Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać

Wiedźmin: Pogromca potworów Recenzja gry

Recenzja gry 4 sierpnia 2021, 16:19

Recenzja gry Wiedźmin: Pogromca potworów - Wiedźmin GO czy Wiedźmin NO?

The Witcher: Monster Slayer to ambitna próba CD Projektu wejścia do ekskluzywnego klubu twórców gier AR (czyli opartych na technologii rozszerzonej rzeczywistości). Czy Pokemon GO ma się czego obawiać? I tak, i nie.

Recenzja powstała na bazie wersji iOS. Dotyczy również wersji AND

PLUSY:
  1. wciąga!
  2. wprawdzie w zasadzie brakuje postaci znanych z gier czy książek, ale pozostał wiedźmiński klimat;
  3. grindu tu sporo, jednak to taki grind, który nie musi męczyć, bo zajmuje kilka minut w tramwaju, na spacerze czy nawet podczas oglądania Netflixa;
  4. ciekawe fabularne zadania są czymś unikalnym w tego typu aplikacji;
  5. na Androidzie aplikacja działa poprawnie i bez większych błędów...
MINUSY:
  1. ...ale na iPhone’ach ma problemy z serwerami i regularnie się zawiesza;
  2. przydałyby się sensowne funkcje społecznościowe czy aktywności grupowe;
  3. doskwiera powtarzalny gameplay i ostry grind (brak srebrnego miecza boli!) – gra aż prosi się o aktualizacje;
  4. Pogromca potworów? Chyba pogromca baterii – aplikacja niestety pożera ogniwa smartfonów.

Przez ostatni miesiąc żyłem jak wiedźmin. Codziennie rano sprawdzałem, czy w okolicy nie grasują potwory, przyjmowałem zlecenia od bojących się wielkich pająków chłopów i zdobywałem płody endriagi (to taki wielki skorpion) na prośbę zblazowanej miłośniczki elfich starożytności. Kiedy zebrałem trochę orenów, wykupiłem większe juki, bo w starych nie mieściły mi się już wszystkie składniki na wiedźmińskie mikstury i oleje. Wieczorami wyrabiałem petardy, żeby mieć je na podorędziu o poranku. Z czasem dorobiłem się srebrnego miecza, choć zajęło to sporo czasu. To było ciekawe życie, ale trochę brakowało mi w nim celu.

Wiedźmin GO, dla niepoznaki nazwany Pogromcą potworów, to szalenie ambitna próba. Spokko, spółka zależna CD Projektu, tworzy grę, która korzysta z rozszerzonej rzeczywistości i geolokalizacji. Do tej pory sukcesy na tym polu odnosiło głównie studio Niantic, które wyprodukowało dwa prawdziwe hity – Pokemon GO oraz Harry Potter: Wizards Unite. Żaden inny gigant branży, jakiś Ubisoft czy Rockstar, nie pokusił się o własną grę AR-ową (no dobrze, Microsoft się pokusił, ale jego Minecraft Earth właśnie został skasowany). Trudno więc odmówić CD Projektowi jaj – zwłaszcza że firma ma na koncie The Witcher Battle Arena, czyli mobilną wiedźmińską MOB-ę (brzmi fatalnie, nie?), która umarła pół roku po premierze. Czy tym razem będzie lepiej, zadecydują gracze – twórcy ze Spokko stworzyli fundament, co prawda pełen dziur do połatania, ale solidny i działający.

Od razu zdradzę, że jestem pozytywnie zaskoczony mobilką studia Spokko. Monster Slayerowi doskwierają wszystkie bolączki nowych dzieł tego typu, głównie w postaci braku rozbudowanej zawartości (kto grał pięć lat temu w Pokemon GO, ten dobrze wie, co mam na myśli), ale jako całość tytuł ten się broni. Już niedługo przekonamy się, czy tym razem to wystarczy, żeby podbić serca casualowych graczy na całym świecie.

PODSUMOWANIE OCENY

Po spędzeniu z grą niemal miesiąca (dostęp do niej otrzymaliśmy jeszcze przed premierą) muszę przyznać, że nadal mi się nie znudziła. Tak, fabularnych zadań jest tylko kilkanaście, więc po pewnym czasie (powiedzmy, że po dwóch, może trzech tygodniach, jeśli nie ciśnie się ich hardcore’owo) zwyczajnie się kończą, ale zbieranie wiedźmińskich pokemonów ciągle mnie bawi. Podejrzewam, że mój entuzjazm będzie powoli słabł, zacznę odpalać aplikację coraz rzadziej, aż wreszcie zapomnę o niej na pewien czas i wrócę zapewne dopiero wtedy, gdy twórcy wypuszczą drugi sezon questów.

Im więcej grałem, tym więcej widziałem mniejszych bądź większych problemów. Grind z czasem naprawdę staje się ciężki, a bez wydawania pieniędzy jesteśmy zmuszeni do żmudnego ciułania każdego grosza. Balans rozgrywki też nie jest idealny (np. brakuje składników na niektóre oleje). Celnie napisał o tym UV w swoim felietonie.

Początkowo, w pierwszej wersji recenzji opublikowanej po tygodniowych testach, w plusach wymieniłem taki punkt: „nie trzeba płacić, żeby sobie radzić (choć z płaceniem gra się przyjemniej i szybciej)” – dziś ten plus usunąłem, bo choć podtrzymuję swoją opinię, że ten model nie jest aż tak inwazyjny, jak nas do tego rynek mobilny przyzwyczaił, to jednak nie mogę go potraktować jako zalety gry.

Niemniej to, co aktualnie otrzymaliśmy, to dobry fundament, żeby zbudować na nim świetną grę. Do tego Spokko potrzebuje jednak dużo czasu, a Pogromca potworów ciekawych i częstych aktualizacji. Na razie jest „tylko” dobrze.

Recenzja (w przygotowaniu) gry Wiedźmin: Pogromca potworów - Wiedźmin GO czy Wiedźmin NO? - ilustracja #1

FAQ ALBO WIEDŹMINA MOBILNEGO OPISANIE

Podstawy

Co to w ogóle jest? To gra mobilna, w której uniwersum Wiedźmina przeplata się z tym realnym. Na mapie naszego świata pojawiają się potwory do pokonania i questy do zaliczenia, a celem gracza jest dotrzeć do nich – na nogach, rowerem, hulajnogą czy samochodem. Jak kto woli.

A kim gram? W grze wcielamy się w młodego wiedźmina bądź wiedźminkę. Sami wymyślamy imię i wygląd protagonisty(-tki).

Czy zobaczę tutaj Geralta lub Ciri? Niestety, ale nie ma szans. Wśród występujących w grze postaci jest taka jedna, której wiek raczej wyklucza występ wielu bohaterów Sagi Sapkowskiego, a tym bardziej gier.

Czy to jest RPG? Nie, to gra mobilna, w której zabijamy masę potworów i kolekcjonujemy ich trofea (parafrazując znaną piosenkę: „zabij je wszystkie”). Są tutaj co prawda króciutkie zadania fabularne, ale to za mało, żeby uznać całość za RPG.

Jak się w to gra

Coś więcej o questach? Zadania wyglądają mniej więcej tak: dochodzisz do miejsca ze znakiem zapytania i odbywasz krótką rozmową z postacią. Następnie musisz udać się w kolejne miejsce (np. do gniazda pająków) i pokonać potwora – ten krok może się powtórzyć. A na końcu wracasz do zleceniodawcy. Cały taki quest trwa pewnie ok. 20 minut, w zależności od tego, jak szybko się przemieszczasz.

Recenzja (w przygotowaniu) gry Wiedźmin: Pogromca potworów - Wiedźmin GO czy Wiedźmin NO? - ilustracja #2

Ile jest questów? Póki co 13 (szczęśliwa liczba, nie ma co), ale twórcy mają w planach dodawanie kolejnych. Będą się one pojawiać w tzw. sezonach. Mam nadzieję, że na drugi nie będziemy musieli zbyt długo czekać!

Czy grając, dostanę zakwasów od chodzenia? To zależy. W przeciwieństwie do takiego Pokemon GO nie ma tutaj mechaniki, która nagradza samo chodzenie w realnym świecie z włączoną grą. Zmuszają nas do tego głównie questy, które można odpalić tylko we wskazanych punktach, znajdujących się do kilkuset metrów od miejsca naszego aktualnego pobytu. Z drugiej strony nieźle grało mi się, podróżując komunikacją miejską w drodze do pracy. W sumie Wiedźmin GO bardziej sprawdza się na rowerze czy hulajnodze, a to z uwagi na dość skąpy spawn potworów (normą na spacerze jest np. kilka minut, gdy nie ma nic do roboty w grze).

Czy warto grać dla fabuły? Nie, bo choć zadania mają charakterystyczne dla „Redów” twisty fabularne, to de facto składają się z paru krótkich wypowiedzi i kilku grafik, więc trudno tutaj o jakieś narracyjne perełki. Ja gram, bo lubię kolekcjonować w grach różne pierdoły (tutaj są to trofea potworów oraz bibeloty, czyli swego rodzaju osiągnięcia).

Czy walka jest trudna? Nie, jest dość prosta, ale tylko jeśli porównacie ją ze starciami z gier pecetowych czy konsolowych. W kategorii mobilnych tytułów AR pozycja ta ma wymagający gameplay – co wcale niekoniecznie jest zaletą. Prostota rozgrywki w trakcie spacerowania byłaby wręcz mile widziana.

Opinie

Czy Wiedźmin GO jest lepszy od Pokemon GO? Nie jest. Na razie obie popularne gry Niantica (Pokemon GO oraz Harry Potter: Wizards Unite) są lepsze od Wiedźmina, bo ten cierpi na podstawową chorobę wieku dziecięcego podobnych aplikacji – mało jest tu zawartości, a dużo powtarzalnego grindu. Mobilny Wiedźmin prosi się o aktualizacje, które dodadzą też coś więcej niż tylko nowe questy.

Czy grę cechuje model pay-to-win? Nie rywalizujemy tutaj z innymi graczami, a wszystko można zdobyć bez płacenia – decyduje tylko cierpliwość. Gra często zachęca do zakupów, które faktycznie mocno ułatwiają rozgrywkę – szczególnie doskwiera brak eliksirów, olejów i petard, niewielki ekwipunek (jego powiększenie to pierwsze, co wykupiłem) czy brak specjalnych mieczy i pancerzy. Oczywiście wszystko to można zdobyć mozolnym grindem albo kupić od razu, płacąc złotówkami w sklepie. Jeśli zatem już – to raczej mamy tutaj model pay-to-play.

Dlaczego już teraz warto? Hej, bo to Wiedźmin! Możesz tutaj zabić cmentarną babę, uwarzyć Jaskółkę i przyjmować wiedźmińskie zlecania. To także bardzo ambitna zagrywka CD Projekt, więc jeśli interesujecie się grami, warto śledzić jej losy z własnej komórki.

Dlaczego na razie nie warto? Bo póki co Wiedźmin GO ma dość powtarzalną rozgrywkę, brakuje sensownych funkcji społecznościowych, jest też trochę błędów. Za rok – miejmy nadzieję – to będzie znacznie lepsza gra.

Najdziwniejsza rzecz, jaką zrobiłeś w grze? Wziąłem udział w grzybobraniu, które było bodaj najciekawszym questem. Polecam zbierać grzyby w autobusie – połowę z moich 317 znalazłem właśnie w komunikacji miejskiej.

Recenzja (w przygotowaniu) gry Wiedźmin: Pogromca potworów - Wiedźmin GO czy Wiedźmin NO? - ilustracja #3

Jakie jest największe zagrożenie dla sukcesu gry? Problemy techniczne i znużenie graczy grindem. Serwery działają niestety z zauważalnym lagiem, aplikacja często się zwiesza, jest bateriożerna i ma trochę błędów. Na dłuższą metę może też nudzić powtarzalnym gameplayem.

Czy gra odniesie sukces? Trudno powiedzieć – Wiedźmin to nie jest casualowa marka, a na rynku gier mobilnych to właśnie o serca niedzielnych graczy trzeba się bić. Z drugiej strony – może akurat okaże się, że to nisza wystarczająco duża dla finansowych ambicji CD Projekt? Marcin Strzyżewski powiedział w redakcji ciekawą rzecz: „Wreszcie będę miał co robić na spacerze z żoną, gdy ona będzie łapała pokemony”.

Kącik z poradami

Zdradzisz jakiś trick? Żeby szybko levelować, nie trzeba wychodzić z domu. Wystarczy co kilkanaście minut odpalać aplikację, zabijać wałęsające się po okolicy potwory (ale te bez trupich czaszek, na silniejsze na początku szkoda eliksirów) i wyłączać grę. Po paru dniach takiej zabawy przegonicie znajomych.

Wybijcie szybko 10. poziom – zajmie Wam to pewnie kilka dni, ale warto. Odblokuje się wtedy opcja oczyszczania specjalnych drzew oznaczonych na mapie. Codziennie będziecie mogli zabić potwory w trzech takich lokacjach, co wzbogaci Was o 150 orenów.

Nie marnujecie olejów – zamiast je zużywać na łatwe potwory (te z jedną trupią czaszką), nauczcie się ich wzorów atakowania i parujcie ich ciosy. Wtedy wystarczy sam eliksir Jerzyk, a przy dobrym refleksie obejdziecie się i bez niego. Naprawdę – idealne blokowanie ataków może sprawić cuda.

Adam Zechenter

Adam Zechenter

Na początku lat 2000 stworzył fanowską stronę o Tolkienie. Potem studiował filologię klasyczną (krótko) i historię (długo). Na tej ostatniej został szefem Koła Naukowego. Pisał tu i tam. W GRYOnline.pl pojawił się w 2014 roku jako specjalista od gier mobilnych i free-to-play – a to w wyniku niezdrowej fascynacji World of Tanks (do dziś nabił w grze blisko 2000 godzin…). Początkowo prowadził podserwis gramynawynos.pl, następnie zaangażował się w powstawanie GOL-owej publicystyki, a w 2018 roku Krystian Smoszna, nowy redaktor naczelny, zaproponował mu stanowisko swojego zastępcy. W dzieciństwie uwielbiał Wolfeinsteina, Settlers 2, Baldur’s Gate i Cywilizację 2 – i tak mu zostało, że do dzisiaj uwielbia gry strategiczne, RPG-i i strzelanki. Kupuje zdecydowanie zbyt wiele książek, ciągle interesuje się historią (ostatnio wszystkim poleca Dreadnought Roberta K. Massie), stara się nie jeść mięsa i czasami grywa w squasha.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Czy podobają Wam się takie FAQ dodawane do recenzji?

Tak!
94,1%
Nie!
5,9%
Zobacz inne ankiety
Recenzja Lords of the Fallen - pokutne biczowanie po każdej śmierci
Recenzja Lords of the Fallen - pokutne biczowanie po każdej śmierci

Recenzja gry

Lords of the Fallen łatwo nie będzie miało. Po świetnym Lies of P, oczekiwania fanów gier soulslike wywindowane zostały poza skalę. Czy nasączona krwią, wodą święconą i religijnym fanatyzmem produkcja CI Games wyjdzie zwycięsko ze starcia z rywalami?

Recenzja Cyberpunk 2077: Phantom Liberty - znowu to zrobili
Recenzja Cyberpunk 2077: Phantom Liberty - znowu to zrobili

Recenzja gry

Historia Cyberpunka 2077 powoli zmierza ku końcowi. Dodatek Phantom Liberty i aktualizacja 2.0 to ostatnie akordy w tej przygodzie, pełnej zarówno zachwytów, jak i początkowych rozczarowań. Cieszę się, że finał tej epopei jest tak dobry.

Recenzja Lies of P - najlepszy klon Dark Souls
Recenzja Lies of P - najlepszy klon Dark Souls

Recenzja gry

Lies of P to najlepszy soulslike, którego nie stworzyło studio FromSoftware. Niemniej jego autorzy nieco zbyt mocno zainspirowali się dziełami Japończyków.