Korea: Zapomniany Konflikt - recenzja gry
Korea: Zapomniany Konflikt to strategia czasu rzeczywistego stworzona przez zespół Plastic Reality Technologies i znanego europejskiego wydawcę, firmę Cenega. Akcja rozgrywa się podczas konfliktu w Korei, w latach 1950 – 1953.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Też wojenna strategia. Też pochodząca z Czech. Też ukazana w widoku izometrycznym. Też zaopatrzona w trójwymiarowy silnik graficzny. Też z możliwością zatrzymania upływu czasu... „Korea: Forgotten Conflict” na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie jak gdyby była klonem niedawno wydanego „UFO: Aftermath”. Na szczęście nie mamy do czynienia z kopią idealną. Jest kilka istotnych różnic. Najważniejsza z nich to osadzenie akcji gry w latach 50-tych minionego wieku. Szkoda tylko, że wiele z tych „zmian” wypada na niekorzyść „Korei” czyniąc z niej o wiele gorszą strategię od produktu Altar Interactive. Coś mi się zdaje, że podtytuł gry okaże się proroczy. „Korea: Forgotten Conflict” najprawdopodobniej bardzo szybko zostanie zapomniana i to nawet przez maniaków serii „Commandos”, do których w głównej mierze jest skierowana.
Niemal w każdym artykule związanym z recenzowaną strategią dziennikarze zaznaczają, iż umieszczenieakcji gry w trakcie konfliktu w Korei (1950-1953) jest czymś niezwykle nowatorskim i zasługuje na najwyższe pochwały. Ja tylko częściowo się z tym zgadzam. Co z tego, że ta arena działań pojawia się po raz pierwszy skoro jedyne odniesienia do prawdziwego konfliktu można zauważyć w intrze? Misje są już w stu procentach zmyślone. Ewidentnie brakuje również specyficznego klimatu rozgrywki. Chodzi o to, że gdyby etapy te umieszczono w jakimś tytule opartym na II Wojnie Światowej to pewnie nikt nie zauważyłby różnicy. Bronie są w zasadzie te same, pozostaje więc kwestia wyglądu plansz. Więcej napiszę o nich nieco później. Wygląda na to, iż chwalenie się na lewo i prawo tematyką gry można potraktować jako sprawny chwyt marketingowy. W końcu niejednemu graczowi przejadły się już strategie oparte na I czy II Wojnie Światowej. Nie zmienia to jednak faktu, iż autorzy „Korei” mogli się bardziej przyłożyć do swojej roboty.
Po obejrzeniu intra (na dodatek strasznie nudnego, zainteresuje ono chyba tylko historyków naszym oczom ukazuje się dość skromne menu główne. Mówiąc skromne mam na myśli zaledwie jeden tryb - kampanię singleplayer. Jest to jeden z poważniejszych minusów gry. Brak multiplayera powoduje, iż „Korea” w starciu z takim „Commandos 3” nie ma najmniejszych szans. I nie zmienia tego nawet fakt, iż dostępna kampania jest stosunkowo długa. Ukończenie wszystkich etapów na normalnym poziomie trudności (jest jeszcze trudny - większa siła rażenia wrogich broni, mądrzejsi, bardziej czujni przeciwnicy) przeciętnemu graczowi zajmie co najmniej 15-20 godzin. Każda kolejna misja (a tych mamy kilkanaście) jest nie tylko trudniejsza, ale i dłuższa. Pojawia się coraz więcej celów, ciężej jest też do nich dotrzeć. Rozkazy są dość zróżnicowane. Oprócz paru głównych pojawia się cała masa pobocznych zadań. Szkoda tylko, iż nie podzielono ich na obowiązkowe i dodatkowe. Wykonywać trzeba wszystkie. Nie ma żadnych wyjątków. Nieliniowość gry ujawnia się tylko w trakcie zdobywania poukrywanego wyposażenia - granatów, wyrzutni rakiet czy apteczek. Miejsca te są zaznaczone na mapie, ale tylko od gracza zależy czy zapragnie się do nich udać. Przeważnie są dobrze bronione, warto się więc dwa razy zastanowić przed szturmowaniem pozycji wroga. Pomimo tego, iż do różnorodności zadań nie można mieć żadnych zastrzeżeń to zdecydowanie nie można powiedzieć, iż są one oryginalne. Podobne rozkazy wykonywało się już w setce innych gier. Mamy tu standardowe zadania sabotażowe (wysadzanie zbiorników z paliwem, zatapianie tankowców), ratunkowe (uwięzieni lub ostrzeliwani sojusznicy), szpiegowskie (kradzież ważnych dokumentów) czy wreszcie partyzanckie (powstrzymanie kolumny wrogich pojazdów).