autor: Maciej Jałowiec
Warhammer 40,000: Dawn of War II - recenzja gry
W Dawn of War II mamy interesujący świat, ciekawą koncepcję zabawy, oryginalne założenia multiplayera… a jednak czegoś brakuje. Zapraszamy do lektury recenzji najnowszej gry z cyklu Warhammer 40,000.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Otwarte beta-testy Warhammer 40,000: Dawn of War II pozwoliły graczom na własnej skórze przekonać się, jak prezentuje się w akcji nowa gra Relic Entertainment. Wypowiedzi na forach udowadniają, że wrażenia wyniesione z testów (przypominam, że dotyczyły one jedynie rozgrywki wieloosobowej) są bardzo różne. Domyślam się, że podobnie będzie w przypadku kampanii dla pojedynczego gracza i innych, pomniejszych aspektów zabawy. Na ocenę tego tytułu przez każdego gracza z osobna na pewno wpłynie także znajomość pozostałych gier Relica. Tak się składa, że na DoW II można patrzeć albo z perspektywy osoby znającej pierwszego Warhammera 40,000, albo z punktu widzenia fana innej ważnej produkcji tego uznanego studia, jaką jest Company of Heroes.
Multiplayer: co zobaczy fan Company of Heroes?
Zobaczy przede wszystkim niesłychany chaos. W DoW II zbagatelizowano kwestię stacji, które gracze zajmują w celu zdobycia surowców: energii i rekwizycji. Jak pamiętamy, w CoH wszystkie sektory z tego typu stacjami musiały ze sobą sąsiadować, by dało się z nich czerpać zasoby. Dzięki temu tworzyła się również bardzo wyraźna linia frontu. W nowej grze z serii Warhammer 40,000 kompletnie to zignorowano. Co więcej, stacje atakowane przez obie strony konfliktu przechodzą z rąk do rąk dziesiątki razy w ciągu jednego meczu. Jakby tego było mało, w czasie rozgrywki gracze często zmuszeni są rozproszyć swe siły, by utrzymać pozycje ważne ze strategicznego punktu widzenia; a front najczęściej bywa bardzo, bardzo długi.
Multiplayer: co zobaczy fan Warhammera 40,000?
Najbardziej rzucającą się w oczy różnicą jest brak możliwości stawiania bazy. Do dyspozycji gracza oddany został jeden budynek odpowiadający za produkcję jednostek. Podobnie jak w „jedynce”, można go ulepszać, uzyskując dostęp do dodatkowego wsparcia, skuteczniejszych wojsk i wyjątkowo pomocnych ulepszeń. Uwadze gracza nie ujdzie także niewielka liczba jednostek biorących udział w walce. Wynika to często z braku zasobów i charakteru rozgrywki, który nakazuje zdobywać kolejne poziomy doświadczenia zaledwie garstką wojaków. Zresztą, nawet jeżeli wyprodukuje się wiele oddziałów (w DoW II dziesięć jednostek to dużo), to konieczność ich rozproszenia na mapie sprawia, że gracz czuje się, jakby brał udział w niewielkiej potyczce. Multiplayerowe batalie cechują się tutaj niesłychanie małym rozmachem – próżno szukać tu epickich starć, nawet jeżeli w zabawie uczestniczy maksymalna liczba graczy. Większe kanonady można zaobserwować tylko wtedy, gdy trójka sprzymierzeńców dokonuje ostatecznego ataku na bazę wroga. Wynik jest już wówczas przesądzony, lecz zawsze pozostaje urzekający wygląd odpalanych pocisków i strzelających laserów.