Recenzja Ninja Gaiden 4. 13 lat czekania na powrót legendy

Ninja Gaiden wraca z nową częścią po trzynastoletniej przerwie. Tylko nie jestem pewien, czy po takim czasie czwarta pełnoprawna gra jest tym, czego oczekiwałem od tej serii.

Recenzja powstała na bazie wersji PS5.

Fanom gier akcji raczej nie muszę przedstawiać serii Ninja Gaiden, natomiast tym, którzy o niej nie słyszeli, szybciutko wyjaśniam: współcześnie Ninja Gaiden to cykl gier akcji skupiających się na brutalnych i dynamicznych walkach, poziomem trudności potrafiących dać wycisk nawet osobom, które z tym gatunkiem mają styczność od lat. Początkowo Ninja Gaiden było serią gier 2D dostępną na Nintendo Entertainment System, ale w 2004, wraz z premierą na pierwszym Xboxie, otrzymało reboot i przekształciło się w slasher 3D. Od ostatniej pełnoprawnej gry z serii minęło aż 13 lat, co w tej branży jest długim okresem – oryginalne Ninja Gaiden 3 zostało wydane na PlayStation 3 oraz Xboxa 360, czyli dwie generacje temu. Piszę o tym, ponieważ tak długi czas oczekiwania na kolejną pozycję z cyklu podsyca nadzieje, które mogą nie zostać spełnione. Tym bardziej że za najnowszą odsłonę gry odpowiada nie Team Ninja, czyli dotychczasowe studio stojące za tą marką, tylko Platinum Games – twórcy takich tytułów jak trylogia Bayonetta, NieR Automata czy Metal Gear Rising: Revengeance. I po przejściu Ninja Gaiden 4 czułem to bardzo wyraźnie.

  1. „Trudno w to uwierzyć”. Nie żyje Tomonobu Itagaki, ojciec serii Dead or Alive i nowożytnego Ninja Gaiden

O dwóch ninja, co polowali na smoka

Żadną tajemnicą nie jest to, że w Ninja Gaiden 4 wcielamy się w dwie postacie – Ryu Hayabusę, czyli ikonę serii i bohatera wszystkich poprzednich gier, oraz Yakumo, nowego protagonistę pochodzącego z dotychczas nieznanego fanom klanu Kruka. Yakumo poznajemy w trakcie misji – jej celem jest zabicie Seori, kapłanki Dark Dragona, którego w przeszłości kilkakrotnie zgładził Ryu. Misja ta ma udaremnić kolejny rytuał wskrzeszenia Dark Dragona, którego zwłoki obecnie górują nad Tokio, wydzielając z siebie deszcz plugawiący miasto i zmieniając ludzi w demony. Kapłanka jest więziona przez Divine Dragon Order (w skrócie DDO), które niejako przejęło pieczę nad miastem. Yakumo dość szybko spotyka swój cel, ale kapłanka wyjawia chłopakowi prawdziwe znaczenie przepowiedni, którą można uznać za powód tej misji. Tak oto Yakumo łączy siły z Seori, by raz na zawsze pozbyć się Dark Dragona. Aby to osiągnąć, muszą pokonać kilka demonów, strzegących fragmentów esencji smoka.

Ninja Gaiden 4, Platinum Games, 2025.

Nie chcę jednak zdradzać więcej z fabuły – i nie dlatego, że jest jakoś szczególnie warta poznania. Mamy tutaj bowiem do czynienia z raczej mało angażującą historią, wydającą się bardziej pretekstem do rzezi, która jest naszym udziałem, oraz do odwiedzania różnych miejsc. Niestety, po trzynastu latach seria nadal cierpi na ten sam problem – szkoda, bo miałem nadzieję, że po takiej przerwie w końcu zaserwuje historię, którą będzie się poznawać z zaciekawieniem.

To samo dotyczy postaci – zdecydowana większość z nich to osoby nowe w tym cyklu, ale żadna nie zapada w pamięć. Podobnie rzecz ma się chociażby z Ryu, który przy Dante z Devil May Cry czy Bayonetcie jest zwyczajnie nijaki. Yakumo, którego losy śledzimy, okazuje się mrukliwym chłopakiem skupionym całkowicie na wypełnieniu swojej misji. Nie jest jednak ani interesujący, ani nawet sympatyczny przez swoje aroganckie podejście. O innych postaciach też trudno powiedzieć coś więcej, bo żadna nie wyróżnia się niczym zaskakującym. Umi, operatorka Yakumo, pozostaje z nim w stałej łączności i przekazuje mu informacje dotyczące misji. Dziewczyna jest raczej nieśmiała, w związku z czym nie mamy nawet pojęcia, jak wygląda – reprezentuje ją bowiem awatar. Misaki, doradca klanu Kruka, do którego należy Yakumo, jest typowym archetypem raczej tchórzliwego „profesora”, który ma fioła na punkcie technologii. Seori, o której wspomniałem na początku, wydaje się najbardziej sympatyczna z tej grupy, co jednak nie zmienia faktu, że jest po prostu nijaka.

Seria zresztą od zawsze miała problem z kreowaniem zapadających w pamięć, charakterystycznych postaci, tymczasem przez lata gry mocno się rozwinęły i można było pokusić się o coś ciekawszego w tej materii. Kolejny minus stanowi fakt, że Ryu jest grywalną postacią tylko w kilku rozdziałach, co powoduje, że jego występ w historii opowiadanej w Ninja Gaiden 4 jest porównywalny z „czasem antenowym” dodatkowych grywalnych postaci w wersjach Sigma, które otrzymały pierwsza i druga część cyklu.

Wycieczka krajoznawcza

Ninja Gaiden 2 i 3 zabierały nas w przeróżne miejsca, toteż nie czuło się, że spędzamy w konkretnej lokacji za dużo czasu. Czwarta część oferuje cztery główne miejscówki, które nie są tak ciekawe jak te z poprzednich produkcji. Mamy deszczowe Tokio, górzyste tereny (które swoją drogą klimatem chyba najbardziej zbliżyły się do wcześniejszych gier), tokijskie kanały oraz bazę DDO. Niestety, mimo początkowego pozytywnego wrażenia po jakimś czasie zauważyłem, że lokacje wydają się dość sterylne, z kolejnymi pokojami połączonymi ze sobą naprędce.

Gra urozmaica momenty pomiędzy walkami, testując nasze umiejętności platformowe. W trakcie fabuły Yakumo odblokowuje kolejne gadżety, które pozwalają pokonywać przeszkody – mamy linkę z hakiem, dzięki której możemy skakać od jednego zaczepu do drugiego, czy paralotnię, która pozwala podróżować z wykorzystaniem silnych podmuchów wiatru. Etapy te nie są jakoś specjalnie trudne i raczej służą jako moment odpoczynku pomiędzy potyczkami z żołnierzami DDO oraz demonami. Podczas grania nie mogłem jednak pozbyć się wrażenia, że niektóre poziomy niepotrzebnie się dłużą. Gdyby usunąć z nich kilka fragmentów zręcznościowych, gra nic by na tym nie straciła.

Ninja Gaiden 4, Platinum Games, 2025.

Lokacje mają liniową strukturę, jednak co jakiś czas możemy znaleźć mniej lub bardziej oczywistą odnogę, która prowadzi do ukrytych przeciwników, przedmiotów związanych z pobocznymi kontraktami czy znajdziek w postaci chodzących butelkopodobnych potworków zwanych Gourdies. Kontrakty to swego rodzaju nowość w serii – przyjmujemy je w  napotykanych po drodze terminalach, które służą jednocześnie za sklep i punkt zapisu gry. Zależnie od tego, w jakiej lokacji jesteśmy, możemy podjąć się eliminacji grupek silniejszych wrogów, zapolować na opcjonalnego bossa, poszukać konkretnych przedmiotów czy złapać określoną liczbę wspomnianych Gourdies. Misje te są dobrym źródłem pieniędzy i doświadczenia, za które możemy kupować przedmioty lecznicze, nowe ataki do konkretnej broni lub nauczyć naszego ninja nowych umiejętności. Oprócz szukania znajdziek i celów dodatkowych misji możemy również rozglądać się za bramami Purgatory. Po interakcji z taką bramą musimy zdecydować, czy chcemy poświęcić trochę paska życia w zamian za wyższą nagrodę pieniężną i więcej punktów doświadczenia – dostępnych wyborów jest sporo, więc na dobrą sprawę sami ustalamy, jak trudnego wyzwanie chcemy się podjąć.

Na samej kampanii gra się nie kończy, bo możemy przejść ją od początku lub od konkretnego rozdziału, jednym z dwóch dostępnych bohaterów. Gra nie ogranicza nas w taki sposób, że misje rozgrywane postacią Yakumo nie są dostępne dla Ryu, bo ten drugi ma odpowiednie narzędzia do pokonywania przeszkód. Poza ponowną zabawą w kampanii możemy również zmierzyć się z każdym bossem – tutaj również brak podziału na grywalną postać. Mamy też areny, na których walczymy z falami przeciwników.

Ręka, noga, mózg na ścianie

Fabuła fabułą, ale to nie dzięki niej seria Ninja Gaiden zaskarbiła sobie uznanie i miłość fanów. Najważniejszy był zawsze gameplay – jak więc Ninja Gaiden 4 wypada pod tym względem? System walki najprościej da się opisać jako mieszankę Bayonetty / Metal Gear Rising i poprzednich Ninja Gaiden. Mamy lekki i silny atak, z których możemy tworzyć kombinacje. Brakuje jednak ruchów, które weterani serii mogą kojarzyć – nie uświadczymy kombinacji wymagających jednoczesnego wychylenie gałki w kierunku przeciwnika i naciśnięcia któregoś z ataków. Oznacza to, że samych ataków występuje mniej niż w poprzednich częściach. Pewną rekompensatą są ataki, które wyprowadza się bardzo podobnie jak w innych grach Platinum – po wykonaniu konkretnego ruchu gałką analogową naciskamy odpowiedni przycisk ataku. Może się wydawać, że to mało, ale nasze postacie posiadają specjalne tryby aktywowane poprzez przytrzymanie L2 na kontrolerze PS5 – Yakumo zyskuje wtedy dostęp do trybu Bloodraven, natomiast Ryu może przejść w tryb Gleam. Nie możemy jednak korzystać z nich do woli, ponieważ każdy atak w takiej formie zużywa pasek energii. Pasek ten odnawia się powoli samoczynnie, choć możemy przyspieszyć jego napełnianie, po prostu nacierając na wrogów. Mamy więc tutaj pewien element strategiczny, bo ataki w tych formach mogą przełamać blok lub powstrzymać konkretne ciosy silniejszych przeciwników i bossów.

W Ninja Gaiden 4 powraca rozczłonkowywanie wrogów, nieobecne w Ninja Gaiden 3, ale dodane w jej rozszerzonej wersji, czyli Razor’s Edge. Nasze ataki mogą więc skutkować odcięciem kończyny (ręki lub nogi) wrogom. Nie jest to jednak tylko element wizualny. Przeciwnik, który stracił nogę, będzie się czołgał po ziemi i desperacko nas atakował, nie zważając już na swoje życie. Ranny przeciwnik staje się podatny na wykończenie – tak zwane Obliteration Technique. Gra wyświetla wtedy jedną z kilku niezwykle brutalnych animacji, a każda broń ma swój osobny zestaw. Ta brutalność w połączeniu z szaleńczą dynamiką ciosów sprawia, że pojedynki w Ninja Gaiden 4 są jedyne w swoim rodzaju.

Ninja Gaiden 4, Platinum Games, 2025.

Jakby tego było mało, obaj bohaterowie mają możliwość aktywowania specjalnego trybu pozwalającego wykonywać tak zwane Bloodbath Kills. Pasek trybu Berserka (Yakumo) i True Dragon Sword (Ryu) napełniamy poprzez otrzymywanie obrażeń, zadawanie ciosów i wykańczanie przeciwników. Pasek jednak po pewnym czasie sam zaczyna się kurczyć. Bloodbath Kills są powiązane z atakami w trybie Bloodraven/Gleam, niemniej wymaga to nieco wprawy – każda broń ma inne warunki do dokonania takiego zabójstwa, ale warto się ich nauczyć, bo są naprawdę potężne. Zwykli, a także silniejsi przeciwnicy, nie licząc bossów, giną natychmiast, co może niejednokrotnie uratować nam skórę. Gdy tryb Berserka / True Dragon Sword jest aktywny, w dowolnym momencie możemy go zakończyć, wciskając ponownie lewy i prawy analog – wykonamy wtedy specjalny atak, który natychmiast załatwi przeciwników w zasięgu, a bossom odbierze sporą część życia.

Poza szeroką gamą ruchów ofensywnych nasi wojownicy dysponują też sporą paletą opcji defensywnych. Każdy z bohaterów może blokować i parować ciosy lub ich unikać poprzez wykonanie ataku w odpowiednim momencie. Dodatkowo każda z tych form obrony ma swoją perfekcyjną wersję, która pozwala wyprowadzić jeszcze potężniejszy kontratak, a niektóre ciosy mogą być zablokowane tylko wtedy, gdy jesteśmy w trybie Bloodraven/Gleam. To wszystko daje ogromne możliwości ofensywne i defensywne – nie musimy na siłę starać się parować uderzeń, jeśli nie chcemy ryzykować utraty życia, zamiast tego możemy je zablokować lub ich uniknąć.

Do tego wszystkiego należy doliczyć to, że Yakumo ma dostęp do kilku różnych broni. Chłopak zaczyna z dwiema katanami, ale w ciągu gry otrzymuje chociażby kij, którego oba końce zakończone są metalowymi głowicami, czy rapier, który idealnie nadaje się do walk z pojedynczymi celami. Każdy oręż ma oczywiście swój specjalny tryb Bloodbind, który nadaje mu zupełnie nowe właściwości. Pomiędzy rodzajami narzędzi walki przełączamy się błyskawicznie, nawet w trakcie kombinacji, co jest nowością w serii. Poprzednie odsłony zatrzymywały grę, gdy chcieliśmy zmienić dotychczasową broń. Stwarza to ogromne pole do popisu osobom, które lubią się bawić systemem walki i eksperymentować z combosami. Ci, którzy za tym nie przepadają, mogą pozostać przy konkretnym uzbrojeniu – ani razu nie odczułem, że gra każe mi używać danego oręża, by pozbyć się jakiegoś przeciwnika. Taki system zachęcał mnie do kombinowania z atakami i sprawdzania, kiedy najlepiej przełączyć się na inną broń.

Ninja Gaiden 4, Platinum Games, 2025.

Niestety – Yakumo jest jedynym bohaterem, który otrzymuje nowy oręż. Ryu ma dostęp tylko do swojego smoczego miecza. Zamiast tego może stosować różne ninpo – czary zużywające konkretną część paska energii do wykorzystania na atak w formie Gleam. Twórcy jeszcze przed premierą zapowiedzieli DLC, które da obu bohaterom nowe narzędzia walki – o ile w przypadku Yakumo nie jest to duży problem, tak u Ryu robi ogromną różnicę. Widać, że praktyka dodawania większej liczby broni po ukazaniu się gry, zastosowana już w Ninja Gaiden 3, niczego Koei Tecmo nie nauczyła, a szkoda.

Warto w tym miejscu wspomnieć jeszcze o bossach – tutaj Platinum Games nie zawiodło. Przez całą rozgrywkę ani razu nie miałem wrażenia, że któryś z poważniejszych przeciwników to tylko podmieniona tekstura wcześniej spotkanego wroga. Bossowie mają swoje unikalne ataki, dzięki czemu każdy taki pojedynek sprawia wrażenie wyjątkowego.

Ninja jak się patrzy (i słyszy)

Pod względem wizualnym Ninja Gaiden 4 prezentuje się przyzwoicie. Grafika nie spowoduje u Was opadu szczęki, ale nie jest też tak, że gra wygląda tylko poprawnie. Walki są szalenie dynamiczne i pełne przeróżnych efektów wizualnych – błysków broni, chlapiącej wszędzie krwi i latających kończyn oraz głów – a mimo to gra nie gubiła klatek, co jest szczególnie ważne w gatunku, w którym ułamek sekundy może przesądzić o naszej porażce. Przeciwnicy reagują na ciosy, toteż nie mamy wrażenia tłuczenia kukieł, a dźwięki towarzyszące atakom potęgują nasze doznania. Muzyka również dokłada cegiełkę do ogólnej przyjemności z grania. Szczególnie te bardziej dynamiczne utwory, w których usłyszeć można gitary elektryczne i perkusję.

Przez całą kampanię, która według licznika w grze zajęła mi 12,5 godziny, nie natknąłem się na żaden błąd, gra również ani razu nie wyrzuciła mnie do głównego ekranu konsoli.

Do zobaczenia wkrótce?

Ninja Gaiden 4, Platinum Games, 2025.

Zapowiedź nowej części Ninja Gaiden rozbudziła we mnie spore nadzieje, tym bardziej że grę szykowało Platinum Games, które bardzo cenię. Jednak tak długa przerwa mogła wytworzyć w mojej głowie nierealny obraz, któremu nie sprostałoby żadne studio. Ninja Gaiden 4 ma satysfakcjonujący system walki oferujący sporo opcji, choć niewykorzystanie postaci Ryu i sprowadzenie go do gościa we własnej serii to spory problem. Gra cierpi również na bolączki typowe dla tej serii, jak mało angażująca historia czy nieciekawi bohaterowie, dokładając do nich nowe, jak chociażby lokacje, którym brakuje wyrazistego charakteru. Mam tylko nadzieję, że na kolejną pełnoprawną część nie przyjdzie nam czekać kilkanaście lat.

PLUSY:
  1. satysfakcjonujący system walki, oferujący sporo przestrzeni na eksperymentowanie;
  2. brutalne i dynamiczne starcia;
  3. wymagający, ale nie frustrujący bossowie;
  4. system kontraktów i bram Purgatory oferujący dodatkowe wyzwania;
  5. oprawa dźwiękowa.
MINUSY:
  1. mało angażująca historia;
  2. Ryu obecny tylko gościnnie, nowy bohater niebudzący większej sympatii;
  3. dodatkowa broń dla Ryu zamknięta za DLC;
  4. zbyt mała różnorodność lokacji;
  5. momentami dłużyzny.
Ninja Gaiden 4

Ninja Gaiden 4

PC PlayStation Xbox

Data wydania: 21 października 2025

Informacje o Grze
OCEŃ
Oceny
Podobało się?

1

7.5
dobra

Ninja Gaiden 4

Ninja Gaiden 4 ma dynamiczny i satysfakcjonujący system walki oferujący sporo opcji, choć niewykorzystanie postaci Ryu i sprowadzenie go do roli gościa we własnej serii trochę boli.

Ninja Gaiden 4

Recenzja Ninja Gaiden 4. 13 lat czekania na powrót legendy
Recenzja Ninja Gaiden 4. 13 lat czekania na powrót legendy
Recenzujący:
Platforma:
PlayStation 5 PlayStation 5
Data recenzji:
21 października 2025

Komentarze czytelników

Dodaj komentarz
Forum Gry Akcji

GRYOnline.pl:

Facebook GRYOnline.pl Instagram GRYOnline.pl X GRYOnline.pl Discord GRYOnline.pl TikTok GRYOnline.pl Podcast GRYOnline.pl WhatsApp GRYOnline.pl LinkedIn GRYOnline.pl Forum GRYOnline.pl

tvgry.pl:

YouTube tvgry.pl TikTok tvgry.pl Instagram tvgry.pl Discord tvgry.pl Facebook tvgry.pl