autor: Szymon Liebert
Recenzja Anarchy Reigns - sieciowej gry akcji od twórców Bayonetty i Vanquish
Platinum Games zrobili to ponownie. Stworzyli produkcję, która wygląda tak sobie, ale pod względem frajdy z rozgrywki prezentuje najwyższy poziom. Oto Anarchy Reigns, multiplayerowa bijatyka i czarny koń slasherów 2013 roku.
- zaskakująco przyjemna kampania solowa (jak na grę multiplayer);
- mnogość i sensowność trybów zabawy w sieci;
- uproszczony, ale świetny system walki solo i online;
- duże areny z dynamicznymi zdarzeniami i mnóstwem dodatków;
- zwariowany styl Platinum Games – humor, efektowność i dobra muzyka;
- w razie braku chętnych można grać z botami.
- siermiężna oprawa wizualna z umownym systemem fizyki;
- sporadyczne błędy w trybie multiplayer (związane głownie z lagami).
MadWorld, Infinite Space, Bayonetta i Vanquish to cztery gry, jakie studio Platinum Games stworzyło do tej pory pod skrzydłami Segi. Żadna z nich nie stała się wielkim przebojem sprzedażowym, a mimo to za każdą kroczy legenda. O tych grach mówi się dlatego, że są po prostu świetne, przełamując opinię, iż w tej generacji „Japończycy gier robić nie potrafią”. W tym roku czeka nas sporo dobrego, bo Platinum Games zaserwuje aż trzy tytuły. Pierwszym z nich, budzącym chyba najmniejsze emocje, jest Anarchy Reigns. Ten sieciowy beat ‘em up został wydany na Zachodzie w budżetowej cenie i z rocznym opóźnieniem względem Japonii, co sugerowałoby, że to produkt zrobiony na pół gwizdka. Nic bardziej mylnego. To kolejna zwariowana, napakowana akcją i przy tym dość ambitna propozycja Platinum Games, która w swojej kategorii w zasadzie nie ma żadnej konkurencji.
Anarchy Reigns zapowiadane było jako sieciowa młócka bazująca na postaciach z MadWorld, przesadnie brutalnej, czarno-białej gry na Wii. Z tego względu nie robiłem sobie wielkich nadziei co do kampanii solowej. Tym większe jest moje zaskoczenie, bo rozgrywka dla jednego gracza zawiera w zasadzie pełnoprawną historię, która okazuje się też długa i co ważniejsze – całkiem zabawna. Kampanię podzielono na dwie części – jasną i ciemną – poświęcone dwóm bohaterom. Pierwszy z nich to Jack, agent gildii Chaser, wyposażony w charakterystyczną piłę łańcuchową. Drugim jest Leo, członek oddziału Strike One, reprezentujący prawo i porządek. Panowie działający z innych pobudek próbują dogonić i pojmać Maksa, byłego mentora Leo i człowieka, który podobno odpowiada za śmierć córki Jacka. Wydarzenia rozgrywają się w postapokaliptycznym świecie, pełnym mutantów i zniszczeń.
Opowiastka została podana w typowy dla Platinum Games sposób: lekki, niezobowiązujący i absurdalny. Melodramatyczne sceny mieszają się z absolutnie przesadzonymi walkami, pretekstowymi zwrotami akcji oraz rozbrajającym rynsztokowym humorem. W tym ostatnim przoduje Blacker Baron, alfons znany z MadWorld, którego piskliwe przekomarzanie się okraszone soczystymi wulgaryzmami bawi za każdym razem. Świetne jest to, że postacie budzą sympatię i nie zawsze są jednowymiarowe – każda z nich wśród zaufanych osób pokazuje nieco inną stronę swojej osobowości. Nie należy spodziewać się cudów, ale i tak zaciekawiły mnie niejasne losy Jacka, Leo oraz ściganego przez nich Maksa, przedstawione za pomocą skrajnie przeciwstawnych emocjonalnie scen, traktujących narrację z olbrzymim dystansem.
Zabójcze samochody
Kampania składa się z kilku otwartych, dużych etapów, zawierających po trzy misje poboczne oraz trzy główne, rozwijające fabułę. Pomysł zasadza się na tym, że zadania trzeba odblokowywać poprzez dobijanie do wyznaczonego poziomu punktów. Jeżeli zaliczamy wyzwania na medal złoty lub platynowy, zwykle wystarcza to, aby od razu przejść dalej. W przeciwnym wypadku można powtarzać questy poboczne lub oddać się radosnemu niszczeniu wszystkiego, co się rusza. A rusza się sporo, bo świat Anarchy Reigns, chociaż krajobrazowo raczej pusty, ma bogaty bestiariusz. Na drodze stają nam członkowie gangów, olbrzymie mutanty i cybernetyczni wojownicy ninja. Jednymi z bardziej kuriozalnych minibossów są zabójcze... samochody, dysponujące karabinem, miotaczem ognia i... atakiem obszarowym sygnalizowanym klaksonem. Przejście każdej z nadrzędnych plansz zajęło mi jakieś 45-60 minut, co daje ok. 6-8 godzin kampanii solowej (uzyskanie platynowych medali to już inna bajka). Nieźle jak na grę multiplayerową, tym bardziej że same misje są zaskakująco fajne.
Platinum Games to japoński producent założony przez byłych pracowników legendarnego studia Clover, znanego na przykład z Okami. Obecnie pracują tam między innymi Atsushi Inaba (God Hand, Okami) oraz Hideki Kamiya (Viewtiful Joe, Devil May Cry). W tym roku pojawią się trzy gry tego dewelopera – oprócz Anarchy Reigns dostaniemy Metal Gear Rising: Revengeance na Xboksa 360 i PlayStation 3 oraz The Wonderful 101 na Wii U. Platinum Games trzyma też w zanadrzu Bayonettę 2.