Recenzja gry Rust - czy survival ze Steama ciągle bawi?
Sandboksowy survival, który niedawno opuścił Early Access, a o którym chyba wszyscy słyszeli. To w końcu tutaj długość przyrodzenia naszej postaci zależna była od Steam_ID. Czy oprócz takiej rewelacji gra oferuje coś więcej?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Rust to nowe dzieło zespołu deweloperskiego odpowiedzialnego za Garry’s Mod. Ekipa z Facepunch Studios postanowiła stworzyć własny projekt sandboksowego survivalu, korzystając z trwającej w tamtym okresie mody na ten gatunek. Wczesny dostęp rozpoczął się 11 grudnia 2013 roku, a po kilku latach deweloperzy w końcu wyznaczyli datę premiery finalnej wersji Rusta – na 8 lutego 2018 roku! Czy po takim czasie warto zwrócić uwagę na ten tytuł? Tak, jeśli tylko niestraszne Wam umieranie, a także sami potraficie nadać swojej zabawie cel, bo „Rdza” nie zrobi tego za Was.
Człowiek człowiekowi Rustem...
- prawdziwie survivalowy klimat;
- rozbudowany crafting, oferujący sporo możliwości;
- trudna walka bez żadnych celowników czy ułatwień;
- przykuwająca oko grafika;
- dynamiczna społeczność...
- ...która jest aż nadto aktywna i może odstraszyć nowe osoby;
- mnóstwo drobnych niedoróbek, jak szarżujący znikąd niedźwiedź czy nagłe wychłodzenie na śniegu;
- nie do końca udana optymalizacja – gra sprawia problemy nawet na nowym sprzęcie;
- w grze brakuje celu – to czysty sandbox (co dla niektórych jest zaletą).
Moja przygoda z tą Rustem rozpoczęła się podobnie jak w przypadku większości nowych uczestników zabawy. W ciągu pierwszych pięciu minut zostałem zabity przez innego gracza. Zanim jednak do tego doszło, dowiedziałem się kilku rzeczy o tym tytule. Przykładowo odkryłem, że nie mam wpływu na wygląd czy płeć sterowanej przeze mnie postaci. Ta bowiem wybierana jest losowo i została na stałe przypisana do mojego konta. Nietypowe rozwiązanie, które mnie akurat przypadło do gustu. Kilka sekund później uśmiech znikł z mojej twarzy, gdy odkryłem, że mój rudzielec jest całkiem nagi. Dodatkowo za wyposażenie startowe służyły mi kamień oraz pochodnia. Jak żyć, panie premierze?
Ano, nie żyć! W takim stanie początkowym jesteśmy idealną ofiarą dla innych graczy. Zwierzyna okazuje się tutaj naszym najmniejszym zmartwieniem. To właśnie innych nagich tubylców powinniśmy się wystrzegać najbardziej. Nawet gdy proszą o rozejm czy pomoc – nie dajcie się zwieść. Rust wyposażony został we wbudowany komunikator głosowy, mający imitować rozmowę. Komunikacja pomiędzy graczami jest zatem ograniczona do pewnego zasięgu słyszalności innego głosu. Nie zmienia to jednak faktu, że w nocy słychać okazjonalne wycie. I nigdy nie wiadomo, czy to wilki, czy jakiś przyszły nieboszczyk.
Tak, powyższy opis może Was zniechęcić. Warto jednak od samego początku nastawić się na to, że Rust to pełnokrwisty survival i cała zabawa polega tu na próbie przeżycia. Nie będzie łatwo, ale gdy już zaczniemy wykorzystywać nasz kamień, zrobi się prościej. Startowe narzędzie służy do zdobycia drewna oraz większej ilości kamieni. Wspomniane surowce stanowią absolutne minimum, niezbędne do przesunięcia się nieco wyżej w łańcuchu pokarmowym.
Rust kiedyś, a dziś
Gra zaczynała jako pozycja survivalowa z przeciwnikami w postaci zombie. Aktualnie mutanci to dodatek do rozgrywki, a największym zagrożeniem są sami ludzie. Zmodyfikowano również działanie craftingu, pozbyto się drzewka specjalizacji czy poziomów. W zasadzie w obecnej wersji Rusta każdy może tworzyć wszystko, a ogranicza nas jedynie dostęp do odpowiednich schematów. Wcześniej produkcja ta posiadała nieco więcej elementów RPG, które w pewien sposób dawały kontrolę nad tym, co się dzieje. Na ten moment Rust jest chaotyczny, chociaż zarazem bardziej survivalowy.
Pokarm również bywa zdradliwy
Ja niestety nie miałem zbyt wiele szczęścia i gra za każdym razem lokowała mnie na niegościnnym terenie. Nauczyłem się jednak radzić sobie nawet w takich warunkach. Polowałem na innych graczy, rozbijałem im głowy, a następnie pozyskiwałem ludzkie mięso. Dieta ta nie była najlepsza, ale pozwoliła na napełnienie żołądka. Co prawda szybko odkryłem, że taki posiłek wzmaga pragnienie, a picie wody z oceanu to kiepski pomysł. Po kolejnej śmierci byłem bogatszy o nowe doświadczenia.
Postanowiłem urozmaicić menu, polując na zwierzęta. O ile konie i kury to betka, bo dzięki łukowi łatwo je ustrzelić, tak dziki i niedźwiedzie stanowią większy problem. Są bowiem agresywne i niestety również nas atakują. Niedocenienie przeciwnika potrafi sprawić, że to on posili się nami, a nie my nim. Nie mogę jednak zrozumieć, dlaczego cała zwierzyna w grze pozostawia po sobie piersi z kurczaka. Tak przynajmniej opisywane jest mięso w polskiej wersji językowej (warto dodać, że spolszczenie nie jest kompletne).
Po jakimś czasie uznałem jednak, że moja przygoda z Rustem nie ma wielkiego sensu, jeśli gram solo. Postanowiłem więc namówić znajomego do wspólnej zabawy. Całość od razu nabrała rumieńców. Zbieranie surowców nie było już takie mozolne, a człowiek przestał narzekać na pusty żołądek. Na dodatek inni nadzy gracze zaniechali nękania mnie, gdy zauważyli, że mam drużynę. Dlatego od razu polecam granie z kimś. Samotny wilk ma szanse w Ruście tylko wtedy, jeśli posiada już doświadczenie z tym tytułem.