Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 13 listopada 2008, 08:13

autor: Daniel Kazek

Bully: Scholarship Edition - recenzja gry

Posiadacze komputerów najdłużej musieli czekać na swoją wersję Bully. Na szczęście tym tytułem Rockstar po raz kolejny udowadnia, że jest wielki.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Gdyby zrobić ranking najbardziej kontrowersyjnych gier, produkty studia Rockstar znalazłyby się w ścisłej czołówce. Najlepszym tego przykładem jest marka Grand Theft Auto, która jak chyba żadna inna utożsamiana jest z branżą elektronicznej rozrywki. Inna sprawa, że reklamuje tak bliską nam przecież gałąź przemysłu w sposób - nazwijmy to - bardzo specyficzny.

Tuż obok GTA powinno się postawić grę Bully, czy raczej Canis Canem Edit, jak wydrukowano na europejskich wydaniu. Program zadebiutował dwa lata temu na Playstation 2 i w mig został doceniony przez krytyków oraz samych graczy. Serca PeCetowców krwawiły, a blizny odnowiły się w marcu tego roku, kiedy to wersja rozszerzona ukazała się na Xboksa 360 i Wii. Ale w końcu doczekaliśmy się panie i panowie. Oto bowiem Bully - Scholarship Edition dostępny jest także dla użytkowników popularnych blaszaków.

Początek gry, czyli pierwszy konflikt interesów.

Spoglądając na okładkę pudełka odświeżonej edycji, można mieć dziwne skojarzenie z amerykańską kreskówką King of the Hill. Podobieństwo głównego bohatera do flegmatycznego syna państwa Hillów kończy się jednak na wyglądzie, bowiem wszystko inne już ich tylko dzieli. Bully przedstawia historię Jimmiego Hopkinsa, niesfornego nastolatka bezustannie wyrzucanego za swoje wybryki ze szkół. Kolejny przystanek to Bullworth Academy, prowincjonalna buda z internatem, na progu której Jimmy zostaje pozostawiony przez spieszącą wybrać się w piątą podróż poślubną matkę. Tak się to właśnie zaczyna.

Tymczasem akademia Bullworth to miejsce szczególne. Z pozoru kuźnia zasad moralnych, w rzeczywistości przypomina bardziej piekło na ziemi. Żelazna dyscyplina i drakońskie kary za łamanie szkolnego regulaminu nie służą niczemu, a jeżeli już, to szerzeniu się patologii wśród uczniów. W placówce dominuje terror, bez siniaków kładą się spać tylko najsilniejsi, i to dosłownie. My oczywiście musimy pomóc przetrwać Jimmiemu, który bardzo szybko przekonuje się, gdzie tak naprawdę trafił.

Jak na rasowego klona GTA przystało, rozgrywka polega na wykonywaniu szeregu zadań popychających główny wątek fabularny, prawdę mówiąc, wątek niespecjalnie wyszukany. Ot, historia jakich wiele, bardzo często przewidywalna, miejscami stanowiąca bardziej pretekst do następnej misji aniżeli efekt nieprzespanych nocy scenarzystów. Na szczęście nie to w Bully się liczy, tylko zabawa, a ta - jak już teraz zdradzę - jest przednia.

Życie w Bullworth Academy kręci się wokół kilku frakcji reprezentujących określone subkultury i - jak to zazwyczaj bywa - zwalczających się nawzajem. Mamy więc m.in. kujonów, stojących do nich w opozycji korytarzowych osiłków, cwaniaków ubranych w skóry i z nadmiarem żelu we włosach oraz dzieciaki, którym bogaci tatusiowie nie szczędzą grosza, wyzwalając u nich syndrom bujania w obłokach. Chcąc nie chcąc, naszym celem jest podporządkowanie sobie każdej z tych grup, po części sposobem, ale w ostateczności zawsze siłą, bo tu leje się każdy i wszędzie. Naturalnie służyć temu ma solenne zaliczanie kolejnych zadań, jakie przygotowali dla nas twórcy, swoją drogą niezwykle zróżnicowanych.

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

Brucevsky Ekspert 7 maja 2014

(PS2) Bully jest kolejnym odważnym i całkiem udanym projektem Rockstar. Nie wszystko może w tej opowieści o fikcyjnej szkole wypada idealnie, ale to wciąż tytuł solidny.

7.5
Canis Canem Edit - recenzja gry
Canis Canem Edit - recenzja gry

Recenzja gry

Nawet najwięksi optymiści muszą przyznać, że tak fajnych gier na Playstation 2 nie wyjdzie już wiele.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.