Narodziny legend - 10 najlepszych gier 1997 roku
Jak o grach pisała prasa ponad ćwierć wieku temu? Ile ponadczasowych hitów ukazało się tylko w jednym, 1997 roku? Zapraszamy Was na niezwykłą podróż w czasie do ery narodzin Diablo, Fallouta i GTA!
Spis treści
- Narodziny legend - 10 najlepszych gier 1997 roku
- Fallout – „kawał dobrej roboty”
- Grand Theft Auto – „nawet z 3Dfx GTA wygląda surowo”
- Quake 2 – „daje początek nowej religii”
- Final Fantasy 7 – „czyżby gra wszech czasów?”
- Dungeon Keeper – „cholernie miodny”
- Age of Empires – „dla blondynek”
- The Curse of Monkey Island – „ładunek szczerego humoru, świeżości”
- Ultima Online – „dużo osób narzeka na lagi”
- Blade Runner – „dla takich gier warto żyć”
Blade Runner – „dla takich gier warto żyć”
- Data premiery: 14 listopada
- Producent: Westwood Studios
- Gatunek: przygodówka
- Platforma: PC
(...) Co otrzymaliśmy? Potężny, ogłuszający cios, po otrzymaniu którego nie pozostaje nic innego, jak chlapnąć parę napojów wysokokofeinowych i grać, grać, grać... Zapomnieć o znajomych, odłączyć telefon, zgasić światło i zasłonić okna. Nie rozmawiać z nikim, tylko stapiać się w jedność z monitorem. Oraz Rayem McCoyem. (...) Każdy, kto oglądał film Blade Runner i pokochał go, na pewno oszaleje na punkcie tej gry. Jest w niej bowiem esencja tego wszystkiego, co zadecydowało o sukcesie produkcji z młodym jeszcze wtedy Harrisonem Fordem i Rutgerem Hauerem.
I nie ma się co rozwodzić o klimacie gry – to temat na osobny artykuł. Jedyne, na co warto zwrócić uwagę, to fakt, że po kilku godzinach z Blade Runnerem w niewielkim, ciemnym pokoju może się w nas coś przestawić. A po dalszych kilku naprawdę uwalnia się od tej obrzydliwej ziemskiej powłoki i w ciele McCoya samotnie przemierza ulice Los Angeles. I właśnie dla takich gier warto żyć.
Recenzja gry Blade Runner, „Secret Service” nr 52, ocena 9/10
W przeszłości wielokrotnie narzekaliśmy na poziom i jakość gier opartych na popularnych filmach. Ich twórcy zwykle podpinali się pod znaną markę, licząc, że wszystko da się w ten sposób sprzedać, nawet najgorszy chłam. Tak było wieki temu z E.T. Atari, przez nasze swojskie Rambo, po Aliens: Colonial Marines i w wielu, wielu innych przypadkach. Blade Runner studia Westwood udowadniał, że da się to zrobić inaczej, że film może być bazą dla genialnej gry. Twórcy nie próbowali odtwarzać fabuły z kinowego pierwowzoru. Zamiast tego opowiedzieli własną historię, rozgrywającą się równocześnie z wydarzeniami z filmu i w tym samym miejscu, co pozwoliło wtrącić szereg odniesień do dzieła Ridleya Scotta i doprowadzić fanów do prawdziwej ekstazy podczas grania. Widać to zresztą wyraźnie w recenzji z tamtego okresu.
Blade Runner umiejętnie łączył swoje oryginalne pomysły z materiałem filmowym, wykorzystując chociażby kawałki niezwykle klimatycznego soundtracku i niektóre lokacje. Sposób pokazywania wielu scen, charakterystyczne dialogi również przypominały te z filmu, a wszystko to zgrabnie wpleciono w typową rozgrywkę point-and-click. Takie odseparowanie się od filmowej fabuły znacznie pomogło w uzyskaniu zielonego światła dla produkcji gry, bo twórcy borykali się z wieloma przeszkodami natury prawnej.
Ani reżyser Ridley Scott, ani Harrison Ford, którzy bardzo źle wspominali prace nad Blade Runnerem, nie byli zainteresowani pomocą w przygotowywaniu gry. Westwood miał zakaz używania fragmentów filmu i całego soundtracku – gra mogła powstać tylko dlatego, że wszystko miało być od podstaw stworzone w grafice 3D. Ostatecznie produkcja ta odniosła olbrzymi sukces komercyjny i zgarnęła świetne recenzje. Sprzedała się trzykrotnie lepiej niż The Curse of Monkey Island. Do dziś uchodzi za jedną z najlepszych gier w świecie cyberpunku i ogólnie jedną z najlepszych gier w historii.