Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 9 lipca 2007, 10:21

autor: Kamil Szarek

Harry Potter i Zakon Feniksa - recenzja gry

Po Zakonie Feniksa nie obiecywałem sobie zbyt wiele. Może to i dobrze – zostałem całkiem pozytywnie zaskoczony.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Po Zakonie Feniksa nie obiecywałem sobie zbyt wiele. Może to i dobrze – zostałem całkiem pozytywnie zaskoczony.

Przyznam szczerze, że nie jestem wielkim fanem EA i nie lubię tego, że większość z ich tytułów to tylko kontynuacje serii. Na dodatek zazwyczaj niewiele wnoszące kontynuacje. Ale w tym przypadku muszę im pogratulować: faktycznie coś się zmieniło, widać różnicę. Ba, gra nawet mnie trochę wciągnęła. Na dobrych kilkanaście godzin. Nie za długo, ale o tym później. To i tak dość niezły wynik, jak na grę, której obiektem docelowym są – nie bójmy się tego określenia – młodsi gracze.

W tym miejscu powinienem napisać parę słów o fabule. Tylko co pisać, gdy i tak wszyscy wiedzą, jak ta historia się zaczyna, rozwija i kończy? No dobra, może jednak nie tak całkiem wszyscy, więc krótko i standardowo: Harry Potter (aka chłopiec, który przeżył), po wyjątkowych wakacjach wraca do Hogwartu na piąty rok nauki, gdzie musi stawić czoła nowym wyzwaniom, do których zalicza się między innymi nowa nauczycielka obrony przed czarną magią. Jak wszyscy dobrze wiemy późniejszy Wielki Inkwizytor Hogwartu, Dolores Umbridge – Voldemort – powrócił, lecz Ministerstwo Magii stanowczo temu zaprzecza. W międzyczasie do życia powołany zostaje tytułowy Zakon Feniksa, organizacja zrzeszająca przeciwników Sami Chyba Dobrze Wiecie, Kogo. To tak w największym uproszczeniu i trosce, by za dużo nie powiedzieć. W każdym bądź razie dzieje się, ba, nawet miłosne wątki są. Oczywiście gra nie próbuje odtworzyć kartka po kartce swego niemalże tysiącstronicowego pierwowzoru, a niektóre fragmenty wręcz drastycznie pomija, jakby programiści nie mieli czasu, by je zrobić (etap w Departamencie Tajemnic to kompletna porażka!). To jedna z rzeczy, do których można się przyczepić: fabuła jest prezentowana w bardzo nierówny sposób. Pierwszych pięć minut gry to mniej więcej 200 stron książki, następnie mamy wrażenie, że cała akcja stoi w miejscu, by po wykonaniu kilkunastu zadań po raz kolejny przeskoczyć kilkaset stron. Ciekawi mnie, jak od tej strony zaprezentuje się film.

Z początku jeszcze nie jest to takie oczywiste, ale po kilkunastu minutach widać, że twórcy zrobili coś więcej, niż tylko kolejną część serii na podstawie filmu. Mam tu na myśli głównie Hogwart. Nieraz i nie dwa wyobrażałem sobie to miejsce, te wszystkie sale, pokoje, ukryte przejścia i okolice. Kolejne adaptacje książek nieco „naprostowały” moje wizje, ale zawsze pozostawało pytanie: jak u licha to wszystko może funkcjonować? Wraz z Zakonem Feniksa przychodzi odpowiedź, i to nie byle jaka. Szkoła Magii i Czarodziejstwa od teraz w pełni zasługuje na ten tytuł. Twórcy wykreowali na podstawie planów filmowej scenografii kompletny obraz Hogwartu z dużą dbałością o szczegóły. W moim odczuciu to fantastyczny pomysł! Co więcej, szkoła prawdziwie tętni życiem i kryje dziesiątki sekretów (o nich troszkę później). Najlepsze jest jednak to, że przez większość gry (także po zakończeniu fabuły) mamy wolną rękę w kwestii, gdzie chcemy się udać. Chatka Hagrida? Proszę bardzo. Sowiarnia? Na dziedziniec przed zegarem, później mostem i w prawo. Nie wiem, czy stosownym jest stawiać obok nazwiska Harrego Pottera słowo realizm, ale jak na wirtualną wycieczkę po miejscu, które jest totalnie fikcyjne, wszystko wygląda zaskakująco realnie (sprzyja temu brak jakichkolwiek widocznych doczytywań w trakcie gry, choć momentami czuje się, że nasz x-rdzeniowy procesor jest troszkę bardziej obciążony). Niektórzy zapewne po zobaczeniu pierwszej tak pełnej wizji szkoły stwierdzą, że to nie jest dokładnie ten Hogwart, o którym czytaliśmy i który sobie wyobrażaliśmy, bo przyznacie chyba rację, że magia zawsze będzie najlepiej wyglądać u swego źródła, czyli w samej wyobraźni. Niemniej ten odpowiednik, który nam EA właśnie zaserwowało, jest na bardzo wysokim poziomie. Niestety, czar troszkę pryska wraz z pojawieniem się niewidocznych ścian otaczających tereny poza zamkiem.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.

Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami
Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami

Recenzja gry

Helldivers 2 pokazuje, co może zrobić doświadczony zespół specjalizujący się w określonym gatunku gier, mając wsparcie dużego wydawcy pokroju Sony. Zdecydowanie nie sprawi, że serwery będą działać stabilnie po 14 dniach po premierze.