Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Hyde Park 21 maja 2007, 16:50

autor: SirGoldi

Spider-Man 3 - recenzja filmu

Podobnie jak w poprzednich częściach, akcja Spider-Mana 3 dzieje w Nowym Jorku, czyli w mieście uważanym za jedną z największych światowych wylęgarni przestępczości. Ale od czego jest dzielny tytułowy bohater?
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.

Spider-Man 3 jest w głównej mierze nastawiony na akcję. Oczywiście nie znaczy to, że przez cały czas trwania filmu obserwujemy, jak pajączek daje popalić drobnym złodziejaszkom czy walczy ze swoimi głównymi przeciwnikami lub przemieszcza się z miejsca na miejsce przy pomocy pajęczej sieci. I całe szczęście, że reżyser wziął sobie do serca powiedzenie „co za dużo, to niezdrowo”, bo w innym wypadku byłoby po prostu nudno. Co w takim razie pozwala nam chwilę odetchnąć od licznych efektów specjalnych? Rzecz jasna pogaduszki Petera z ciocią May oraz jego miłosne rozterki. W tym miejscu trzeba nadmienić, że o ile do tego pierwszego elementu po prostu nie można się doczepić, tak do drugiego – jak najbardziej. Romanse Parkera z Mary Jane są przesiąknięte sztucznością. Ba, odważę się nawet napisać, że takowe momenty przywodzą na myśl jakąś niezidentyfikowaną telenowelę rodem z Ameryki Południowej, którą mamy wątpliwą przyjemność oglądać codziennie w godzinach popołudniowych. Inna sprawa, że spora w tym „zasługa” Kirsten Dunst... Ale do tego jeszcze powrócę w dalszej części recenzji.

Oto dowód na to, że postać Sandmana została przedstawiona naprawdę wyśmienicie. Ostateczny efekt jest powalający.

Głównym smaczkiem poprzednich części były dialogi pomiędzy Peterem a jego szefem, czyli J. Jonah Jamesonem, redaktorem naczelnym Daily Bugle. Wierzcie mi albo nie, ale Simmons w „trójce” rolę narwanego kierownika odegrał jeszcze lepiej! Najlepszym na to dowodem jest fakt, że naprawdę trudno było znaleźć na sali kinowej osobę, która przynajmniej raz nie parsknęłaby śmiechem w momencie, gdy Jamesom wypowiadał jakąś zabawną, naszpikowaną emocjonalnie kwestię. Zwłaszcza scena z lekami oraz aparatem fotograficznym utkwiła mi w pamięci. Zresztą, na pewno każdy, kto już wybrał się do kina, miło wspomina te akcenty humorystyczne. Do pewnego momentu śmieszył również sposób otwierania drzwi (tych kompletnie zdezelowanych, do swojej klaustrofobicznej nory) przez Parkera, jednak potem najzwyczajniej w świecie stało się to nudne.

Przyznaję się bez bicia, że komiksy ze Spidey’em w roli głównej znam bardzo słabo. Mogę się jedynie pochwalić dobrą znajomością kreskówek. Na wszelki wypadek więc przyparłem do muru znajomych, żeby zdradzili mi co nieco na temat komiksu. Ostatecznie przesłuchania zakończyły się sporym powodzeniem i nawet obyło się bez ofiar śmiertelnych. A jakie są moje wnioski? Ano takie, że reżyser odwalił kawał dobrej roboty, bo większość scen pokrywa się z komiksowymi czy kreskówkowymi. Niemała w tym zasługa Maguire’a, który nienajgorzej odegrał rolę tępawego macho (a wszystko przez wpływ symbionta...) odstawiającego szopkę na ulicy oraz w restauracji. Owszem, było to trochę żałosne, ale mimo wszystko Tobey zrobił raczej wszystko, by wyzwolić z siebie całe pokłady frajerstwa. ;-) A, co ważne, tak właśnie miało być.