Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Life is Strange: Before the Storm Recenzja gry

Recenzja gry 21 grudnia 2017, 13:20

Recenzja gry Life Is Strange: Before the Storm – dużo klimatu, za mało emocji

Life Is Strange: Before the Storm jest jak środkowe odcinki dobrego serialu – ogląda się je przyjemnie, ale w gruncie rzeczy jest to tylko zapychacz między znacznie ciekawszym początkiem i finałem opowieści.

Recenzja powstała na bazie wersji PS4. Dotyczy również wersji PC, XONE

Oryginalne Life Is Strange zadebiutowało nieoczekiwane przez nikogo i niespodziewanie okazało się czarnym koniem wśród tytułów z 2015 roku. Stworzona przez mało znane studio DONTNOD Entertainment produkcja zachwyciła niesamowitym małomiasteczkowym klimatem, świetnie nakreślonymi postaciami, fantastyczną ścieżką dźwiękową, angażującymi wyborami moralnymi, udanym połączeniem problemów nastoletniego życia codziennego z poważniejszym dramatem oraz urozmaicającym rozgrywkę patentem z cofaniem czasu.

Life Is Strange: Before the Storm, prequel stworzony przez Deck Nine, jest natomiast jak solidnie wykonane fan fiction – dziełem pełnym szacunku i miłości do materiału źródłowego, skutecznie imitującym jego największe zalety, ale niepotrafiącym przy tym zbalansować poszczególnych elementów tak, by z równie dużą skutecznością porywać i emocjonować. Choć fani Life Is Strange szybko poczują się w nowej produkcji jak w domu i te pięć do dziesięciu godzin zabawy minie im bardzo przyjemnie, mam wątpliwości, czy historia przyjaźni Chloe i Rachel zapadnie im w pamięć równie mocno jak perypetie Max Caulfield.

Przyjaźń od pierwszego wejrzenia

PLUSY:
  1. wątki obyczajowe i klimatyczne spokojne sekwencje, składające się na wyjątkowy małomiasteczkowy klimat;
  2. dobrze nakreślone postacie i chemia między nimi;
  3. udana iluzja wpływu naszych decyzji na bieg wydarzeń i otaczający nas świat;
  4. regularnie pojawiająca się możliwość pozwiedzania obszarów z obiektami interaktywnymi i opcjonalnymi zagadkami środowiskowymi, co w tym gatunku nie zdarza się często;
  5. świetna warstwa dźwiękowa – zarówno voice acting, jak i ścieżka muzyczna.
MINUSY:
  1. rozwodniony główny wątek, przez co gra długo wydaje się nie opowiadać o niczym konkretnym;
  2. z jednym wyjątkiem wybory moralne nie mają odpowiedniego ciężaru emocjonalnego;
  3. warstwa techniczna – silnik graficzny nie imponuje, synchronizacja ruchu ust nie działa jak należy, kamera bywa toporna.

Akcja Before the Storm toczy się trzy lata przed historią przedstawioną w oryginale i skupia na zaprezentowaniu wydarzeń, które doprowadziły do narodzin i scementowania przyjaźni między Chloe Price i Rachel Amber. Fabułę poznajemy z perspektywy pierwszej z wymienionych nastolatek, która przechodzi ciężki etap w życiu. Chloe wciąż nie pogodziła się z nagłą śmiercią swego ojca, do tego nie czuje się dobrze we własnym domu, odkąd jej matka zaczęła układać sobie życie z nowym mężczyzną, Davidem. Poczucie samotności potęguje notoryczne bycie ignorowaną przez dawną najlepszą przyjaciółkę Max, która od czasu przeprowadzki przestała odbierać telefony czy odpisywać na wiadomości.

I w takich okolicznościach w jej życiu niespodziewanie pojawia się Rachel – radosna, piękna, popularna, inteligentna, lubiana przez wszystkich i z jakiegoś powodu mocno zainteresowana zaprzyjaźnieniem się z główną bohaterką. Początkowe skrępowanie i niepewność, dlaczego to właśnie z Chloe chce mieć do czynienia ktoś tak wyjątkowy, bardzo szybko zamienia się w trwałą więź, podszytą dodatkowo wzajemną fascynacją i umocnioną przez dramatyczne wydarzenia, w jakie wplątują się dziewczyny.

Skupienie się akurat na tym, bardzo istotnym dla fabuły oryginalnego Life Is Strange, a przy tym kompletnie nierozwijanym wcześniej wątku, było ze strony Deck Nine słusznym wyborem. Dzięki temu otrzymujemy w końcu szansę bezpośredniego poznania wielokrotnie wspominanej w oryginale Rachel, a do tego spojrzenia w inny sposób na niby dobrze znaną nam Chloe. Studio z Kolorado miało całkiem niezły pomysł na to, jak zatrząść przy tym życiem dziewczyn i do prostej historii obyczajowej wprowadzić odpowiednią dawkę emocji.

Niestety, realizacja opowieści nie do końca się udała. Choć fabuła wyraźnie skupia się na relacjach między dziewczynami, to umacniający je główny wątek dramatyczny gubi się gdzieś pomiędzy kolejnymi wygłupami nastolatek i kłótniami Chloe z ojczymem czy za sprawą rekreacyjnego uczestnictwa w sesji RPG.

Główną atrakcją Before the Storm jest rzucenie światła na relację między Chloe a Rachel, wielokrotnie wspominaną w oryginalnym Life is Strange.

W pierwszym odcinku główny motyw zostaje ledwie napoczęty, dając obietnicę dalszego rozwinięcia, następnie w drugim trafia na boczny plan (nie licząc bardzo przewidywalnego „szokującego” zakończenia epizodu) i dopiero w finałowym trzecim staje się motorem napędowym historii. Opowieść robi się przez to mocno rozwodniona, a gra przez długi czas wydaje się nie mówić o niczym konkretnym. Szkoda, gdyż fabularnie był tu spory potencjał, co świetnie udowadnia finał całości, stanowiący dla głównej bohaterki trudną do zaakceptowania lekcją życia.

Życie to teatr

W każdym odcinku możemy zdecydować, jakie ciuchy włoży na siebie główna bohaterka.

Największą siłą oryginalnego Life Is Strange były wątki obyczajowe – i to im Deck Nine poświęciło najwięcej uwagi w prequelu. Przyjaźń między Chloe a Rachel rozkwita przy akompaniamencie sympatycznych wygłupów obu dziewczyn, na tle których przewijają się historie innych mieszkańców Arcadii Bay związanych z protagonistką – Davida i matki głównej bohaterki zmagających się ze zbuntowaną córką, zakochanego w Price znajomego ze szkoły czy braci starających się pomóc swemu ojcu stanąć na nogi.

Ponownie są one największą zaletą gry. Codzienne problemy zwykłych, wzbudzających sympatię (często wbrew negatywnemu pierwszemu wrażeniu) ludzi raz jeszcze czynią malownicze miasteczko miejscem, które oczarowuje. Wyjątkową atmosferę budują też znane z oryginału sceny, podczas których główna bohaterka zatrzymuje się na chwilę i relaksuje, leżąc na łóżku czy paląc papierosa i rozmyślając o bieżących wydarzeniach. Decyzja o tym, kiedy zakończyć te sekwencje i rzucić się w wir dalszej zabawy, pozostawiona zostaje graczowi, który równie dobrze może spędzać całe minuty na chłonięciu cudownego klimatu.

Produkcja w świetny sposób łączy zwyczajne interakcje, poważniejsze sceny i fragmenty typowo humorystyczne. Wspomniana kilka akapitów wcześniej sesja z grą fabularną, próby ożywienia starego gruchota na wysypisku czy wyjątkowe przedstawienie teatralne to momenty z jednej strony o niczym, z drugiej zaś tak po prostu przyjemne i czyniące Arcadię Bay wiarygodnym miejscem. Choć równowaga między wątkami obyczajowymi a właściwą opowieścią została w stosunku do oryginalnego Life Is Strange zaburzona i przez to gra jako całość wydaje się być tytułem poniekąd o niczym, to ta „nicość” wciąż potrafi sobą zainteresować.

Podobnie jak w pierwszym Life is Strange, w Before the Storm pojawiają się także surrealistyczne sekwencje.

BFFs

Najlepiej nakreślone wątki byłyby bez znaczenia, gdyby nie dobrze wymyślone i zagrane postacie. Pod tym względem Before the Storm nie zawodzi. Najważniejszą dla fanów nową bohaterką jest tu bez wątpienia Rachel, o której wcześniej słyszeliśmy wiele, ale nie mieliśmy okazji jej poznać. Atrakcyjna, inteligentna, przebojowa i pełna energii dziewczyna robi imponujące pierwsze wrażenie, dzięki czemu z łatwością jesteśmy w stanie uwierzyć w zauroczenie Chloe. Nowa przyjaciółka szybko ujawnia przy tym skazy charakteru, które czynią ją czymś więcej niż tylko sztucznym ideałem.

Sama główna bohaterka również wypada bardzo dobrze, zachowując swój buntowniczy charakter – choć w związku z tym, że akcja toczy się kilka lat wcześniej, młoda panna Price nie jest jeszcze tak pewną siebie osóbką i dopiero uczy się anarchistycznego stylu bycia. Dzięki pokazaniu akcji z jej perspektywy i daniu nam wgląd w to, co dzieje się w głowie dziewczyny, uczyniono z niej też bardziej sympatyczną postać. Istnieje spora szansa, że nawet jeśli nie cierpieliście jej w oryginalnym Life Is Strange, tutaj ją polubicie.

Chloe prowadzi dziennik, w którym zapisuje wydarzenia z życia w formie nigdy niewysłanych listów do Max.

Dobrze wypadają też postacie drugoplanowe. Powraca kilka znanych twarzy, z czego prawie każda przedstawiona zostaje w nieco innym świetle. Młodsza wersja Victorii okazuje się być znacznie mniej pewna siebie, zwłaszcza w zestawieniu z wyraźnie dominująca nad nią Chloe, David dopiero wypracowuje relacje z pasierbicą, a w przypadku Nathana możemy zaobserwować, co dokładnie skłoniło go do stania się nieprzyjemną osobą znaną z Life Is Strange. Oprócz tego poznajemy kilku solidnie nakreślonych nowych bohaterów.

Szczere kłamstwa

Life Is Strange: Before the Storm ze względów fabularnych pozbawiono jednej z najbardziej wyróżniających pierwowzór mechanik – możliwości cofania czasu. Miało mieć to silne konsekwencje w kontekście podejmowania decyzji, których nie można już swobodnie anulować w celu wypróbowania innych wariantów. Każdy wybór stał się teraz ostateczny... i twórcy zmarnowali potencjał tkwiący w tej zmianie.

W ciągu trzech epizodów podejmujemy całkiem sporo decyzji, a gra nawet nieźle radzi sobie z tworzeniem iluzji, że nasze działania mają wpływ na wydarzenia (choć w praktyce jest on bardzo marginalny) – pod tym względem dzieła studia Telltale Games z ich ulubionym motywem „ocal postać A lub B, a my i tak ją zabijemy pięć minut później” zostają daleko w tyle.

Chemia między dziewczynami została przedstawiona w świetny sposób.

Efekt ten daje głównie duże natężenie drobiazgów – narysowane na początku gry opcjonalne graffiti jest widoczne po powrocie do danej lokacji w trzecim odcinku, drobna złośliwość wobec Victorii zostaje skomentowana jakiś czas później wiadomością od niej, a wybór ubrania z kilku dostępnych propozycji zawsze spotyka się z unikatowym komentarzem którejś z postaci. Same zmiany jako takie są w zasadzie nieistotne, ale wystarczająco skutecznie przekonują, że to, co widzimy na ekranie, nie jest wyreżyserowanym przedstawieniem.

Niestety, te najważniejsze z decyzji zawodzą (z jednym wyjątkiem). Przede wszystkim jest ich bardzo mało, raptem kilka na całą grę. Nie radzą sobie też z wywoływaniem odpowiednio silnych uczuć – zapomnijcie o rollercoasterze emocji rodem ze sceny na dachu z Katie czy finałowego wyboru z oryginalnego Life Is Strange. Choć nie mamy już możliwości cofania czasu, jej brak nie doskwiera, gdyż w większości wypadków nie musimy zastanawiać się nad wyborami i po prostu bierzemy pierwszy z brzegu wariant. Wspomnianym wyjątkiem jest tylko świetna ostatnia podejmowana w grze decyzja, kiedy to musimy wskazać jedną z dwóch skrajnie różnych opcji, z których każda wydaje się na swój sposób zła.

Bonusowy epizod

Recenzja gry Life is Strange: Before the Storm – dużo klimatu, za mało emocji - ilustracja #2

Choć trzeci odcinek Before the Storm zamyka opowieść o przyjaźni Chloe i Rachel, nie jest to jeszcze wszystko, co do powiedzenia mają scenarzyści ze studia Deck Nine. W styczniu posiadacze rozszerzonej edycji gry otrzymają bonusowy epizod, zatytułowany „Farewell”, w którym po raz ostatni wcielimy się w Max i przeżyjemy chwile przed wyjazdem z Arcadii Bay i rozstaniem z Chloe. Co ciekawe, w bonusowym odcinku głos Price ponownie podłoży znana z oryginalnego Life Is Strange Ashly Burch, nie zaś zastępująca ją w BtS Rhianna DeVries.

Spośród ponownie spotykanych starych znajomych największą rolę do odegrania ma Frank.

Przyjaźń przyjaźnią, ale graffiti zrobić trzeba

Rozgrywka w interaktywnych serialach tego typu zawsze jest elementem drugorzędnym, ale mimo to Deck Nine postarało się, byśmy nie mieli wątpliwości, że wciąż mamy do czynienia z grą komputerową. Każdy odcinek to przynajmniej kilka okazji, by jako Chloe pozwiedzać pełne interaktywnych obiektów lokacje. Zazwyczaj interakcje dziewczyny ograniczają się do skomentowania danego przedmiotu, ale czasem otrzymujemy też do rozwiązania banalnie proste zagadki (np. znajdź działający akumulator samochodowy na złomowisku).

Motywem, który mnie rozbroił, był sposób, w jaki twórcy informują nas o bieżącym celu wymaganym do rozwinięcia fabuły. Jeśli nie jesteśmy pewni, co należy w danej chwili zrobić, jednym wciśnięciem przycisku możemy sprawdzić aktualne zadanie... które Chloe zapisała sobie na dłoni, by o nim nie zapomnieć. Świetny pomysł, pasujący do charakteru postaci. Wprawdzie gra jest na tyle prosta, że nigdy nie musiałem z tego patentu korzystać, ale wywoływał on uśmiech na mojej twarzy za każdym razem, gdy w trakcie sceny przerywnikowej widziałem pomazaną dłoń dziewczyny.

Sesja gry RPG to jedna z najlepszych (i całkowicie opcjonalnych) scen w całej grze.

Do uważnej eksploracji otoczenia zachęca też możliwość malowania przez protagonistkę pełniących funkcję „znajdziek” graffiti w różnych miejscach. Jest to kolejna mechanika sensownie wpisana w charakter dziewczyny, dodatkowo wykorzystana do wprowadzenia kilku opcjonalnych zagadek środowiskowych, bowiem czasem musimy sobie odpowiednio oczyścić pole, nim przejdziemy do wandalizmu w przestrzeni publicznej. Miłym akcentem jest to, że inne postacie czy sama Chloe czasem odnoszą się do wykonanych wcześniej grafik, włączając je w narrację opowieści.

Najistotniejszą nowością względem pierwowzoru są tzw. pyskówki – specjalne fragmenty konwersacji, w trakcie których bohaterka wykorzystuje swój cięty język do sprowokowania dyskutanta i osiągnięcia własnych celów. Jest to seria dialogów, podczas których musimy uważnie przysłuchiwać się słowom naszego „oponenta” i szybko na nie reagować. Kilka sukcesów z rzędu daje nam to, czego chcemy, ale zazwyczaj jedna źle dobrana odpowiedź przekreśla nasze starania. Ciekawe urozmaicenie, choć dyskusje są nieco zbyt proste – na całą grę tylko raz zdarzyło mi się przegrać pojedynek słowny.

Rytm emocji

Warstwa dźwiękowa gry stanowi jej mocną stronę. Choć z powodu pewnych zawirowań głosu Chloe zamiast znanej z pierwszego Life Is Strange Ashly Burch użyczyła Rhianna DeVries, zmiana okazała się bezbolesna i nowa aktorka poradziła sobie wyśmienicie. Świetnie spisała się też pozostała obsada, aczkolwiek pozytywne wrażenie psuje słaba synchronizacja słów z ruchem ust wypowiadających je postaci.

Regularnie możemy odciąć się od problemów – przystanąć, zrelaksować i przeanalizować ostatnie wydarzenia.

Niczego złego nie mogę powiedzieć natomiast o ścieżce dźwiękowej, raz jeszcze składającej się ze świetnie dobranych do konkretnych sytuacji kawałków mniej znanych zespołów. Jako że Chloe jest postacią bardziej anarchistyczną od spokojnej Max, znalazło to również odzwierciedlenie w żywszej muzyce. Zdecydowanie jest tu czego słuchać i zdecydowanie jest to doznanie bardzo przyjemne.

Mniejsze wrażenie robi oprawa wizualna, której nie zawsze udaje się ukryć słabości silnika graficznego pod silną warstwą pastelowej stylistyki. W Arcadii Bay próżno szukać dużej liczby detali czy imponującego dynamicznego otoczenia, a postaciom zdarza się poruszać w sztywny sposób. Ponadto, gdy uzyskujemy kontrolę nad kamerą, ta potrafi stawiać silny opór, kiedy próbujemy ustawić ją w żądanym miejscu, przez co łatwo można przegapić część dostępnych interakcji.

„Pyskówki” to ciekawe, choć odrobinę zbyt łatwe do wygrania urozmaicenie.

Jeśli nie wiemy, co robić, pomocną dłonią służy… dłoń Chloe.

Ogień przed burzą

Life Is Strange: Before the Storm oferuje wszystkie najlepsze elementy poprzedniej gry – świetną ścieżkę dźwiękową, spokojne sekwencje relaksu, codziennie perypetie nastolatek i bardzo dobrze nakreślone postacie. Zabrakło tu jednak większego nacisku na nadającą rozgrywce celowość klamrę narracyjną, która balansowałaby te elementy, skłaniała do parcia naprzód i zapewniała potężną dawkę emocji.

Z tego względu, choć czas spędzony z produkcją studia Deck Nine mija przyjemnie, nie serwuje ona oczekiwanych doznań i zbyt często sprawia wrażenie, jakby całość nie zmierzała do niczego konkretnego. Gra przypomina środkowe odcinki sezonu dobrych, acz długich seriali, które wprawdzie ogląda się całkiem nieźle, ale są one głównie wypełnieniem czasu między najmocniejszymi odcinkami początkowymi i finałowymi.

Tak też określiłbym Before the Storm – jako niezłe wypełnienie czasu między pierwszą a drugą pełnoprawną częścią Life Is Strange. Jest przyjemnie, ale tytuł ten nie zagrzeje długo miejsca w naszej pamięci. Pokazanie początków przyjaźni Chloe i Rachel wypadło nieźle, ale nie rzuca nowego światła na wydarzenia w kontynuacji ani nie oferuje wyjątkowej jakości jako takie, zbyt silnie opierając się na poprzedniej odsłonie cyklu.

O AUTORZE

Ukończenie Life Is Strange: Before the Storm zajęło mi około dziesięciu godzin, aczkolwiek w każdym odcinku dogłębnie badałem każdy kąt, rozmawiałem z kim się tylko dało i starałem się narysować wszystkie graffiti, co prawdopodobnie wydłużyło mój czas obcowania z tytułem plus minus dwukrotnie. W grach wideo szukam przede wszystkim emocji i zapadających w pamięć historii, a ponieważ oryginalne Life Is Strange zachwycało na obu tych polach, jest to jedna z moich ulubionych gier ostatnich lat.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry Life Is Strange: Before the Storm na PlayStation 4 pozyskaliśmy we własnym zakresie.

Michał Grygorcewicz

Michał Grygorcewicz

W GRYOnline.pl najpierw był współpracownikiem, zaś w 2023 roku został szefem działu Produktów Płatnych. Tworzy artykuły o grach od ponad dwudziestu lat. Zaczynał od amatorskich serwisów internetowych, które sam sobie kodował w HTML-u, potem trafiał do coraz większych portali. Z wykształcenia inżynier informatyk, ale zawsze bardziej go ciągnęło do pisania niż programowania i to z tym pierwszym postanowił związać swoją przyszłość. W grach przede wszystkim szuka opowieści, emocji i immersji, jakich nie jest w stanie dać inne medium – stąd wśród jego ulubionych tytułów dominują produkcje stawiające na narrację. Uważa, że NieR: Automata to najlepsza gra, jaka kiedykolwiek powstała.

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

kalevatar Ekspert 8 stycznia 2018

(PS4) Świetna scena pod koniec ep. 2 to za mało, by uzasadnić powstanie tego prequela - intryga w Before the Storm jest słaba, voice acting (poza głównymi bohaterkami) dość marny, a wydarzenia chwilami przybierają tak absurdalny obrót, że moje zawieszenie niewiary szlag trafiał. Szkoda.

6.5

LilXavi VIP 15 maja 2023

(PS4) Cały czas świetny klimat, soundtrack, voice acting na poziomie pierwowzoru, Jednak zdecydowanie mniej zaskakująca mniej ciekawa i słabszą intrygą.

8.0
Recenzja gry Life Is Strange: Before the Storm – dużo klimatu, za mało emocji
Recenzja gry Life Is Strange: Before the Storm – dużo klimatu, za mało emocji

Recenzja gry

Life Is Strange: Before the Storm jest jak środkowe odcinki dobrego serialu – ogląda się je przyjemnie, ale w gruncie rzeczy jest to tylko zapychacz między znacznie ciekawszym początkiem i finałem opowieści.

Recenzja pierwszego epizodu gry Life Is Strange: Before the Storm – klimatyczny powrót
Recenzja pierwszego epizodu gry Life Is Strange: Before the Storm – klimatyczny powrót

Recenzja gry

Studio Deck Nine podołało. Before the Storm nie ustępuje oryginalnemu Life Is Strange, już w pierwszym odcinku oferując równie melancholijny klimat, świetną ścieżkę dźwiękową oraz plejadę barwnych postaci.

Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku

Recenzja gry

Czy to się mogło udać? Czy mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi The Inquisitor na motywach cyklu o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary mógł ostatecznie okazać się porządną grą? Niestety nie mam dobrych wieści.