Recenzja gry Shadow Warrior 3 - przejdź i (nie) zapomnij

Na papierze Shadow Warrior 3 wygląda jak krok wstecz względem „dwójki”. Jest krótszy, prostszy, bardziej liniowy i pozbawiony wielu mechanik. Czy to uczyniło go gorszą grą? Nie. Stało się dokładnie odwrotnie.

Recenzja powstała na bazie wersji PC. Dotyczy również wersji PS4, XONE, XSX.

PLUSY:
  1. obłędnie miodne walki;
  2. wartka akcja, od której nie sposób się oderwać;
  3. kapitalny projekt poziomów i przeciwników;
  4. pomysłowe zastosowanie „finiszerów”;
  5. zręczne przeplatanie starć platformowymi przerywnikami (i dialogami);
  6. świetna oprawa audiowizualna przy bardzo solidnej optymalizacji;
  7. widowiskowe cutscenki, wyreżyserowane w ciekawy sposób;
  8. tona popkulturowych nawiązań i humoru (który nie wszystkim przypadnie do gustu).
MINUSY:
  1. zbyt krótka przygoda, której brakuje regrywalności;
  2. frustrująco źle zaprojektowana pewna platformówkowa sekwencja;
  3. mniejsze zgrzyty tu i tam (np. nowy głos Lo Wanga, miałka fabuła i przeładowany HUD).

Każdy duży wydawca popukałby się w czoło, gdyby przedłożono mu projekt Shadow Warriora 3. „Dwójka” była grą, która spokojnie wystarczała na 20 lub więcej godzin, oferując obok wątku fabularnego krocie pobocznych aktywności, proceduralnie generowanie poziomy o półotwartej konstrukcji, rozbudowany (jak na FPS-a) system zarządzania ekwipunkiem, a także tryb co-op. Jedynym logicznym posunięciem w tej sytuacji powinno być uczynienie trzeciej części jeszcze dłuższą i bardziej rozbudowaną, prawda? Cóż, polskie studio Flying Wild Hog doszło do zupełnie innych wniosków.

Shadow Warrior 3 wydaje się grą z innej (lepszej?) epoki. Już nie próbuje podążać śladami serii Borderlands, wraca do korzeni i na powrót zajmuje miejsce obok Dooma oraz reszty nestorów rodu strzelanek. „Trójka” nie odwraca uwagi gracza od krwawej jatki żadnymi opcjonalnymi wyzwaniami, nie zaprząta mu głowy eksploracją ani żonglowaniem ulepszeniami pukawek. Opowieść została na powrót wtłoczona w ręcznie zaprojektowane korytarzowe poziomy, ekwipunek się skurczył, a do kosza poszły nie tylko paski życia wrogów i cyferki obrażeń, ale również tryb kooperacji.

Każdy Ubisoft czy inny Microsoft pokręciłby głową z niedowierzaniem na taki projekt gry. Ale Flying Wild Hog wiedziało, co robi. Choć mnie samemu „looter-shooteryzacja” Shadow Warriora 2 bardzo przypadła do gustu, wcale nie czuję się rozczarowany uproszczeniem trzeciej części. W tym szaleństwie jest metoda – niezawodna metoda rodem ze starej szkoły robienia gier.

Patrz i podziwiaj!

Oczywiście deweloper musiał mieć jakiegoś asa w rękawie, gdy decydował się na pozbycie nawet tak mocnego atutu jak co-op. Musiał mieć inną przynętę na graczy, która uchroni go przed finansową klapą. Flying Wild Hog postawiło na nęcenie w starym, dobrym, wypróbowanym stylu – szeroko pojętą oprawą graficzną.

Paski życia wrogów są zbędne, gdy stan ich zdrowia może komunikować po prostu ilość krwi i dziur w ciele (tak jak w Doomie Eternal).

Nie będę Wam opowiadał, jak ta gra wygląda. Po prostu odpalcie sobie powyższy filmik, obejrzyjcie chociaż fragment i sami powiedzcie: ręka nie wyciąga się Wam mimowolnie w kierunku portfela na widok takiego „show”?

Stawiam, że nawet twórcy Dooma ze studia id Software zaczęli się niespokojnie wiercić na krzesłach, patrząc na to, co wyprawia się w Shadow Warriorze 3. Unikalna orientalna stylistyka, śliczne i interaktywne areny, odjechany projekt przeciwników, soczyste „finiszery”, nietuzinkowy arsenał – ten krwawy balet wygląda obłędnie. Ba, nie tylko wygląda. Równie obłędnie wypada w akcji.

Akcja pędzi tu na złamanie karku, a widoki są takie, że człowiek czasem ma ochotę przystanąć i westchnąć głęboko (choć grafika zaliczyła lekki downgrade w porównaniu z pierwszymi materiałami promocyjnymi).

Już od dawna żadna strzelanka nie dała mi takiego kopa, takiego zastrzyku adrenaliny. Od dawna – tj. w zasadzie od momentu premiery Dooma Eternal w marcu 2020 roku (to było na początku pandemii, dacie wiarę?). I tak jak rzeczony Doom niejako zapożyczył z Shadow Warriora 2 parę sztuczek – uzbrajając Doomguya w ostrze i możliwość wykonywania uskoków (dash) – tak teraz SW3 „chapnął” co nieco z najnowszego dzieła id Software.

Flying Wild Hog zaimplementowało mianowicie elementy platformówkowe. Zabrzmiało niepokojąco? Zgadzam się, nie była to najmocniejsza strona ostatniego Dooma. Na szczęście polski deweloper podszedł do sprawy z głową. Skakanie i bujanie się na lince z hakiem nie ma stanowić wyzwania równoważnego walce – to tylko przerywnik pomiędzy jedną areną a drugą, w którym dzielimy uwagę między wciskanie kilku przycisków ruchu, zerkanie na piękne krajobrazy i słuchanie dialogów.

Satysfakcja z pozbycia się kilku wrogów naraz w ten sposób – bezcenna.

Poziomy są tak liniowe, że ledwie znalazło się na nich miejsce dla kilku(nastu?) ukrytych znajdziek.

To ty, Lo Wang? Brzmisz jakoś dziwnie

No właśnie, dialogów. Lo Wang ma wielką przewagę nad Doomguyem – mówi. I to jak mówi! Nie brakuje typowego dla tej serii humoru, właściwie Shadow Warrior 3 kipi nim bardziej niż poprzednie części. Protagoniście nadal jadaczka prawie się nie zamyka i bombarduje nas swoimi niewybrednymi, często wulgarnymi i wręcz kretyńskimi żarcikami – nie stroniąc od ukłonów w stronę szeroko pojmowanej popkultury czy burzących czwartą ścianę „podśmiechiwek” z gier.

Niestety, przy okazji dialogów nie sposób nie wspomnieć o czymś, co niektórzy mogą uznać za minus gry. Krótko przed premierą Shadow Warriora 3 nieoczekiwanie zmieniony został odtwórca głównej roli – niezastąpionego Jasona Liebrechta zastąpił (sic!) Mike Moh. I choć ten drugi robił wszystko, by brzmieć jak ten pierwszy – niekiedy z naprawdę przyzwoitym rezultatem – ostatecznie zagorzali wielbiciele Lo Wanga mogą słyszeć zgrzyt w głośnikach za każdym razem, gdy bohater przemówi.

Twórcy musieli się świetnie bawić przy reżyserowaniu cutscenek – i świetnie bawić się będą gracze, oglądając je.

System ulepszeń broni i postaci wrócił do poziomu z pierwszej części – a może nawet stał się jeszcze prostszy. Niemniej należycie spełnia swoje zadanie.

Rozczarowanie czeka też osoby, które w Shadow Warriora 3 miałyby zagrać dla opowieści. Proszę się nie śmiać, narracja była jedną z mocniejszych stron „jedynki” (czyt. polskiego rebootu serii z 2013 roku). Druga część została odciążona emocjonalnie, ale zachowała względnie bogate uniwersum – tymczasem na polu fabuły SW3 uległ uproszczeniu do granic możliwości. W następstwie wydarzeń z „dwójki” bardzo stary i bardzo zły smok wydostał się na wolność i zniszczył jakieś pół świata, więc Lo Wang musi ocalić drugie pół – ot, taka to historyjka.

Ta opowiastka służy głównie za pretekst, by przeprowadzić bohaterów przez szereg bajecznie malowniczych lokacji, pozwalając im przerzucać się docinkami, których nie powstydziliby się Strażnicy Galaktyki, oraz pokazywać ciekawie wyreżyserowane, widowiskowe cutscenki – suto okraszone akcją, demolką i animacjami motion capture. Niemniej fani serii powinni docenić powrót pewnej znajomej postaci... która dla odmiany nie straciła swojego charakterystycznego głosu.

DRUGA OPINIA

Recenzja gry Shadow Warrior 3 - przejdź i (nie) zapomnij - ilustracja #7

Przy drugiej części Shadow Warriora spędziłem sporo czasu i bawiłem się wangastycznie. Na „trójkę” więc czekałem, ale po 3-4 godzinach grania trochę mój hypetrain się wykoleił. Oczywiście nie odmawiam SW3 plusów – bo można się uśmiechnąć słuchając rubasznych rozmów między bohaterami lub kultowych dziś tekstów popkultury przeplatanych siekaniem wrogów, a krwista walka faktycznie generuje radochę (zwłaszcza kiedy aktywujemy pułapki robiące z nieprzyjaciół krwawą papkę). Na niemal każdej płaszczyźnie odnosiłem jednak wrażenie, że dobre pomysły z „dwójki” były na wielu płaszczyznach kastrowane.

Fabuła jest miałka, ale taki już jest na nią zamysł – niemniej jednak w „dwójce” odczuwałem wrażenie celowości pastiszu, tutaj już nie miałem tej 100% pewności, że taka była koncepcja. Wyliczanka kolejnych minusów jest spora – począwszy od braku różnych wariantów finiszerów przygotowanych dla konkretnych przeciwników oraz małą pulę typów adwersarzy, przez problemy z wyświetlaniem grafiki i doczytywaniem tekstur w tak dynamicznej grze, a na błędach z tłumaczeniem napisów w wersji PL. To nie są na szczęście babole przekreślające ten tytuł i wciąż bawić można się przy grze przyzwoicie – ale Shadow Warrior 3 to gra „w sam raz na raz” i raczej nigdy już do niej nie przysiądę. Szkoda.

OCENA: 7/10

Michał „Pajdos” Pajda

Shadow Warrior 3

Shadow Warrior 3

PC PlayStation Xbox

Data wydania: 1 marca 2022

Informacje o Grze
7.3

GRYOnline

7.3

Gracze

6.9

Steam

7.2

OpenCritic

OCEŃ
Oceny

Arcydzieło rzezi

Wróćmy jednak do tego, co jest tu najważniejsze, czyli do walki. Flying Wild Hog nie poprzestało na dopieszczeniu mechaniki z Shadow Warriora 2 (która już była znakomita) czy dorównaniu poziomowi Dooma Eternal. Polski deweloper doprawił „zwycięską formułę”, wprowadzając dwie małe, a jednak wielkie innowacje.

Zacznijmy od wspomnianych już wcześniej interaktywnych aren. Oprócz wyświechtanych wybuchających beczek (w paru odmianach) twórcy rozmieścili na nich zapadnie czy ruchome ostrza, które gracz w dogodnym momencie może aktywować, strzelając w przycisk, i pozbyć się wielu przeciwników naraz w rozkosznie krwawy sposób. Szkoda, że w grze nie znalazło się więcej miejsc wyposażonych w takie atrakcje. Tak czy owak wprowadzają one do starć nutkę taktyki – i podobnie rzecz ma się z drugą innowacją, czyli „finiszerami”.

Muzyka nadal jest świetna, choć względem Shadow Warriora 2 zmienił się jej styl. Tym razem głównym kompozytorem został Maciej Kulesza.

W sześciogodzinnej przygodzie zmieściły się zaledwie dwie walki z bossami.

Wydawało się, że w strzelankach nie zobaczymy już niczego lepszego niż „zabójstwa chwały” z rebootu Dooma – ale Flying Wild Hog je przebiło. Choć typów broni w arsenale Lo Wanga występuje raptem siedem (i nie są one przesadnie kreatywne: zaczynając od rewolweru i strzelby, a na katanie i wyrzutni shurikenów kończąc), co najmniej drugie tyle dostarczają – tymczasowo – wrogowie.

Wyprowadzając „ostateczny cios”, nie tylko pozbywamy się delikwenta w upajająco brutalny sposób, ale też uzyskujemy od niego na chwilę wzmocnienie lub oręż. I tu zaczyna się jazda. „Dyskotekowy granat”, wyrzutnia fajerwerków, ogromne wiertło, zabójcze oko-dron – to tylko parę przykładów. Każdy taki gadżet może się przydać w krytycznym momencie, więc to jeszcze jeden element, który skłania do taktycznego myślenia.

O ile gracz jest zdolny do jakiegokolwiek myślenia, gdy gna szaleńczo przed siebie, uskakuje przed trafieniami, biega po ścianach, odpycha wrogów „uderzeniami chi”, skacze (podwójnie) nad rozpadlinami i huśta się na lince z hakiem, wypatrując gorączkowo kolejnej apteczki lub paczki amunicji. To wszystko jest tak spektakularnie krwawe i tak dziko rajcujące, że po zakończeniu każdej walki z jednej strony towarzyszyła mi ulga, gdy czułem, jak stygnie kipiąca w moich żyłach krew – ale z drugiej pragnąłem więcej, więcej i więcej!

Droga i krótka, ale jakże wielka przyjemność

Niestety, po około sześciu godzinach okazało się, że nie ma już nic więcej. Opowieść dotarła do punktu „the end”, przez ekran przetoczyły się napisy końcowe i wylądowałem w menu. Stąd były tylko dwie drogi: „nowa gra” lub „wyjście”. Tak, nie ma nic pomiędzy – ani jakiegoś pobocznego trybu, w którym walczyłoby się na arenach do upadłego, ani „nowej gry plus”, ani nawet możliwości rozegrania jeszcze raz wybranego spośród jedenastu rozdziałów przygody. Wielka szkoda. Tym większa, że mówimy o grze, której startowa cena wynosi (na Steamie) aż 179,99 zł – to tylko o 20 zł mniej, niż kosztuje 500-godzinny (powiedzmy) Dying Light 2.

W takiej sytuacji werdykt może być tylko jeden: lepiej poczekać na promocję. Zwłaszcza że deweloperowi przyda się trochę czasu na połatanie swego dzieła. Powinien przede wszystkim dopracować sekwencję zjazdu na kamiennej płycie po lodzie w dziewiątym rozdziale – przez źle umieszczony punkt do zaczepienia linki z hakiem (albo źle wyregulowaną prędkość ruchu płyty) zginąłem pod sam koniec tego skądinąd przyjemnego etapu tyle razy, że zacząłem się zastanawiać, czy finał mojej przygody z Shadow Warriorem 3 nie nastąpi czasem przedwcześnie.

W kilku innych miejscach też miałem drobne trudności z zaczepianiem linki lub wspinaniem się na przeszkody. Poza tym drażnił mnie trochę interfejs, wyświetlający zapętlone powiadomienia o niewydanych punktach ulepszeń po każdym ekranie wczytywania czy inne zbędne informacje. Do tego przy nagłych – w założeniu idealnie płynnych – przejściach między rozgrywką a cutscenkami dysk lekko się dławił, co skutkowało regularnymi seriami przycięć animacji.

Optymalizacja gry wypada bez zarzutu – dopóki nie zdetonujesz całej grupki tych kamikaze naraz.

Zielone światełko wskazuje drogę – zabieg podpatrzony z Dooma.

Co jednak ciekawe, na HDD sytuacja nie była wcale dużo gorsza niż na SSD. Ponadto optymalizacja wypadła lepiej, niż sugerowały wymagania sprzętowe gry. Komputer wyposażony w Core i5-4440S, 8 GB RAM-u i GeForce’a GTX 1060 utrzymywał dość stabilne 60 klatek na sekundę przy wysokich ustawieniach w rozdzielczości 1080p.

W każdym razie wszelkie wymienione mankamenty są tylko rysami na brylancie. Brylancie, który został drobiazgowo oszlifowany i przykuwa wzrok, mieniąc się spektakularnymi refleksami, ale ma tak malutkie rozmiary, że łatwo stracić go z oczu. A co z oczu, to i z serca.

Shadow Warrior 3 powinien mieć nominację w kategorii najlepszych gier akcji na The Game Awards 2022. Obawiam się jednak, że do grudnia świat zdąży zapomnieć o dziele Flying Wild Hog – tak jak np. do końca 2021 roku zdążył zapomnieć o wydanym w styczniu The Medium. To niestety jeszcze jedna racja, która uzasadnia tworzenie gier-usług – aktualizacje i dodatki wydłużają życie każdej produkcji w ludzkiej pamięci. A z ludzką pamięcią w branży interaktywnej rozrywki jest coraz bardziej kiepsko z roku na rok.

O AUTORZE

Shadow Warrior 3 uszczknął mi z życia niecałe siedem godzin – ale mógłbym odjąć co najmniej jedną od tego wyniku, gdybym nie powtarzał kilku walk (i tego nieszczęsnego lodowego zjazdu) i nie zatrzymywał się, by podziwiać widoki albo wypatrywać znajdziek. Fanem serii stałem się za sprawą rebootu z 2013 roku. Koniec końców wszystkie jej trzy polskie odsłony cenię na równi – choć każda istotnie różni się od pozostałych.

Kopię gry Shadow Warrior 3 do recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od firmy Devolver Digital.

Podobało się?

52

8.5
bardzo dobra

Shadow Warrior 3

Shadow Warrior 3 powinien okazać się jedną z najlepszych gier akcji pod koniec roku 2022. Obawiam się jednak, że do grudnia świat zdąży zapomnieć o dziele Flying Wild Hog – tak jak np. do końca 2021 roku zdążył zapomnieć o wydanym w styczniu The Medium. Krótka, ale przednia zabawa!

Shadow Warrior 3

Recenzujący:
Platforma:
PC Windows PC Windows
Data recenzji:
28 lutego 2022

Komentarze czytelników

Dodaj komentarz
Forum Gry Akcji
2022-03-02
00:45

mehow91 Generał

frustrująco źle zaprojektowana pewna platformówkowa sekwencja

Czy może coś być frustrująco dobre? Zastanawiam się.

Komentarz: mehow91
2022-03-03
08:55

Jaya Generał

Miałem kupić już 3-jkę, ale tylko 6h gry? Technicznie gra dla mnie błyszczy jak i w przypadku 2-jki. Fabularnie wnosi seria trochę wiele kontrowersyjnych wątków - nie są przez wszystkich akceptowalne.
-----------------------
Idealny shadow warrior dla mnie byłby jakby:
a) były bardziej wyraziste oddzielenie skilli/motywów ying/yang (ale można powiedzieć, że to Shadow Warrior)
b) otwarty świat typu x-kom z randomowymi lokacjami, misjami pobocznymi i stałymi misjami głównymi, nawet ciągniętymi/przegenerowanymi w internecie. Wtedy nie trzeba by super techniki ładowania/oszczędzania zasobów jak w Wiedźminie czy Gta
c) to nie musi być one man army, ale jest ok, można by napuszczać sojuszników aby regulowali trochę poziom trudności mapy, panowali nad regionami, albo je tracili
d) zabawy w tym stylu na długie godziny, aby nie była gra traktowana bardziej jak film. Jak się komuś znudzi to może tylko siekać główny wątek, który byłby raczej niemożliwy aż do wykonania bez kilku kluczowych sojuszników/przedmiotów.

Komentarz: Jaya
2022-03-03
12:14

wafel_15_84 Konsul

wafel_15_84

Niby za co taka ocena ja się pytam?

Komentarz: wafel_15_84
2022-03-07
19:00

sajmonmix Junior

😈

Gra wymiata!

Komentarz: sajmonmix
2022-03-08
14:16

makaronZserem Generał

A ja miałem odwrotnie 1 część i nowy doom w ogóle mnie nie wciągnęły wręcz wynudziły, za to w SW2 bawiłem się bardzo dobrze w szczególności mnogość broni i możliwości walki tutaj jak widać wszystko okroili, że jest gorsze nawet od 1 części i znowu mocno ugrzeczniona gra by więcej dzieciaczków mogło kupić w porównaniu z 2 to śmiech na sali, pod tym względem. Zresztą widać to po ocenach SW2 na Steam 87% pozytywnych ocen, na Meta to samo od krytyków po graczy, gdzie 3 część ledwo mieszane. Nie dziwie się, że nowa odsłona ma mieszane odczucia, bo jest jak wspomniałem gorsza nawet od 1 części i zamiast dopracować formułę, jaka była w 2 części zmniejszyć powtarzalność, zostawić mechanikę walki i spory świat wykastrowali grę, potem jeszcze ją oskalpowali i dali półprodukt za 180 + zł, który jest na 5+ godzin i na jedno posiedzenie(żadnego co opa, żadnych trybów, nic) żałosne, twórcy zwyczajnie poszli na łatwiznę no ale kiedy usunęli oryginalnego głosowego aktora, który podkładał głos głównego bohatera, bo jakiejś osobie wydało się to nie odpowiednie (bo dla tych radykałów aktor głosowy powinien być takiej samej narodowości co postać, której podkłada głos, ciekawe co na to Terrence C. Carson podkładający głos kratosa z God of War) już wiedziałem, że ta firma się pomału stacza i jak widać nie myliłem się i masa innych graczy, która pokochała 2, część jak widać ma podobne zdanie i to oni są w przeważającej większości.

Nie kupujcie tej gry chyba, że na sporej obniżce!

Komentarz: makaronZserem

GRYOnline.pl:

Facebook GRYOnline.pl Instagram GRYOnline.pl X GRYOnline.pl Discord GRYOnline.pl TikTok GRYOnline.pl Podcast GRYOnline.pl WhatsApp GRYOnline.pl LinkedIn GRYOnline.pl Forum GRYOnline.pl

tvgry.pl:

YouTube tvgry.pl TikTok tvgry.pl Instagram tvgry.pl Discord tvgry.pl Facebook tvgry.pl