Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 23 lutego 2009, 12:26

autor: Maciej Jałowiec

Warhammer 40,000: Dawn of War II - recenzja gry

W Dawn of War II mamy interesujący świat, ciekawą koncepcję zabawy, oryginalne założenia multiplayera… a jednak czegoś brakuje. Zapraszamy do lektury recenzji najnowszej gry z cyklu Warhammer 40,000.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Otwarte beta-testy Warhammer 40,000: Dawn of War II pozwoliły graczom na własnej skórze przekonać się, jak prezentuje się w akcji nowa gra Relic Entertainment. Wypowiedzi na forach udowadniają, że wrażenia wyniesione z testów (przypominam, że dotyczyły one jedynie rozgrywki wieloosobowej) są bardzo różne. Domyślam się, że podobnie będzie w przypadku kampanii dla pojedynczego gracza i innych, pomniejszych aspektów zabawy. Na ocenę tego tytułu przez każdego gracza z osobna na pewno wpłynie także znajomość pozostałych gier Relica. Tak się składa, że na DoW II można patrzeć albo z perspektywy osoby znającej pierwszego Warhammera 40,000, albo z punktu widzenia fana innej ważnej produkcji tego uznanego studia, jaką jest Company of Heroes.

Multiplayer: co zobaczy fan Company of Heroes?

Zobaczy przede wszystkim niesłychany chaos. W DoW II zbagatelizowano kwestię stacji, które gracze zajmują w celu zdobycia surowców: energii i rekwizycji. Jak pamiętamy, w CoH wszystkie sektory z tego typu stacjami musiały ze sobą sąsiadować, by dało się z nich czerpać zasoby. Dzięki temu tworzyła się również bardzo wyraźna linia frontu. W nowej grze z serii Warhammer 40,000 kompletnie to zignorowano. Co więcej, stacje atakowane przez obie strony konfliktu przechodzą z rąk do rąk dziesiątki razy w ciągu jednego meczu. Jakby tego było mało, w czasie rozgrywki gracze często zmuszeni są rozproszyć swe siły, by utrzymać pozycje ważne ze strategicznego punktu widzenia; a front najczęściej bywa bardzo, bardzo długi.

Punkty do przejmowania istnieją, ale podziału na sektory już nie ma, i tozarówno w trybie wieloosobowym, jak i w kampanii dla pojedynczegogracza.

Multiplayer: co zobaczy fan Warhammera 40,000?

Najbardziej rzucającą się w oczy różnicą jest brak możliwości stawiania bazy. Do dyspozycji gracza oddany został jeden budynek odpowiadający za produkcję jednostek. Podobnie jak w „jedynce”, można go ulepszać, uzyskując dostęp do dodatkowego wsparcia, skuteczniejszych wojsk i wyjątkowo pomocnych ulepszeń. Uwadze gracza nie ujdzie także niewielka liczba jednostek biorących udział w walce. Wynika to często z braku zasobów i charakteru rozgrywki, który nakazuje zdobywać kolejne poziomy doświadczenia zaledwie garstką wojaków. Zresztą, nawet jeżeli wyprodukuje się wiele oddziałów (w DoW II dziesięć jednostek to dużo), to konieczność ich rozproszenia na mapie sprawia, że gracz czuje się, jakby brał udział w niewielkiej potyczce. Multiplayerowe batalie cechują się tutaj niesłychanie małym rozmachem – próżno szukać tu epickich starć, nawet jeżeli w zabawie uczestniczy maksymalna liczba graczy. Większe kanonady można zaobserwować tylko wtedy, gdy trójka sprzymierzeńców dokonuje ostatecznego ataku na bazę wroga. Wynik jest już wówczas przesądzony, lecz zawsze pozostaje urzekający wygląd odpalanych pocisków i strzelających laserów.

Multiplayer: ogólnie

Odnoszę wrażenie, że – zagrawszy w DoW II – fani Company of Heroes powiedzą: „to nie CoH”, natomiast fani gry Warhammer 40,000 rzekną: „to nie jedynka”. Nie da się ukryć, że DoW II to inny twór, mocno różniący się gameplayem od pozostałych gier Relic Entertainment. Multiplayer można tutaj albo pokochać, albo znienawidzić. Jest to oczywiście rzecz gustu i ciężko w recenzji przewidzieć, czy pomysł znajdzie wielu zwolenników, czy też nie. Biorąc pod uwagę fakt, że pierwsze turnieje urządzano już w trakcie trwania beta-testów, skłaniałbym się jednak w stronę sukcesu DoW II.

Co do jednego wciąż nie ma wątpliwości – tryb wieloosobowy wymaga dopracowania. Trudno jest zaaranżować rozgrywkę sześcioosobową bez występowania wysokiego pingu, problemów z połączeniem, desynchronizacją itd. Ponadto wyszukiwarka graczy kompletnie nie spełnia swojej roli, co zmusza do ręcznego szukania dogodnej rozgrywki. Denerwować może również mała liczba map. Jak jednak wspomniałem, jeśli odpowiada Wam idea zabawy w trybie wieloosobowym w DoW II, to gra jest jak najbardziej dla Was – ciężko obecnie o podobną produkcję.

Okno doboru ekwipunku. Skojarzenia z Diablo jak najbardziej uzasadnione.

Kampania dla pojedynczego gracza

Na papierze pomysł na tryb dla pojedynczego gracza prezentuje się dość ciekawie – mamy tutaj grupkę żołnierzy, która niczym w rasowym hack’n’slashu przedziera się przez hordy wrogów i od czasu do czasu walczy z bossami. Co więcej, nasi ludzie zbierają na polu bitwy elementy ekwipunku porzucone przez wrogów. Mając dużo nowego sprzętu, możemy albo lepiej wyposażyć naszych Kosmicznych Marines, albo „sprzedać” wyposażenie, dostając w zamian drobny bonus do doświadczenia naszych ludzi.

Każdy kolejny poziom doświadczenia oznacza możliwość poprawy naszych umiejętności. Można zatem inwestować w żywotność, walkę na dystans, walkę w zwarciu lub energię (która potrzebna jest do korzystania ze specjalnych zdolności; coś w stylu hack’n’slashowej many). Każdy członek drużyny posiada unikatowe zdolności, dzięki którym może pełnić specjalne funkcje na polu bitwy – jeden „przygważdża” przeciwników karabinem maszynowym, drugi miażdży wrogów, skacząc na nich z wykorzystaniem jetpacka, trzeci jest snajperem, czwarty specjalizuje się w walce karabinami szturmowymi na średni dystans itd.

Tak właśnie prezentuje się kampania dla pojedynczego gracza – przechodzimy kolejne misje, w międzyczasie rozwijając zdolności Kosmicznych Marines. System rozwoju postaci i klarowny podział na role nie pomaga jednak tej grze, bowiem kampania sama w sobie jest przeraźliwie nudna. Zdecydowana większość misji oparta jest na jednym, prościutkim schemacie. Na początku, kiedy gracz nie zna jeszcze wszystkich tajników gry, jest to dość ciekawe. Niestety, po około godzinie zabawy człowiek dochodzi do wniosku, że znalazł się w jakiejś beznadziejnej pętli, w której wykonuje cały czas to samo. 90% misji polega na dotarciu do bossa i jego wyeliminowaniu. Cała reszta to albo nieszablonowe zadania należące do głównego wątku, albo misje zasadzające się na obronie jakiegoś ważnego budynku. Schemat, na którym oparta jest kampania, przypomina o sobie praktycznie co chwilę. Grając, człowiek nie zastanawia się nad tym, jakie przedmioty zdobędzie, ani jak dalej potoczy się fabuła. W zamian za to dochodzi do wniosku, że bezsensownie marnuje czas na grę, która nie sprawia mu prawie żadnej przyjemności.

DoW II oferuje kilka poziomów trudności. Podobnie jak w przypadku pierwszego Dawn of War, nie są one zbyt wyśrubowane. Każdy człowiek, nawet słabo zaznajomiony z elektroniczną rozrywką, może śmiało zacząć swoją przygodę z DoW II od poziomu średniego. Przy omawianiu trudności gry warto również podkreślić, że bardzo ciężko zakończyć tutaj misję niepowodzeniem. Specjalne zdolności pozwalające reanimować bohaterów (tak, tak! Oni nie giną, co najwyżej tracą przytomność) i radiolatarnie, przy których można szybko zregenerować siły bardzo ułatwiają zabawę.

Gdyby spróbować przejść kampanię za jednym posiedzeniem, rozgrywka potrwałaby zapewne nie więcej jak 7-8 godzin. Mierna długość kampanii, niezbyt wygórowany poziom trudności i schematyczność nakazują myśleć, że DoW II to produkcja skierowana do osób, które siadają do gry rzadko i na krótko. Tego typu ludzie nie będą się przejmować faktem, że niemal każda misja jest taka sama. Długość gry okaże się dla nich w sam raz (koniec końców, będą ją przechodzić tygodniami), a prostota będzie dodatkowym atutem. Czyżby kampania została skierowana do każuali, tzw. niedzielnych graczy? Najwyraźniej.

„Hej, czy ja go już nie zabiłem 15 minut temu?” – takie pytanie możnasobie zadawać przed każdą walką z bossem, bowiem wszyscy oni są do siebie bardzo podobni.

Kampanii singlowej pragnę postawić jeszcze jeden zarzut. Gra została skonstruowana tak, że na misję możemy wziąć co najwyżej czterech bohaterów, podczas gdy wszystkich jest sześciu. Oznacza to, że zawsze musimy z dwóch zrezygnować. Teoretycznie jest to ciekawe i całkiem rozsądne, lecz w praktyce wygląda to tak, że jeden z naszych ludzi (zwiadowca, niejaki Cyrus) jest jak zbędny balast i prawie nigdy nie ma sensu brać go na misję. Pozostaje jeszcze problem drugiego odstawianego w cień wojownika. Tak się składa, że dołącza on do gry dopiero po przejściu około 60% wszystkich misji, zatem gracz przez większość czasu nie musi przejmować się odpowiednim doborem ludzi. W ten oto tragiczny sposób Relic zniszczył ciekawy w założeniach sposób na urozmaicenie zabawy. Podsumowując, kampania dla pojedynczego gracza kompletnie nie zdaje egzaminu.

Co oprócz gry?

DoW II wymaga zainstalowanego klienta Steam oraz konta w tejże usłudze do sprawnego funkcjonowania. O ile Steam jest platformą raczej pozytywnie ocenianą przez polskich graczy, o tyle na Games for Windows – LIVE wielu ludzi chętnie wiesza psy. DoW II, podobnie jak wiele ostatnio wydanych gier, również został objęty tą inicjatywą. Choć z jednej strony ułatwia ona wspólną zabawę ze znajomymi i oferuje system osiągnięć (w DoW II mamy ich 49), wymaga założenia konta jako mieszkaniec jednego z zachodnich państw. Tylko w ten sposób bowiem dostępna staje się rozgrywka online. Jeśli jednak uporacie się z instalacją aplikacji Games for Windows – LIVE i zarejestrowaniem się w tej usłudze, wszystko powinno chodzić jak należy. Osobiście nie natknąłem się na żadne nieprzewidziane problemy z funkcjonowaniem oprogramowania wymaganego przez DoW II.

Wygląd i odgłosy wojny o poranku

Choć kampania dla pojedynczego gracza jest nudna i schematyczna, nie można odmówić jej klimatycznych dialogów prowadzonych przez członków naszej drużyny. Widać, że ci ludzie to oddani swojej sprawie wojownicy, a ich poczucie misji tymczasowo udziela się także i graczowi. Na wysokim poziomie stoją również odgłosy z pola walki – ostrzał karabinów maszynowych, eksplozje i jęki żołnierzy obu stron świetnie zgrywają się z tematyką i charakterem gry. Udźwiękowienie nie ratuje słabej kampanii, aczkolwiek dobrze spełnia swoją rolę jako część oprawy audiowizualnej.

Podobnie ma się sprawa z grafiką. Tekstury i efekty specjalne w postaci eksplozji, płomieni i błysków broni energetycznej naprawdę mogą się podobać. Oprawa artystyczna tytułu przywodzi na myśl pierwszą część serii i również stoi na wysokim poziomie. Na specjalną pochwałę zasługuje według mnie szczegółowość w wyglądzie naszych ludzi. Na przestrzeni całej gry zmienia się on dość drastycznie za sprawą nowych pancerzy, broni, ekwipunku itd. Zmiany te są dobrze widoczne również w samej bitwie – wystarczy wykonać odpowiednie zbliżenie, by zobaczyć symbole Space Marines i Blood Ravens na sztandarach, miejsca odrapane z farby, a także trzymaną przez żołnierzy broń. Obłe kształty budynków i niektórych jednostek mogą przywodzić na myśl trzecią część serii Warcraft.

Cieszą również możliwości deformacji terenu. Wszelkiego rodzaju budynki, zasieki, mury oraz porozstawiane tu i ówdzie beczki i skrzynki można zniszczyć. Samo podłoże również podlega modyfikacjom – ostrzał artyleryjski powoduje powstawanie lejów po pociskach. Co prawda ciężko się ich dopatrzyć, patrząc na teren walk z góry, ale nie ulega wątpliwości, że nasi ludzie mogą wykorzystywać je do ochrony przed kulami wroga.

Duże jednostki, kule świszczące koło głowy... wojna o poranku wyglądanaprawdę nieźle.

Warto?

Dla samej kampanii singlowej – zdecydowanie nie. Jest ona zbyt nudna i schematyczna, by warto było wydawać na nią większe pieniądze. Inaczej ma się sprawa z trybem wieloosobowym. Tutaj trzeba się zastanowić, czy brak możliwości budowania bazy, skupianie się tylko na ruchach jednostek i uproszczony model rozgrywki (w stosunku do np. Company of Heroes) zasługują na pozbycie się części wypłaty/kieszonkowego.

Dawn of War II to tytuł mocno różniący się od innych gier Relica, dlatego nie radzę sugerować się pozostałymi produkcjami tej firmy. Zawiera on mnóstwo czynników, które potrafią drastycznie wpływać na końcową ocenę gry – od niecodziennego uniwersum począwszy, na założeniach multiplayera skończywszy. Dawn of War II może budzić skrajnie różne odczucia. Osobiście uważam, że jest to tytuł przyzwoity, ale – jak to zwykle bywa w przypadku RTS-ów i strategii – o jego sile świadczyć będzie liczba osób grających w trybie wieloosobowym. Czy będzie ona duża? Naprawdę trudno to teraz przewidzieć.

Maciej „Sandro” Jałowiec

PLUSY:

  • dający sporo frajdy multiplayer;
  • udźwiękowienie i oprawa graficzna;
  • elementy RPG zostały dobrze wkomponowane w kampanię dla pojedynczego gracza.

MINUSY:

  • Dawn of War II to gra inna niż pozostałe dzieła firmy Relic. Fani „jedynki” i Company of Heroes mogą poczuć się zawiedzeni;
  • nudna i schematyczna kampania dla pojedynczego gracza;
  • problemy techniczne w trybie multiplayer.

Maciej Jałowiec

Maciej Jałowiec

Specjalista do spraw marketingu gier wideo. Łączy pasję do gier ze spostrzeżeniami na temat branży i światowej gospodarki. Zawodowo związany z firmą Techland, a wcześniej m. in. z Activision i Perfect World.

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

g40st Ekspert 4 sierpnia 2010

(PC) Połączenie elementów RTS-a z role-playing, zdobywaniem punktów doświadczenia, przyznawaniem kolejnych umiejętności, gromadzeniem ekwipunku i prowadzeniem do boju kilku oddziałów Kosmicznych Marines sprawiło, że wprost nie mogłem oderwać się od komputera

8.0
Warhammer 40,000: Dawn of War II - recenzja gry
Warhammer 40,000: Dawn of War II - recenzja gry

Recenzja gry

W Dawn of War II mamy interesujący świat, ciekawą koncepcję zabawy, oryginalne założenia multiplayera… a jednak czegoś brakuje. Zapraszamy do lektury recenzji najnowszej gry z cyklu Warhammer 40,000.

Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne
Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne

Recenzja gry

Laysara: Summit Kingdom jest doskonałą pozycją dla graczy, którzy uwielbiają logistyczne przeszkody stające na drodze do budowy miasta idealnego. Polskie studio Quite OK Games zdecydowanie wie, co robi, oby tylko Early Access okazał się dla niego łaskawy.

Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Nic dziwnego, że to najbardziej wyczekiwana gra na Steamie
Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Nic dziwnego, że to najbardziej wyczekiwana gra na Steamie

Recenzja gry

Polski średniowieczny city builder Manor Lords ma potencjał, by okazać się jedną z najciekawszych gier tego roku. Jak jednak wygląda na początku swojej przygody z Early Accessem? I czy spełnia pokładane w nim nadzieje? Sprawdziłem.