Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Recenzja gry

Recenzja gry 28 maja 2025, 16:00

Recenzja Elden Ring: Nightreign. Bez kompromisów, litości i prowadzenia za rączkę

Początkowo miałem co do Elden Ring: Nightreign wątpliwości. Obawiałem się, że nowa pętla rozgrywki będzie monotonna, a cały pomysł szybko straci impet. Po kilkudziesięciu godzinach rozgrywki widzę, że FromSoftware zaryzykowało – i to się opłaciło.

Recenzja powstała na bazie wersji PS5.

Elden Ring: Nightreign to pierwszy – i jak wiemy nie ostatni – poważny eksperyment FromSoftware po ogromnym sukcesie Elden Ringa. Tym razem studio wyraźnie daje do zrozumienia, że nie zamierza bez końca powtarzać tego samego soulslike’owego schematu. Nightreign to osobna gra, nowa struktura, nowa jakość – i przede wszystkim próba wyjścia poza bezpieczne ramy gatunku.

Jeszcze w lutym, po zamkniętym pokazie gry, miałem co do tego projektu poważne wątpliwości. Obawiałem się, że nowa pętla rozgrywki będzie zbyt monotonna, a cały pomysł straci impet po kilku godzinach. Dziś, po kilkudziesięciu godzinach spędzonych z pełną wersją, mogę powiedzieć jedno: FromSoftware zaryzykowało – i w dużej mierze im się to opłaciło. Nightreign to gra wymagająca. Nie dla tych, którzy szukają relaksu po pracy, tylko dla graczy gotowych na zaangażowanie, skupienie i konsekwencję. Ale właśnie dzięki temu wciąga jeszcze mocniej.

Progresja oparta na wiedzy

Nightreign to osobna gra osadzona w uniwersum Elden Ringa, ale o zupełnie innej strukturze. Zamiast otwartego świata i długoterminowej progresji postaci mamy tu podejście znacznie bliższe klasycznym roguelike’om – takim, w których rozwój gracza nie odbywa się przez zbieranie coraz lepszego ekwipunku (a nawet jeśli, to jest on tylko w ramach pojedynczego podejścia), tylko przez zdobywanie wiedzy i doświadczenia.

Elden Ring: Nightreign wymaga uważnego grania.Elden Ring: Nightreign, Bandai Namco Entertainment, 2025.

To nie jest produkcja, w której postęp oznacza większe liczby albo pasywne korzyści po śmierci. Nightreign przywraca filozofię gier sprzed ery metaprogresji, gdzie jedynym realnym upgradem między próbami było to, że jesteśmy mądrzejsi niż godzinę temu. Każdy run, nawet nieudany, przynosi więc nowe informacje: którego bossa warto zabić, a którego lepiej ominąć, jak optymalnie zaplanować trasę przez świat, jaki zestaw broni i czarów sprawdza się w konkretnym scenariuszu, a także kiedy podjąć ryzyko, a kiedy grać defensywnie.

To wiedza – nie ekwipunek – daje tutaj przewagę. System reliktów, który pojawia się jako główny i jedyny element wzmacniający postać pomiędzy kolejnymi wyprawami, co prawda oferuje nowe możliwości i przydatne wzmocnienia, ale nie pełni roli „gamechangera”. Relikty są tylko narzędziami: pomagają, ale nie wygrywają gry. Jeśli nie opanujemy mechanik, nie nauczymy się bossów i nie zrozumiemy mapy, to nawet te najlepsze relikty na nic się nie przydadzą.

Relikty dają nowe możliwości, ale nie wygrają za nas gry.Elden Ring: Nightreign, Bandai Namco Entertainment, 2025.

Tym bardziej, że Nightreign w klasyczny dla FromSoftware sposób nie tłumaczy wielu istotnych elementów wprost. Gra ukrywa sporo zasad i bonusów, które trzeba samodzielnie odkryć – czasem metodą prób i błędów, czasem przez uważną obserwację. Przykład? Niektóre bronie zapewniają pasywne bonusy statystyk, nawet jeśli nie mamy ich aktywnie w ręce – wystarczy, że są w ekwipunku. Ale informacji o tym systemie w samej grze trudno szukać. Podobnie losowe wydarzenia rozrzucone po świecie - nie mają jasnych opisów, a ich znaczenie trzeba sobie wywnioskować samemu. Nawet tak kluczowe rzeczy jak lokalizacja ulepszeń do broni potrafią być ukryte i trzeba je odkrywać na własną ręką. Dzięki temu gra nagradza uwagę i eksperymenty, a każde odkrycie – nawet najmniejsze – daje realne poczucie progresu.

Tym samym Nightreign stawia na gracza. Na jego zdolność do uczenia się, analizowania i podejmowania lepszych decyzji z każdą kolejną próbą. To podejście, które dziś coraz rzadziej widuje się nawet w grach roguelike – gatunku, który pierwotnie opierał się właśnie na tym: że to gracz, a nie postać, ma być coraz lepszy. W praktyce oznacza to, że Nightreign jest bardziej wymagający mentalnie niż fizycznie – nie chodzi o refleks, tylko o zrozumienie. Im więcej wiemy, tym sprawniej nam idzie. Śmierć nie oznacza utraty „postępu” w klasycznym sensie – bo postępem jest zrozumienie gry. I choć struktura świata, bossowie i system reliktów pozwalają na eksperymenty, to sukces zawsze zaczyna się przed walką, nie w jej trakcie.

Dla wielu graczy to będzie odświeżające – ale też brutalnie szczere. Nightreign nie daje forów. Ale jeśli jesteś typem gracza, który lubi analizować, testować i szukać nowych ścieżek, ta gra potrafi wciągnąć jak mało która. Jeśli jednak jesteś fanem spokojnej rozgrywki, w której nie goni cię czas i nie musisz zastanawiać się, który pasywny bonus da ci większą przewagę nad bossem, to Nightreign raczej nie będzie dla Ciebie.

Regrywalność

Na pierwszy rzut oka regrywalność Nightreigna może budzić wątpliwości. Przecież biegamy po tej samej mapie, eksplorujemy znajome regiony, a główna struktura świata się nie zmienia. I faktycznie — to nie klasyczny roguelike z losowo generowanymi poziomami. A jednak zaskakująco szybko okazuje się, że powtarzalność tej gry to tylko pozór. Gra zbudowana jest tak, by z każdą próbą wyglądała trochę inaczej. Zmieniane są punkty startowe, pojawiają się inni bossowie, a także różne zestawy losowych przedmiotów, wydarzeń i wyzwań. To wystarczy, by nawet po wielu godzinach grania nie czuć znużenia — ale Nightreign idzie jeszcze dalej, oferując coś znacznie ciekawszego: mechanikę Shifting Earth.

Lokacje potrafią skrywać wiele dodatkowych ścieżek i bossów.Elden Ring: Nightreign, Bandai Namco Entertainment, 2025.

To dynamiczne wydarzenia, które wprowadzają na mapę zupełnie nowe obszary i pojawiają się po zwycięskiej ekspedycji — ogromne, pełne nieznanych zagrożeń, wymagających zagadek i bardzo wartościowych nagród. Każda taka strefa nie tylko zmienia układ eksploracji, ale wręcz redefiniuje podejście do całego runa. Czasem dostajemy szansę na odblokowanie legendarnego ulepszenia. Innym razem – pasywny buff, który wskrzesi naszą drużynę po śmierci. To wszystko sprawia, że znana mapa za każdym razem nabiera nowej głębi. Co ważne – te obszary nie są kosmetycznym dodatkiem. Są wymagające, opłacalne i wyraźnie wpływają na przebieg rozgrywki.

Do tego regrywalność nie wynika z proceduralnych zmian terenu, tylko z czegoś znacznie mocniejszego: z progresji opartej na wiedzy. Jak pisałem wcześniej – tu naprawdę uczymy się z każdym runem. Po porażce nie czujemy frustracji (no dobra, czasem czujemy), tylko chęć spróbowania jeszcze raz. Bo wiemy, że to my coś zawaliliśmy. Że mogliśmy pójść inną drogą, wybrać innego bossa, przygotować się lepiej, dobrać bardziej skuteczne zaklęcia. Taka pętla uczenia się na błędach działa niesamowicie uzależniająco.

Wydajność na PlayStation 5

Na co dzień gram na PC, ale na potrzeby wspólnej rozgrywki tym razem padło na bazowe PlayStation 5. Niestety gra wygląda tylko odrobinę lepiej niż „podstawka” Elden Ringa, ale nawet w trybie wydajności nie potrafiła utrzymać stałych 60 klatek na sekundę. Tekstury obiektów czy mgły potrafiły doczytywać się w locie, a razem z chłopakami z redakcji mieliśmy przycinki dosłownie w tych samych momentach. Na szczęście gra radziła sobie podczas najważniejszych starć z bossami, ale pozostałe etapy potrafiły być na tyle uciążliwe, że od końcowej oceny muszę nieco urwać.

Przy okazji warto zaznaczyć, że gra posiada polską wersję z napisami i w kwestii tłumaczenia nie napotkałem żadnych błędów.

Warto też zaznaczyć, że bossowie w Nightreign nie są tylko checkpointami — do każdego trzeba się przygotować inaczej. Wymagają innych buildów, innych zaklęć, czasem konkretnego efektu żywiołowego. Największym wyzwaniem są oczywiście Night Lordowie – długie, brutalne starcia, w których każdy błąd kosztuje naprawdę dużo. Gdy walka trwa 15 minut, a jeden nieostrożny unik kończy wszystko, zaczynamy rozumieć wagę etapu przygotowań. I właśnie ta świadomość, że można było coś zrobić lepiej, pcha do kolejnej próby i sprawia, że kolejne wyprawy nie wyglądają tak samo. 

Podsumowując: choć biegamy po tych samych rejonach, Nightreign redefiniuje pojęcie regrywalności. Zmienna zawartość, dynamiczne regiony Shifting Earth i nieustanna nauka mechanik sprawiają, że każda kolejna sesja ma sens.

Style gry i postacie

Nightreign oferuje osiem unikalnych klas postaci i trzeba to powiedzieć jasno: nie są to tylko kosmetyczne warianty. Każda z klas różni się fundamentalnie — nie tylko statystykami startowymi, ale przede wszystkim stylem gry, tempem walki i ryzykiem, jakie trzeba podejmować.

Mamy postacie ofensywne, jak Executor czy Revenant, które zadają potężne obrażenia, ale wymagają doskonałego timingu i perfekcyjnego unikania. Są też klasowe „szklane armaty”, jak Recluse, które opierają się na złożonej magii i kombinacjach zaklęć, ale mają niemal zerową odporność fizyczną. Z drugiej strony spektrum znajdują się bardziej defensywni bohaterowie pokroju Guardiana, którzy specjalizują się w kontrze, utrzymaniu pozycji i redukcji obrażeń. Każdy znajdzie tu coś dla siebie — od szybkich, zwinnych łotrzyków po ciężko opancerzonych tanków.

W Nightreignie każdy znajdzie postać dla siebie.Elden Ring: Nightreign, Bandai Namco Entertainment, 2025.

To, co jednak wyróżnia Nightreign najbardziej, to prawdziwa różnorodność podejść taktycznych. Klasy nie różnią się tylko preferowaną bronią — różnią się sposobem myślenia. IronEye opiera się na ostrzeliwaniu przeciwnika z dystansu, kontrolując pozycję i zużycie energii. Duchess wykorzystuje mobilność i statusy, a Raider działa jak rozjuszona bestia — ryzykuje, by przejąć inicjatywę w walce wręcz. Nawet „prosty” Wylder, który na papierze wydaje się uniwersalny, ma unikalne mechaniki, które zmieniają sposób poruszania się i planowania ciosów.

Co istotne: nie jesteśmy zamknięci w jednej roli. Każda postać może korzystać z tego samego ekwipunku, reliktów i zaklęć, co otwiera ogromne możliwości kombinacyjne. W jednym runie możesz budować postać pod magię, w innym pod czysty melee — wszystko zależy od tego, co znajdziemy, z kim walczymy i jak chcemy podejść do konkretnego bossa - choć oczywiście większość klas preferuje konkretny styl rozgrywki. Gra więc zachęca do eksperymentów, ale też nagradza za konsekwencję.

Do tego balans klas stoi na bardzo wysokim poziomie. Te trudniejsze do opanowania — jak Recluse czy Executor — mają krzywą uczenia się, ale w rękach wprawnego gracza potrafią wykręcać niesamowite wyniki. Z kolei bardziej intuicyjne klasy, jak Guardian czy Wylder, oferują stabilne fundamenty do nauki gry. Nie ma tu klasy „do niczego” — są tylko różne drogi do sukcesu. To wszystko sprawia, że dobór klasy nie jest decyzją kosmetyczną — to wybór stylu grania. A to, w połączeniu z elastycznością ekwipunku i systemem reliktów, sprawia, że Nightreign wykorzystuje tę różnorodność.

Bossowie

Jednym z najmocniejszych (i najważniejszych) punktów Nightreign są zdecydowanie walki z bossami, czyli tytułowymi Night Lordami. To starcia, które od razu przywodzą na myśl najlepsze pojedynki z historii FromSoftware — zarówno pod względem projektu wizualnego, jak i czystej mechaniki. Każdy boss wygląda unikalnie, ma własną atmosferę, porusza się i walczy w zupełnie inny sposób.

Ale siła tych starć nie leży wyłącznie w efektywności. Każdy Night Lord wymaga innego podejścia — nie da się przejść całej gry jednym buildem i jedną taktyką. Czasem musimy przestawić się na konkretny rodzaj obrażeń, czasem zainwestować w odporność na żywioły, a czasem po prostu przygotować się na bardzo długi bój. I to właśnie ten etap przygotowań — odpowiedni dobór zaklęć, reliktów, ekwipunku i samej ścieżki eksploracji — jest tu równie ważny jak sama walka.

Najtrudniejsza część Nightreigna? Walki z Night Lordami.Elden Ring: Nightreign, Bandai Namco Entertainment, 2025.

Największym problemem tych starć — i trzeba to jasno powiedzieć — jest absurdalnie wysoka ilość HP niektórych Night Lordów. W pewnym momencie bossowie stają się wręcz „gąbkami na obrażenia” — nie dlatego, że są trudni taktycznie, ale dlatego, że walka trwa zbyt długo. Po ponad 15 minutach konfrontacji, nawet przy dobrej strategii, nietrudno o jeden błąd, który kasuje cały run. Nie była to frustracja wynikająca z porażki w trudnej grze, tylko z przesadnie rozciągniętego pojedynku, który niepotrzebnie testuje cierpliwość, a nie umiejętności.

Z drugiej strony — ta wada ma też swoje „ciemne piękno”. Bo właśnie przez długość starcia gra zaczyna mocniej premiować przygotowanie. Znalezienie zaklęcia idealnego pod słabość danego bossa, dobranie reliktu zwiększającego odporność na jego status czy choćby strategiczne zarządzanie flaszkami — wszystko to nabiera większego znaczenia. Czuć, że każdy detal może przechylić szalę zwycięstwa. Nie zdziwię się jednak, jeśli po premierze HP bossów zostanie zbalansowane — to jedna z tych zmian, które mogłyby poprawić pacing gry, nie psując wyzwania.

Lore

W przeciwieństwie do Shadow of the Erdtree, które bezpośrednio rozwijało historię głównego Elden Ringa, Nightreign dzieje się w alternatywnym uniwersum. To nowa, zamknięta opowieść — luźno osadzona w tym samym świecie, ale pozbawiona bezpośrednich powiązań fabularnych. Nie ma tu znajomych postaci, nie ma odniesień do wydarzeń z oryginału, nie ma kontynuacji wątków — i to celowe.

Nightreign odchodzi też od klasycznego sposobu narracji znanego z gier FromSoftware. Nie ma tu opisów przedmiotów, które trzeba składać jak puzzle, nie ma też ukrytego głębiej „centralnego konfliktu”, który poznajemy przez domysły i interpretacje. Fabuła jest szczątkowa i funkcjonalna — osnuta wokół nadciągającej ciemności i roli Night Lordów — ale nie stara się budować mitologii na miarę tej z Ziem Pomiędzy.

Zamiast tego narracja skupia się bardziej na klasach postaci, które mają swoje własne miniquesty i tło fabularne. Każda z klas ma krótki zarys historii, który możemy pogłębiać poprzez specjalne interakcje, unikalne wydarzenia lub pojedyncze NPC-owe wstawki rozsiane po świecie gry. To drobne, kameralne linie fabularne — bardziej „tu i teraz” niż wielkie eposy — ale działają dobrze jako motywator. Ich ukończenie nagradzane jest nie tylko dodatkowymi fragmentami lore’u, ale też alternatywnymi skinami dla danej postaci.

To ciekawa zmiana kierunku — bardziej systemowa niż narracyjna, bardziej „obudowana wokół mechaniki” niż stanowiąca niezależną wartość. I choć fani głębokiej interpretacji tekstów oraz fabuły mogą być nieco zawiedzeni, to całość pozostaje spójna z formułą gry: Nightreign to jednak gra o działaniu, nie o kontemplacji.

Granie solo

Nightreign został zaprojektowany z myślą o trzyosobowej kooperacji, ale twórcy przewidzieli również tryb dla graczy solowych — choć warto zaznaczyć, że to pełnoprawny tryb jednoosobowy, a nie zabawa z botami. Nie ma też opcji grania w dwójkę — wybieramy między pełnym teamem albo samotną wyprawą. I tu trzeba powiedzieć jasno — grać solo się da, ale to zdecydowanie cięższa zabawa.

Granie samemu w Nightreigna nie jest łatwym zadaniem.Elden Ring: Nightreign, Bandai Namco Entertainment, 2025.

Na szczęście gra oferuje skalowanie trudności — przeciwnicy mają mniej punktów życia, zasięg ich aggro jest krótszy, a ich zachowanie nieco mniej agresywne. W grupie wrogowie są bardziej aktywni, reagują na pozycjonowanie i szybko przełączają cele. Gdy jesteśmy sami — system walki staje się bardziej przewidywalny. Zmniejsza to chaos, ale nie usuwa zagrożenia.

Bo największą różnicą w graniu solo jest to, że nie ma nikogo, kto może nas podnieść po śmierci z bossem. Jeden błąd? Dwa ciosy od silniejszego bossa? Koniec runa. W trybie trzyosobowym możemy cały czas liczyć na pomoc sojuszników, w trybie solo nikt nam nie pomoże. Dlatego walki z bossami wymagają tu wręcz perfekcji — margines błędu praktycznie nie istnieje. Nie można zrolować za wcześnie, nie można dać się złapać na przypadkowy AoE, nie ma czasu na wahanie. Solo oznacza, że albo gramy czysto i bezbłędnie, albo kończymy wcześniej, niż planowaliśmy.

Czy da się grać z randomami?

Na pewno wielu z Was przy okazji może się zastanawiać, jak wygląda granie za pomocą matchmakingu, czyli z losowymi graczami bez komunikacji głosowej. Udało mi się tak rozegrać kilka partii (i nawet pokonać Night Lorda) i okazuje się, że nie jest to aż tak uciążliwe, jak mogłoby się wydawać. Pomocny w tej kwestii jest prosty system oznaczeń na mapie, dzięki któremu razem z sojusznikami możemy łatwo wskazać kolejny cel wyprawy, oraz sam fakt, że gra „zmusza” nas podczas etapu nocy i walki z bossami do bycia w tym samym miejscu. Granie ze znajomymi i komunikacja głosowa jest oczywiście efektywniejsza, ale granie z randomami na szczęście nie przekreśla szans na przejście gry.

Mimo to granie solo potrafi być zaskakująco satysfakcjonujące. Wymusza maksymalną koncentrację, precyzję, znajomość gry i planowanie z wyprzedzeniem. Każda udana walka, każde przeżycie bez wsparcia to czysta, autentyczna satysfakcja. Gra nie idzie na rękę — ale też nie oszukuje. Zasady są jasne, a każdy sukces czuć podwójnie. I warto wiedzieć, że solo to nie tryb dla każdego. W moim przypadku — mimo wielu frustracji — granie solo okazało się zaskakująco wciągające i satysfakcjonujące. I na pewno sięgnę po ten tryb ponownie.

Dla kogo (nie) jest Nightreign?

A na koniec trzeba to powiedzieć jasno — Nightreign nie jest grą dla każdego fana Elden Ringa czy soulslike’ów. Nie ma tu przestrzeni na „luźne granie po pracy”, nie ma relaksu przy eksploracji ani powolnego poznawania świata. To tytuł stworzony z myślą o graczach, którzy szukają wyzwania, systemowej głębi i poczucia pełnej kontroli nad swoim postępem.

Tu cały czas coś nas goni — dosłownie i metaforycznie. Z jednej strony zegar, który odlicza czas do kolejnego etapu wyprawy. Z drugiej — mechaniki, które wymagają, żeby uczyć się gry, rozumieć systemy, czytać pasywne efekty i dokładnie zaplanować każdy krok. Tu nie ma miejsca na przypadek. Trasa, boss, relikty, ekwipunek — wszystko musi być przemyślane. Przetrwanie to nie kwestia szczęścia, tylko dobrej decyzji podjętej 20 minut wcześniej.

To gra dla wyjadaczy. Dla tych, którzy lubią challenge runy, bawią się przechodzeniem „Soulsów” na pierwszym poziomie, którzy czytają dokładne opisy pasywek i wiedzą, jak zoptymalizować build, zanim jeszcze podniosą pierwszy miecz. To gra, która wynagradza zaangażowanie, ale i go wymaga — bez niego może okazać się frustrująca, chaotyczna i męcząca.

Nightreign to test cierpliwości i systemowego myślenia. Tu nie wystarczy mieć dobry refleks — trzeba wiedzieć, kiedy odpuścić, co zignorować, jak wykorzystać słabości przeciwnika i jak zarządzać zasobami na przestrzeni całego runa. Gra bywa bezlitosna — szczególnie solo — i bardzo łatwo można się wypalić, jeśli nie zaakceptujemy jej rytmu. Ale jeśli właśnie takiej gry szukacie — takiej, która nie trzyma za rękę, tylko sprawdza wiedzę, wytrzymałość i zdolność adaptacji — Nightreign może wciągnąć na dziesiątki godzin. Tylko trzeba wiedzieć, na co się tak naprawdę piszemy.

A co dalej?

FromSoftware oficjalnie nie mówi zbyt wiele o dalszym rozwoju Nightreigna, ale nie zdziwię się, jeśli po premierze gra doczeka się dodatkowej zawartości. System reliktów, układ mapy i design bossów aż proszą się o rozbudowę — o nowych Lordów, nowe warianty stref czy dodatkowe warunki runów. Sam trzon rozgrywki jest na tyle solidny, że aż szkoda byłoby, gdyby nie został rozwinięty.

Po tym, co już widziałem, nie wierzę, że Nightreign to nie jest projekt długodystansowy — FromSoftware po prostu jeszcze nie chce o tym mówić. Mam tylko nadzieję, że dodatki nie będą zbyt drogie, choć nie wykluczam też takich za darmo, zwłaszcza że w grze istnieje system skinów, które pewnie można by sprzedawać za dodatkową opłatą, co finansowałoby dalszy rozwój tego projektu.

Elden Ring: Nightreign to nie zabawa dla każdego.Elden Ring: Nightreign, Bandai Namco Entertainment, 2025.

Podsumowanie

PLUSY:
  1. wymagający system progresji oparty na wiedzy, a nie liczbach;
  2. balans zachęcający do nauki i eksperymentów, ale nagradzający mistrzowskie opanowanie systemów;
  3. duża regrywalność mimo stałej mapy – dzięki zmiennym warunkom, mechanice Shifting Earth i różnym trasom;
  4. osiem klas postaci o realnie zróżnicowanym stylu gry;
  5. elastyczny system buildów – każdy ekwipunek i czary dostępne dla każdej klasy;
  6. spójna wizja gry – produkcja dla konkretnej grupy odbiorców.
MINUSY:
  1. zdecydowanie zbyt długie niektóre walki z bossami;
  2. frustrujący interfejs i brak wyjaśnień kluczowych systemów;
  3. tryb solo balansujący na granicy masochizmu;
  4. brak znaczącej progresji między runami odstraszający graczy szukających stałego rozwoju;
  5. kiepska optymalizacja na bazowym PlayStation 5.

Elden Ring: Nightreign to jedna z tych gier, które nie szukają szerokiej publiczności — i bardzo dobrze. FromSoftware nie idzie tu na kompromisy. Zamiast robić „więcej tego samego”, postawiło na konstrukcję zupełnie nową, systemowo gęstą i bezlitośnie uczciwą. Nightreign wymaga, ale też nagradza. I robi to bez taryfy ulgowej.

Po kilkudziesięciu godzinach spędzonych z grą widzę wyraźnie, że moje pierwsze wątpliwości — choć uzasadnione — były niepełne. Martwiłem się o powtarzalność, o brak świeżości i o to, że cały ten pomysł wyczerpie się po kilku runach. Ale Nightreign działa inaczej. To gra, która nie chce cię zabawiać — chce, żebyś ty nauczył się bawić nią.

Czy ma swoje wady? Oczywiście. Przesadnie długie walki z bossami bywają frustrujące. Gra w trybie solo balansuje na granicy bycia zbyt wymagającą. Interfejs nie tłumaczy zbyt wielu kluczowych mechanik. Ale każdy z tych zarzutów działa tylko do momentu, w którym rozumiemy, że właśnie na tym polega cały koncept — tu nic nie jest za darmo, wszystko trzeba wypracować.

To nie jest gra dla fanów Elden Ringa, którzy pokochali eksplorację i klimat, ale nigdy nie robili wyzwań typu „bez levelowania”. To nie jest gra dla ludzi, którzy chcą odpalić coś „na godzinkę” po pracy. To jest gra dla ludzi, którzy lubią, gdy system ich testuje. Dla tych, którzy naprawdę chcą grać i się angażować, a nie tylko przechodzić kolejną produkcję.

Mnie to kupiło. Choć nieraz miałem ochotę rzucić padem i odpalić coś bezstresowego, to wracałem. Bo każda porażka była moją winą. Bo każdy sukces był moją zasługą. I w tym, jak mało która gra ostatnich lat, Nightreign przypomniał mi, czym tak naprawdę może być wymagająca rozgrywka — nie sztucznie trudna, tylko głęboka i angażująca. FromSoftware zrobiło coś ryzykownego. I to ryzyko im się opłaciło, choć nie wszystkim się spodoba.

Paweł Woźniak

Paweł Woźniak

Od 2019 roku związany z GRY-OnLine, gdzie zaczynał jako autor newsów, a obecnie jest jednym z redaktorów tvgry. Obecnie interesują go przede wszystkim gry RPG, soulslike i metroidvanie, ale sporą część gamingowego życia poświęcił też produkcjom sieciowym. W grach ceni sobie głównie rozbudowane mechaniki rozwoju postaci oraz swobodę w działaniu, a na omawiane tytuły stara się patrzeć z różnych perspektyw. Od 2023 roku prowadzi również swój kanał na YouTube.

więcej

Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2 - Brushes with Death. To mogłoby być w podstawce…
Recenzja Kingdom Come: Deliverance 2 - Brushes with Death. To mogłoby być w podstawce…

Recenzja gry

Na naszych dyskach wylądowało pierwsze płatne rozszerzenie do tegorocznego kandydata do GOTY – gry Kingdom Come: Deliverance 2. Czy historia tajemniczego malarza ciekawie uzupełnia "podstawkę" i budzi apetyt na więcej?

Recenzja gry Clair Obscur: Expedition 33. Jedna ze wspanialszych historii, w jakie grałem w całym swoim życiu
Recenzja gry Clair Obscur: Expedition 33. Jedna ze wspanialszych historii, w jakie grałem w całym swoim życiu

Recenzja gry

Zakochałem się w tym świecie bez pamięci i jedyne, czego żałuję, to to, że nie dane mi będzie przeżyć tego na świeżo jeszcze raz. Clair Obscur: Expedition 33 to jedno z piękniejszych dzieł, z jakimi przyszło mi obcować.

Chernobylite 2: Exclusion Zone - recenzja gry we wczesnym dostępie. Potencjał jest, ale...
Chernobylite 2: Exclusion Zone - recenzja gry we wczesnym dostępie. Potencjał jest, ale...

Recenzja gry

Demo Chernobylite 2: Exclusion Zone dawało nadzieję, że zagramy w całkiem interesujące eurojank RPG w stylu Elexa czy Gothica, ale z posmakiem S.T.A.L.K.E.R.-a. Niestety, wczesny dostęp przygasza tę nadzieję wieloma problemami.