Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać

The Bard's Tale IV: Barrows Deep Recenzja gry

Recenzja gry 18 września 2018, 17:00

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry The Bard's Tale 4 – staroszkolne RPG wraca do łask

Na kontynuację popularnej w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku serii elektronicznych erpegów musieliśmy czekać do schyłku lat dwudziestych wieku następnego. Czy w ogóle warto zawracać sobie dzisiaj głowę The Bard’s Tale IV: Barrows Deep?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Czego można oczekiwać po grze, której ostatnia część ukazała się trzydzieści lat temu? Nostalgicznego powrotu do korzeni i archaicznych mechanizmów, niemających prawa przekonać graczy młodszych niż sama seria, wychowanych na współczesnych blockbusterach AAA? Dramatycznej próby sprzedania dziwacznej wizji luźno odwołującej się do popularnej marki czy może świadomego wykorzystania dawnej formuły i opakowania jej w nowoczesny, kolorowy papierek pełen interesujących mechanik?

Na szczęście nowe dzieło Briana Fargo realizuje ten trzeci scenariusz – po kilkudziesięciu godzinach obcowania z The Bard’s Tale IV: Barrows Deep jestem tą grą oczarowany. I to pomimo faktu, że w obecnym stanie nowe przygody bohaterów ze Skara Brae pod względem technicznym przypominają zagrzebany w mule klejnot, przydeptany na dodatek przez koszmarną polską lokalizację.

Miniaturki muzyczne poznawane w miarę odkrywania fabuły pomagają w eksploracji terenu.

Tytuł The Bard’s Tale większości młodszych graczy kojarzy się przede wszystkim z wydaną przez inXile w 2004 roku zabawną, pełną humoru pozycją, w której burzenie czwartej ściany było na porządku dziennym. Nie była to jednak nigdy produkcja należąca do właściwej serii, gdyż poza prawami do samego tytułu Brian Fargo nie dysponował prawami do przedstawionego w grze wirtualnego świata.

Klasyczne fantasy

PLUSY:
  1. świetny klimat opowieści z przyzwoitą, choć bardzo sztampową fabułą;
  2. złożone i rozbudowane mechanizmy walki;
  3. mnóstwo fajnych zagadek logicznych i środowiskowych;
  4. w większości znakomity voice acting z silnym szkockim akcentem;
  5. oprawa muzyczna składająca się z utworów wykonywanych a capella przez szkockich muzyków.
MINUSY:
  1. optymalizacja w niektórych lokacjach leży i kwiczy;
  2. długaśne ekrany ładowania;
  3. totalny chaos w ekwipunku drużyny;
  4. zatrzęsienie drobnych błędów;
  5. polska lokalizacja w wersji recenzenckiej to jakiś żart.

W Skara Brae źle się dzieje. Pieczę nad miastem mają Ojcownicy (ang. Fatherites), którzy rozpętali kampanię przeciwko zamieszkującym je mniejszościom. Prześladowani są wszyscy nieludzie, a także osoby parające się magią. Za samo posiadanie elfickich czy krasnoludzkich przedmiotów można trafić do więzienia lub zostać pozbawionym majątku.

Gra rozpoczyna się sceną masowego wieszania podejrzanych obywateli miasta, co – szczerze powiedziawszy – gdy ma się w pamięci zabawne wcześniejsze produkcje, robi pewne wrażenie. Niemniej przez większość rozgrywki panuje raczej optymistyczny klimat, pojawiają się także liczne żarty, choć są one dość wysublimowane. Przynajmniej w porównaniu z poprzednim dziełem zatytułowanym The Bard’s Tale, które tak naprawdę nigdy nie było częścią niniejszej serii.

Pomimo mocnego pierwszego uderzenia fabuła jest tak naprawdę standardową pulpą fantasy, której główny cel stanowi ubicie arcygroźnego niemilca (będącego notabene głównym złym w pierwszej odsłonie cyklu) i dotarcie do jego zleceniodawcy – jeszcze potężniejszego łobuza. Po drodze natykamy się na dziesiątki NPC, z którymi możemy porozmawiać, otrzymać od nich misję poboczną lub zaopatrzyć się u nich w ekwipunek, ale nie ma tu żadnych wyborów moralnych, rozterek, teatralnego darcia szat i zastanawiania się nad podjętymi decyzjami. Bo tych ostatnich w kontekście fabularnym zwyczajnie brak. Oczywiście z wyjątkiem tej dotyczącej składu osobowego maksymalnie sześcioosobowej drużyny śmiałków.

Stara krasnoludzka pieśń pozwoli przestawiać kamienie.

Podziemne labirynty mogą być piękne.

W labiryncie

Jak to dobrze, że Barrows Deep nie jest kolejnym RPG z widokiem izometrycznym! Do łask wracają dungeon crawlery pokazujące świat z perspektywy pierwszej osoby, ale w odróżnieniu od takich tuzów gatunku, jak np. Legend of Grimrock, w TBTIV nie musimy poruszać się po siatce pól. Zamiast tego dowolnie przemieszczamy się po lokacjach, co jest mocno odświeżające. Tym bardziej że olbrzymia część akcji toczy się na wolnym powietrzu, a podziemia i loszki stanowią jedynie miłe urozmaicenie wędrówki. Oprawa graficzna nie wydaje się zbyt piękna, ale kiedy już zapuścicie się poza miasto, do lasu Insbriach i dalej, na pewno ocenicie ją znacznie lepiej niż po wizycie w dość marnie wyglądających podziemiach Skara Brae.

Jednym z trzonów rozgrywki są też liczne zagadki środowiskowe i logiczne. Przesuwanie trybików odblokowujących drzwi, popychanie głazów w podobnym celu lub aby dostać się w jakieś miejsce ze skrzynią pełną błyskotek i żelastwa czy zdalne sterowanie głupiutkimi magicznymi iskierkami sprawia niesamowitą frajdę! Pewnie, że jednym z powodów ich bytności w grze jest sztuczne wydłużenie zabawy, ale zapewniam Was, że mają one również swoje uzasadnienie fabularne. Skoro pewien wielki mag może utrudniać swemu magicznemu słudze dotarcie do laboratorium, rzucając mu wyzwania w postaci zagadek, to dlaczego nie mieliby tego samego robić pomniejsi bohaterowie?

Rozwiązanie zagadek z trybikami odblokuje zamknięte drzwi i przejścia.

KIM JEST BRIAN FARGO?

Za najnowszą odsłonę serii Bard’s Tale odpowiada Brian Fargo. Jeśli to nazwisko nic Wam nie mówi, spieszymy z wyjaśnieniami. Potomek rodziny, która założyła bank Wells Fargo, w 1983 roku stworzył Interplay Productions – firmę, która wydała między innymi serie Baldur’s Gate i Fallout. Sam Fargo pracował przy projektowaniu takich dzieł jak Wasteland z 1988 roku i Dragon Wars z 1989. Pisał też scenariusze do pierwszych części Bard’s Tale.

Później, w 2002 roku, Fargo założył kolejną firmę – inXile Entertainment, która zajęła się tworzeniem gier RPG w starym stylu. Wyszły z niej na razie takie tytuły jak Wasteland 2 i Torment: Tides of Numenera, a Wasteland 3 jest w produkcji.

W trakcie poznawania fabuły uczymy się także wykonywania muzycznych miniaturek, które pomagają w eksploracji świata. Możemy użyć ich mocy w dowolnym momencie, by odkryć ukryte przez chochliki zapasy czy na przykład przepytać leżące gdzieś na ziemi kości, których właściciel melduje się natychmiast, wyjawiając swe niecne zamiary. Warto mieć oczy szeroko otwarte i wypatrywać odpowiednich znaków sugerujących, że da się wykorzystać nasz instrument.

Trudne walki czekają nas już na samym początku gry. Obranie właściwej taktyki w zależności od napotkanych przeciwników jest kluczem do sukcesu.

Niezmiernie podoba mi się to, że nie próbowano do gry wcisnąć zagadek nielogicznych, takich, które zatrzymałyby nasz marsz ku zwycięstwu na kilkadziesiąt minut, czy po prostu nieprzemyślanych. Stopień trudności zadań rośnie w miarę naszych postępów, ale nawet w późniejszej fazie zabawy nigdy nie zdarzyło mi się utknąć gdzieś dłużej niż na minutę czy dwie, potrzebne do zrozumienia zasady działania mechanizmów rozgrywki. Fajny, absorbujący dodatek do tego, co takie misie jak my lubią najbardziej. Czyli walki!

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

TWOIM ZDANIEM

Na powrót której klasycznej gry RPG czekasz?

Ultima
19,3%
Wizardry
31,3%
Lands of Lore
5%
Quest for Glory
2,1%
Eye of the Beholder
12,9%
Ishar
17,4%
Inna
11,9%
Zobacz inne ankiety
Recenzja Cyberpunk 2077: Phantom Liberty - znowu to zrobili
Recenzja Cyberpunk 2077: Phantom Liberty - znowu to zrobili

Recenzja gry

Historia Cyberpunka 2077 powoli zmierza ku końcowi. Dodatek Phantom Liberty i aktualizacja 2.0 to ostatnie akordy w tej przygodzie, pełnej zarówno zachwytów, jak i początkowych rozczarowań. Cieszę się, że finał tej epopei jest tak dobry.

Recenzja Lies of P - najlepszy klon Dark Souls
Recenzja Lies of P - najlepszy klon Dark Souls

Recenzja gry

Lies of P to najlepszy soulslike, którego nie stworzyło studio FromSoftware. Niemniej jego autorzy nieco zbyt mocno zainspirowali się dziełami Japończyków.

Recenzja Starfield - ten kosmos pozytywnie przytłacza
Recenzja Starfield - ten kosmos pozytywnie przytłacza

Recenzja gry

Oczekiwania względem Starfielda były wręcz niebywale wysokie. Okazuje się jednak, że kosmiczna przygoda Bethesdy im sprostała i zapewnia bardzo dużo jakościowej rozrywki.