Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Hyde Park 20 sierpnia 2001, 09:39

autor: Redakcja GRYOnline.pl

Opowieść GRY-OnLine

Wciągająca opowieść osadzona w krainie fantasy „Fearunie”, w której stali bywalcy naszego forum, m. in. zdradziecki „Niewolnik”, piękna choć śmiertelnie niebezpieczna „Queen of Hearts” oraz tajemniczy „le Diable Blanc” ukazują swój potencjał literacki..
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.

„OPOWIEŚĆ GRY-ONLINE”

Od dobrych kilku dni przedzierał się przez górską przełęcz wśród lodowej nawałnicy. Otulony karmazynową opończą, resztkami sił utrzymywał się na nogach. Wędrowiec nie miał już sił by dalej iść...Wychłodzone na wietrze ciało przeszywały raz po raz pełne bólu skurcze mięśni, a z omdlałej ręki wysunął się ogromny miecz, upadając pod jego stopami. Czy przyjdzie mu tu umrzeć w tej zapomnianej przez bogów krainie? Zmęczony osunął się na kolana.

Wtem spostrzegł jakby przez mgłę nadchodzącą w jego kierunku postać. „Pewnie to omamy” pomyślał. Jednakże po chwili do jego uszu doszły odgłosy kroków na skrzypiącym śniegu. Ręka najemnika, bo on to był w istocie, odruchowo sięgnęła po lezący miecz....

- Kim jesteś...?

- Jestem Crom bóg wojny i zabieram Leo twoją duszę do Hadesu.

A więc jednak nie mylił się. Sam bóg wojny Crom przyszedł do niego by zabrać jego nieszczęsną dusze do Hadesu. „Czyż taki ma być mój koniec” ? Cromie, błagam pozostaw mnie przy życiu. Moja misja nie została jeszcze ukończona....

Crom uśmiechnął się.

- Twoja dotychczasowa misja nie jest ważna. Teraz pracujesz dla mnie. Tak jesteś najemnikiem, wiec moja zaplata będzie największa jaka do tej pory otrzymałeś...twoje życie....jego koniec lub wieczne trwanie. Czasu do namysłu masz niewiele.

- Cromie, nie pozwól bym umarł na tym pustkowiu. Przysięgam przelać za twe słowa krew tysiąca wiedźm.....och, natchnij me ciało nienawiścią i dodaj mi sił bym mógł spełnić swą przysięgę....

Crom popatrzył w dal...

- Wiec zgadzasz się. Dobrze...walcz z tym co nadciąga, a gdy przeżyjesz to może powiem ci co masz dla mnie zrobić...

Leo wolno odwrócił wzrok w stronę watahy krwiożerczych bestii.......Wilki Valharuu, najgorsze ze wszystkich potworów Lodowej Przełęczy...

Crom zawahał się. Chciał już odejść, ale pomyślał, ze czeka go niezłe widowisko...

Serce zaczęło bić mu coraz mocniej, adrenalina coraz szybciej płynęła przez jego żyły. Bestie powoli przedzierały się przez zamieć, kierując się w jego stronę. Czuł, że wilki zwęszyły jego zapach, czuł że zbliża się nieuchronny koniec. Wilki zbliżały się do niego. Był zbyt zmęczony by uciekać. Największy wilk, prawdopodobnie przywódca stada, podszedł do klifu. Wataha zaczęła otaczać klif tak, aby nie pozostawić swej ofierze żadnej drogi ucieczki. Zresztą to i tak nie miało znaczenia, i tak nie był w stanie uciekać. Przywódca stada zawył, dając znak ataku reszcie stada. Jeden z wilków, znajdujący się najbliżej Leo, wyskoczył by zadać mu śmiertelny cios. Wtem zdarzyło się coś niesamowitego. Ognista kula uderzyła atakującego wilka i odrzuciła go o kilka metrów od niedoszłej ofiary. Kilka innych kul trafiło pozostałe otaczające go wilki. Te z bestii, które przeżyły, szybko oddaliły się znikając w zamieci. Najemnik spojrzał w kierunku, z którego nadeszło wybawienie. Zobaczył tam człowieka odzianego w szaty maga. Mag zbliżył się do niego. Nachylił się nad nim i rzekł:

- Witaj przyjacielu, widzę, że odnalazłem cię w samą porę!

Zmęczony Leo czuł, że znalazł przyjaciela. Zdołał tylko wypowiedzieć: „Witaj” i zemdlał.

Wtem od Wschodu wyczuł obecność jeszcze jednej postaci. Arktus nie czekał na spotkanie i rzucając czar przemieszczania usadowił się na skale...

Tymczasem ze wschodu brnąc po kolana w śniegu podążał podpierając się okuta laską mocno zbudowany mężczyzna. Mamrotał coś pod nosem i gdyby tak ktoś mógł usłyszeć co mówi zdziwiłby się jakie mocne słowa wylatują z jego ust.

- Niech piekło pochłonie te przeklęte zimno, niby nie lubię upałów ale jeszcze trochę a nawet jajka mi zamarzną i rozsypią się w pył i proch. Jeszcze na dokładkę kończy mi się napój rozgrzewający a w okolicy nie widać żadnej osady, gdzie można by usiąść przy ogniu i odpocząć w ciepełku.

- Niech je dopadnę tego przyjaciela łysej kobyły i wykastrowanego osła przez którego, ja kapłan samego Bachusa boga dobrego i litościwego muszę się pętać po takim zadupiu.

Mamrotanie przeszło w dziki ryk gdy zauważył co, a właściwie kto leży w śniegu przed nim. To był Leo sprawca jego nieszczęścia i to na dokładkę mocno pogryziony w zadek przez wilki.

- No nie, mam za dobre serce, nie mogę dobić rannego. Chyba najpierw go uleczę a następnie niech powie co ma na swoją obronę. Jeżeli nie będzie miał mocnego usprawiedliwienia to...

Gdzieś na skale powyżej siedział spokojnie Arktus i przyglądał się tej scenie. Choć żaden z uczestników nie mógł się z nim mierzyć, wszyscy byli przed nim bezbronni nawet nie mieli możliwości go zobaczyć ale on siedział i wypatrywał wroga silniejszego niż oni...cóż, ciekawe dokąd udadzą się Ci dwaj...

...rozetnę go na dwoje jakem Adamus. Pochylił się nad nieprzytomnym Leo, po czym wlał mu w usta trochę czarnorynkowej (jako że Królestwa Północy miały odgórnego - od samego Bachusa - bana na wyrób tego życiodajnego napitku) krasnoludzkiej gorzałki. Leo otworzył przemarznięte oczęta, spojrzał na swego wybawcę po czym rzekł:- Ach ma piękną dziewojo, jako żywo nigdym ci ja nie ujrzał równie cudnego widoku jako nieziemski urok twego lica. Pójdź w me ramiona.- Po czym dźwigając się niezgrabnie z ziemi usiłował pochwycić dwakroć od niego potężniejszego Adamusa. -Co za cymbał, nie dość, że marnuję na niego dobry napitek, to jeszcze śmie brać mnie za kobiałkę- pomyślał Adamus brutalnie zrywając smukłe dłonie Leo ze swych mocarnych barków. -Trza mu chyba ponownie trzasnąć przez łeb, co by trawiąca go gorączka opuściła to sponiewierane ciało-. Co pomyślawszy, wziął potężny zamach zza głowy i huknął obuchem ile sil w rękach...

...poczym znowu zaczął marudzić w niebogłosy:

- Nie ma rady muszę jeszcze i to brzemię ponieść - westchnął Adamus.

Zarzucił sobie Leo na ramie i dalej ruszył mozolnie brnąc przez śnieżne zaspy.

Po jakichś dziesięciu kilometrach kiedy siły już zaczęły go opuszczać ujrzał w oddali dziwne światełko. Widok ten podniósł go na duchu i krew zaczęła żywiej krążyć w żyłach. Poczuł się jakby łyknął sporą dawkę gorzałki i żywo pokłusował w stronę światła.

Na skraju lasu przysypana śniegiem stała przechylona ze starości chatka. Z komina wydobywał się dym i szybko ginął w tumanach śniegu, a z jedynego okna sączył się dziwny niebieskawy blask.

Adamus poprawił sobie na ramieniu nieprzytomnego Leo i mocno zapukał do drzwi.

- Kto tam się włóczy w taka pogodę po dworze?

Dobiegł zza drzwi miękki kobiecy sopran.

..ohhhh...gdzie...gdzie...jestemmm? - wychrypiał Leo, dochodząc do siebie. Jakiś wielki człowiek niósł go na swych potężnych ramionach. Świat nagle znów zawirował i najemnik stracił przytomność ponownie...