autor: Szymon Liebert
Graliśmy w Watch Dogs - czy sandbox Ubisoftu powtórzy sukces GTA V? - Strona 4
Watch_Dogs zrobił piorunujące wrażenie w dniu swojej zapowiedzi. Z czasem gra straciła jednak część swojego blasku. Na pokazie w Montrealu mogliśmy zagrać w produkcję Ubisoftu i sprawdzić, czy warto na nią czekać.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Watch Dogs - Ubisoft ma już swoje GTA
Włamania, pościgi, strzelaniny, brak zaufania – taki zestaw sugeruje, że Watch_Dogs będzie grą mroczną i zimną. Rzeczywiście tak jest w scenach fabularyzowanych i pobocznych misjach. Polujemy w nich na gangi, wyciągamy informację z konkretnych ludzi, przejmujemy walizki i inne ważne przedmioty. Obok tego jest typowe dla podobnych tytułów radosne eksplorowanie tego, co potrafi sztuczna inteligencja, odpowiadająca zarówno za cywilów, jak i strażników. Ukradłem sobie na przykład ciężarówkę straży pożarnej i postanowiłem przedekorować pobliskie klomby. Zdetonowałem kilka pojazdów, ścigałem się z policją – wszystko to sprawia frajdę i zdaniem Morina będzie bawiło samo w sobie. Nękałem też mieszkańców prostymi sztuczkami hakerskimi, np. wysuwając słupki blokujące ruch uliczny w momencie, gdy ktoś nad nimi przejeżdżał. Słowem, Watch_Dogs oferuje wystarczającą liczbę gadżetów, żeby eksperymentować z podstawową mechaniką – symulacją miasta i jej reakcjami na nasze wygłupy. Nie powiedziałbym, żeby porażało mnie to większą złożonością niż w takim GTA V, ale jest to podobny standard. No i w produkcji Rockstara nie można podnieść za sobą mostu, żeby zgubić pościg, albo wyłączyć elektryczności w całej dzielnicy, bo... taki mamy kaprys.
Watch_Dogs ma niesamowicie rozbudowany system progresu – od małych znajdziek, przez minigierki, aż po pełnoprawne misje poboczne. Ważne jest to, że każda z tych grup aktywności jest opisana w menu i wiąże się z nagrodami (np. nowymi rodzajami broni). Co dokładnie robimy i zbieramy? Podczas zabawy trafiłem na hotspoty z informacjami o budynkach, kody QR z minigierkami w konwencji ARG, dzienniki audio, piosenki, walizki i mnóstwo innych elementów.
Wykryto próbę włamania
Alternatywą dla trybu Hacking jest tryb Tailing, czyli śledzenie. W tym przypadku musimy podążać za celem, który otrzymuje jedynie sugestię, że ma kogoś na ogonie. „Ten tryb daje poczucie, że obserwowałem jakąś osobę i jeśli jestem w tym dobry, ona nawet się o tym nie dowie” – podsumował tę formę zabawy Jonathan Morin, producent gry.
Można powiedzieć, że Watch_Dogs to niezwykle usieciowiona gra – nic dziwnego, że znajduje się w niej tryb multiplayer. Od razu wyjaśnijmy, że jest on dodatkiem do kampanii solowej, chociaż całkiem nieźle zintegrowanym. Chodzi o to, że większość trybów rozgrywki jest wpleciona w konwencję produkcji – zmagamy się w nich z „innymi hakerami”. Miałem okazję rzucić wyzwanie paru osobom i muszę przyznać, że jest to atrakcyjne i nieinwazyjne urozmaicenie zabawy. Po pierwsze, żeby w ogóle z kimś grać, trzeba zaakceptować jego zaproszenie – nigdy nie jest więc tak, że ktoś nam przeszkadza. Po drugie, samo „spotkanie” trwało zaledwie kilka minut, w zależności od trybu (mogliśmy przetestować trzy). Taka forma skondensowanej rozgrywki może spodobać się nawet osobom, które zwykle nie lubią grania w sieci, tym bardziej, że sam styl rywalizacji jest utrzymany w duchu kampanii solowej. Jesteśmy w nim przede wszystkim hakerem, a nie żołnierzem czy graczem, od którego wymagany jest nieludzki refleks.