Narodziny legend - 10 najlepszych gier 1997 roku
Jak o grach pisała prasa ponad ćwierć wieku temu? Ile ponadczasowych hitów ukazało się tylko w jednym, 1997 roku? Zapraszamy Was na niezwykłą podróż w czasie do ery narodzin Diablo, Fallouta i GTA!
Spis treści
- Narodziny legend - 10 najlepszych gier 1997 roku
- Fallout – „kawał dobrej roboty”
- Grand Theft Auto – „nawet z 3Dfx GTA wygląda surowo”
- Quake 2 – „daje początek nowej religii”
- Final Fantasy 7 – „czyżby gra wszech czasów?”
- Dungeon Keeper – „cholernie miodny”
- Age of Empires – „dla blondynek”
- The Curse of Monkey Island – „ładunek szczerego humoru, świeżości”
- Ultima Online – „dużo osób narzeka na lagi”
- Blade Runner – „dla takich gier warto żyć”
Final Fantasy 7 – „czyżby gra wszech czasów?”
- Data premiery: 31 stycznia
- Producent: Square
- Gatunek: jRPG
- Platforma: PlayStation
Myśląc nad tym, jak najlepiej przedstawić grę FF7 miłośnikom klasycznych pecetowych RPG, przychodzi mi do głowy jedno jedyne słowo, a mianowicie, że gra jest INNA. Różni się bowiem tak bardzo od wszystkiego, z czym nam, pecetowcom, gatunek RPG dotychczas się kojarzył, że wielu z nas po pierwszych minutach zapoznawania się z FF7 popadnie w zakłopotanie, mówiąc sobie w duchu: „A jak ja mam w to grać?”.
(...)
Główną siłą FF7 i jej poprzedników jest niewiarygodna, prawdziwie po epicku potraktowana fabuła, tworzona przez tony dialogów i setki (!) renderowanych sekwencji, pełna nieoczekiwanych zwrotów, radości i trosk, upchanych na 3 kompaktach. Jeśli miałbym porównywać fabułę aktualnie „wielkich” gier RPG, jak Fallout i MM6, z treścią FF7, byłoby to jak zestawienie zaplutego baru i luksusowej restauracji.
(...)
Opisanie FF7 na kilku stronach stanowi zadanie tym trudniejsze, że dla pecetowców chodzi o dziewiczą Terra Incognita. Jako weteran, bez żadnych rozterek pasuję Final Fantasy 7 na Ziemię Obiecaną, której nieprzebadanie jest grzechem, dla którego nie ma żadnego usprawiedliwienia, jeśli uważasz się za gracza z prawdziwego zdarzenia.
Recenzja gry Final Fantasy 7, „Secret Service” nr 59, ocena 10/10
W latach 90. Polska pecetami stała. Konsole to było coś egzotycznego i nawet tak opiniotwórcze medium, jakim był magazyn „Secret Service”, jeszcze nie zajmowało się recenzjami gier konsolowych. Mimo premiery Final Fantasy 7 na PlayStation w styczniu 1997, tekst o grze pojawił się dopiero latem 1998 roku, gdy wydano jej port na komputery osobiste. Ale na szczęście gra trafiła na znawcę i sympatyka „chińskich bajek”, więc epicka historia o ekoterrorystach, złowrogiej korporacji i dzielnym Cloudzie Strifie została u nas należycie doceniona, tak jak i na całym świecie.
Final Fantasy 7 było pierwszą grą z tej serii, która w pełni wykorzystała możliwości nośnika CD, wprowadzając grafikę 3D i sekwencje Full Motion Video. Siódmy Final był tak dobry w każdym aspekcie – grafiki, muzyki, fabuły, mechanik rozgrywki – że przypisuje mu się popularyzację jRPG na całym świecie. Choć duża w tym też zasługa potężnej kampanii marketingowej, w której wykorzystano współpracę m.in. z Pepsi, program Saturday Night Live, pojawienie się w Simpsonach i komiksach DC oraz Marvela. Dzięki takiemu szumowi świat Zachodu w latach 90. tętnił klimatem FF7, choć nawet i bez tego gra zasłużenie trafiła do grona produkcji wszech czasów. W Polsce chyba bardziej masowo poznaliśmy ją dopiero dzięki remake’owi na PS4.