc tylko na obraz. – powiedział Kojima swemu rozmówcy z Ssense, co zapewne tłumaczy jego fascynację Clair Obscur.
Japończyk nie kryje także inspiracji różnymi tekstami kultury. Muzyka, film i literatura mają często duży udział w opracowywanych przez niego produkcjach, co wpływa na ich odczuwalną intertekstualność. Paradoksalnie, to zainteresowanie filmem miało także największy wpływ na jego ścieżkę w branży gier wideo. Młody Kojima chciał bowiem zostać filmowcem, ale z powodu trudności z przebiciem się do japońskich branżowych kręgów wybrał jednak gamedev. Z bardzo dobrym skutkiem.
Kto nie ryzykuje...
Od samego początku był bowiem kreatywnym buntownikiem, który wolał na przykład nagradzać gracza za skradanie się, zamiast strzelanie do przeciwników (jak to było w Metal Gear). Nie obawiał się także podejmować ryzykownych kroków – przykładem może tu być rozstanie się z Konami, które próbowało zablokować wiele jego projektów, zasłaniając się argumentem o ich nieopłacalności.
Tak właśnie narodziło się Kojima Productions, a sam Kojima w końcu mógł realizować swą wizję bez przeszkód. Jednak nawet to nie uchroniło go przed wątpliwościami podlegającego mu zespołu podczas pracy nad Death Stranding – wielu jego członków nie miało pewności, czy projekt się uda, ale to nie przeszkodziło im dalej pracować nad produkcją. Ostatecznie Kojima osiągnął coś, co udało się niewielu – wynalazł własny gatunek „strand game” (z pogranicza immersive sima i symulatora chodzenia), czym na dobre zapisał się w historii gamedevu.

Inne spojrzenie na gamedev
Jak na prawdziwego artystę przystało, twórca nie kryje także rozczarowania obecnym kształtem branży. Jego zarzuty dotyczą powtarzających się do znudzenia we współczesnych grach mechanik i motywów. Boleje również nad generyczną stroną wizualną wielu produkcji. Ponadto nie szczędzi krytyki grom militarnym. Zajmującym się nimi twórcom zarzucił, że „nie wiedzą nawet, jak rozmontować pistolet czy strzelać”. Uprzedzając pytania – stwierdził, że sam to potrafi.
Nawet oprawa wizualna i mechaniki są praktycznie takie same. Wiem, że wielu osobom to odpowiada i to rozumiem, ale ważne jest, żeby dodać do gry coś naprawdę nowego, coś, co popchnie branżę do przodu – narzekał reżyser.
Zapytany o to, jak udaje mu się utrzymać tak spójną, kreatywną wizję odpowiedział, że jego mózg działa wielotorowo – równolegle toczą się tam procesy odpowiedzialne za storyboarding, scenariusz i produkcję. Nad czym jednak teraz pracuje? Jego myśli orbitują przede wszystkim wokół Physint (które jawi się jako powrót do akcyjno-szpiegowskich korzeni w stylu Metal Gear Solid) a także tajemniczego projektu o nazwie OD, o którym twórca powiedział tylko, że „będzie to coś zupełnie innego. Ludzie albo to pokochają, albo znienawidzą”. Czekamy zatem na więcej szczegółów.