autor: Szymon Liebert
Graliśmy w Watch Dogs - czy sandbox Ubisoftu powtórzy sukces GTA V? - Strona 2
Watch_Dogs zrobił piorunujące wrażenie w dniu swojej zapowiedzi. Z czasem gra straciła jednak część swojego blasku. Na pokazie w Montrealu mogliśmy zagrać w produkcję Ubisoftu i sprawdzić, czy warto na nią czekać.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Watch Dogs - Ubisoft ma już swoje GTA
Odbiciem naszych decyzji w grze będzie system wskazujący styl działania Aidena, czyli tak zwana reputacja. Jeśli będziemy dużo rozrabiać, przesuniemy się w kierunku „anarchistycznym”. „System reputacji to nasza próba wytworzenia poczucia etyki w grze – bez ocen, czy moralizatorstwa” – wyjaśnił producent. Morin dodał, że nie będzie przekładało się to na rozgałęziającą się fabułę, bo w tym względzie Watch_Dogs pozostanie raczej liniowe. Wyborem ma być sam styl gry – autorzy chcą skłonić gracza do refleksji nad samozwańczym wymierzaniem sprawiedliwości. „Jeśli wyjdę na ulicę i zacznę rozrabiać w nawet słusznym celu, policja nie będzie zadowolona” – zauważył deweloper. Jako Aiden będziemy więc mogli starać się robić jak najmniej szkód i nie krzywdzić ludzi, co nie zawsze będzie łatwe, lub kompletnie się tym nie przejmować. Morin zasugerował delikatnie, że oprócz tego być może znajdzie się miejsce dla bardziej bezpośrednich „wyborów moralnych”, ale nie chciał zdradzać szczegółów.
Telefon potężniejszy od miecza
Od sprzymierzeńczyni Aiden otrzymał adres – podjechałem pod wskazane miejsce motocyklem, zamówionym wcześniej przy pomocy jednej z aplikacji w telefonie bohatera (pojazd kosztujący kilka tysięcy dolarów pojawił się na pobliskim parkingu). Na miejscu zastałem wjazd na podziemny parking biura, obstawiony gęsto przez strażników. W takich momentach mamy w zasadzie dwie główne opcje – wyciągnąć broń i rozwalić przeciwników niczym w typowej grze akcji lub działać przebiegle. Oczywiście postanowiłem maksymalnie wczuć się w postać i spenetrować budynek niepostrzeżenie. Omijanie rywali i korzystanie z umiejętności hakerskich, działających na otoczenie dosłownie w ułamku sekundy, sprawia największą frajdę w Watch_Dogs. W konstrukcji tego nadrzędnego elementu gry studio Ubisoft chciało połączyć podejście do tematu rodem z amerykańskiego kina akcji, gdzie hakowanie jest efekciarskie, z głębszym zrozumieniem problemu. Podobno ekipa konsultowała się nawet z paroma hakerami… to znaczy „analitykami do spraw zabezpieczeń”. „Oni wolą, żeby nazywać ich w ten sposób” – wyjaśnił ze śmiechem producent gry.

Ułatwieniem w walce lub zapanowaniu nad samochodem w krytycznych sytuacjach jest tak zwany tryb „koncentracji”, który po prostu spowalnia czas. Wspomniane gadżety pomocnicze możemy za to wytwarzać w locie z podręcznego menu, o ile mamy odpowiednie komponenty.
Spójrzmy prawdziwe w oczy – to, co Aiden wyprawia na mieście, niewiele ma wspólnego z prawdziwym hakowaniem, ale wygląda świetnie. Do budynku dostałem się przy pomocy paru sztuczek. Uwagę jednego ze strażników odwróciłem zakłócając pracę jego telefonu. Kolejnych skierowałem w inny rejon parkingu aktywując zdalnie alarm w stojącym nieopodal samochodzie. W międzyczasie przejąłem kontrolę nad kamerą, by namierzyć panel z zamkiem do drzwi do wnętrza budynku – otworzyłem je bezprzewodowo bezpośrednio z kadru kamery. Ostatni człowiek stojący mi na drodze dał się złapać na tak zwany „wabik”: urządzenie, które rzucamy w dowolne miejsce, po czym aktywujemy na nim jakąś melodyjkę. Wszystko to zajęło mi dosłownie kilkadziesiąt sekund.
Wewnątrz budynku kontynuowałem niecne sprawki – mogłem przekraść się do interesującego mnie biura na piętrze lub wyręczyć się zdolnościami Aidena. Schowałem się za murkiem tuż pod nosem strażnika i rozpocząłem pracę – zhakowałem kamerę, z niej drugą i namierzyłem kod do sieci wewnętrznej (miał go przy sobie jeden z wrogów, którego nie widziałem z pozycji, w której ukrywał się bohater). Złamałem zabezpieczenie w prostej minigierce i uzyskałem podgląd biura. Ponownie nie ruszając się z miejsca rozpocząłem proces przejmowania laptopa. Pilnujący go mężczyzna zauważył, że coś jest nie tak i wszczął alarm. Wybiegając z budynku użyłem gadżetu zakłócającego komunikację – policja na moment straciła rozeznanie w sytuacji, co dało mi parę sekund na umknięcie pościgowi. Chwilę później biegłem już drogą, słysząc za sobą niknące echo syren.