Recenzja gry War of the Roses - średniowieczna bitwa z bliskiej perspektywy

War of the Roses pozwala na toczenie wielkich bitew sieciowych w realiach późnego średniowiecza. Czy taki Battlefield 1485 ma rację bytu?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  • Dynamiczna rozgrywka nagradzająca umiejętności;
  • system rozwoju postaci;
  • wciąga;
  • przemyślane mapy.
MINUSY:
  • mało trybów i map;
  • błędy i drobne potknięcia;
  • brak sensownego trybu jednoosobowego.

Seria Mount & Blade najlepsze czasy ma już za sobą. Sandbox duetu TaleWorlds-Paradox swego czasu doczekał się nie tylko rzeszy oddanych fanów, ale i licznych przeróbek, wariacji oraz modów. Nie ulega jednak wątpliwości, że formuła gry zaczęła się już wyczerpywać – kolejne mutacje spotkały się z niezbyt przychylnym odzewem społeczności i recenzentów. Próba wskrzeszenia tytułu przy pomocy trybu wieloosobowego zakończyła się częściowym sukcesem – M&B: Warband, chociaż z pewnością udany, raził obrzydliwą grafiką oraz przestarzałymi rozwiązaniami. Dobry pomysł już nie wystarczał.

Studio Paradox (tym razem sprzymierzone z firmą Fatshark) postanowiło zaczerpnąć z legendy kilka starannie wyselekcjonowanych elementów i stworzyć z nich zupełnie nową produkcję. Tak powstało War of the Roses – czyli Warband skupiający się na dynamicznej rozgrywce wieloosobowej i oddający realia średniowiecznego konfliktu, nazywanego wojną Dwóch Róż. I chociaż jest to zupełnie nowa produkcja, to jednak pokrewieństwo z poprzednim dziełem tych autorów – ze wszystkimi jego wadami i zaletami – jest więcej niż widoczne.

Osaczenie jednego gracza to najłatwiejszy sposób na sukces.

Jesień średniowiecza

Wyjaśnijmy to od razu – War of the Roses jest przeznaczone wyłącznie do trybu wieloosobowego. Brak tu jakiejkolwiek kampanii fabularnej, nie ma nawet mapy krainy, po której moglibyśmy podróżować. Jedyną rozrywką, jaką gra oferuje samotnikom, jest samouczek, w którym walczy się z (niezbyt rozgarniętymi) botami. Cała zabawa została przystosowana do grupowych starć i to właśnie one są jej sednem. O sandboxie możemy zapomnieć.

Sam tryb multiplayer oferuje dwa rodzaje rozgrywki oraz pięć map. Nie jest to zbyt wiele, zważywszy na to, co proponują inne gry. Przyznać jednak należy, że plansze zostały skonstruowane w bardzo przemyślany sposób – coś dla siebie znajdą zarówno „snajperzy”, jak i osoby preferujące bezpośrednie starcia. Do każdej lokacji da się wejść na kilka sposobów, a kręte uliczki i wysokie dachy dobrze kontrastują z rozległymi równinami i walącymi się mostami. W takim otoczeniu można nie tylko rzezać wojowników z drużyny przeciwnej (team deathmatch), ale i zdobywać kluczowe lokacje (tryb podboju). Wysoka jakość aren nie rekompensuje jednak ich małej liczby.

Sporo lepiej wypadają natomiast klasy postaci – da się je w dużej mierze dostosowywać do własnych preferencji. Istnieją cztery domyślne formacje (piechur, łucznik, kusznik, zbrojny), jednak można zaprojektować własne. Nic nie stoi zatem na przeszkodzie, by stworzyć kawalerzystę w pełnej zbroi płytowej, który będzie szarżował na wrogie zastępy – równie dobrze sprawdzi się szybkonogi morderca, jak i ciężkozbrojny „czołg”. Możliwości jest naprawdę mnóstwo – począwszy od wyboru oręża czy rodzaju pancerza, a na umiejętnościach specjalnych bądź sposobie kucia ostrza (!) skończywszy. Każdy z tych elementów łączy się ze statystykami, które mają wymierny wpływ na rozgrywkę. Stanowi to kompleksowy i bardzo przemyślany system wad i zalet, który jest przy tym nieźle zrównoważony (ciągle wychodzą łatki balansujące grę).

Gra jest bardzo brutalna.

Kreowanie własnej postaci nie odbywa się w próżni – podczas bitew gromadzimy doświadczenie i złoto, które pozwalają na wykupienie nowych umiejętności i rynsztunku. Bardziej zaawansowani gracze mogą tworzyć naprawdę zaskakujące kombinacje, jednak – co ciekawe – nie uzyskają znaczącej przewagi nad innymi uczestnikami zabawy. Mają za to szansę otrzymania postaci, która w pełni zaspokaja ich potrzeby. Chyba jedynym wyjątkiem od tej zasady pozostają konni strzelcy, którzy nie mogą prowadzić ostrzału z siodła (o czym gra w żaden sposób nie informuje). Mimo tego małego potknięcia należy jednak przyznać, że „rozwojowy” element rozgrywki jest zdecydowanie udany i przyciąga do tytułu jak magnes.

Ja go bukłaczkiem, a on w wilcze doły

Jednym z najbardziej kontrowersyjnych i problematycznych elementów WotR jest... sama walka. Fechtunek pozostawia sporo do życzenia – zwykle blokuje się większość ciosów wroga i czeka, aż ten popełni błąd. Nie ma jakichś bardziej skomplikowanych pchnięć – fint, parad, kontrataków – czegokolwiek, co urozmaiciłoby młóckę. Szermierka została dosłownie skopiowana z serii Mount & Blade, a brak świeżości jest więcej niż uderzający. Nie pomagają nawet różnorodne właściwości niektórych broni – metoda zawsze pozostaje taka sama. Starcia nie wyglądają też zbyt okazale – animacje postaci są dość toporne, a walce nie towarzyszą żadne spektakularne efekty (jak iskrzenie krzyżujących się ostrzy itd.). Nie robiłoby to dobrego wrażenia, gdyby nie kapitalny system decydujący o zadawanych i otrzymywanych obrażeniach.

War of the Roses

War of the Roses

PC

Data wydania: 2 października 2012

Informacje o Grze
7.0

GRYOnline

7.4

Gracze

6.7

Steam

OCEŃ
Oceny

Każda z postaci została podzielona na hitboxy – ich ilość jest jednak znacznie większa niż w jakiejkolwiek innej grze. Uderzenie przeciwnika w głowę może zadać mu spore obrażenia, jednak trafienie w szczelinę dla oczu kończy się jego natychmiastowym zgonem. Podobnie ze zbrojami – pchnięcie w pachę jest znacznie groźniejsze niż zwykły cios w tułów. Nieźle sprawdzają się sztylety posiadające niewielki zasięg, ale łatwo „wchodzące” w czułe miejsca. Dla zwolenników czegoś mocniejszego przygotowano natomiast całą serię młotów i oskardów, które bez większego trudu przebijają najtwardsze nawet pancerze. I chociaż w wojennej zawierusze trudno o precyzję, to jednak warto zauważyć, że tak złożony system obrażeń dodaje całości głębi i promuje doświadczonych graczy.

Wojna Dwóch Róż to wyniszczający konflikt, który zakończył epokę średniowiecza w Anglii. W trakcie niego zginęło kilkadziesiąt tysięcy ludzi, opowiadających się po stronie Yorków (róża biała) lub Lancasterów (róża czerwona). Oba rody zgłosiły pretendentów do korony, co zaowocowało bratobójczą walką. Królowie z tych rodzin wzajemnie się detronizowali, a umęczony kraj spływał krwią. Ostatecznie władzę w Anglii przejęła dynastia Tudorów, związana z oboma obozami. Jej herb stanowi podwójna, biało-czerwona róża.

Mapy zaprezentowane w grze nawiązują do prawdziwych, historycznych bitew. Próżno tu jednak szukać realnej wiedzy: średniowiecze jest dla War of the Roses tym, czym II wojna światowa dla FPS-ów osadzonych w jej realiach – ciekawym tłem i niczym więcej.

Co więcej, różnorodność formacji powoduje, że każde starcie jest emocjonujące. Kusznicy chowają się w trudno dostępnych miejscach i szyją do piechurów, którzy tłoczą się w centralnej części planszy – w tym czasie kawaleria zajeżdża wrogów z flanki, a łucznicy strzelają z nadzwyczajną szybkością, zdejmując osłabionych i uciekających przeciwników. Innymi słowy – na naszych oczach rozgrywa się pełnowymiarowa, brutalna rzeź. Całość uzupełniają pełnokrwiste finiszery (zajmujące kilka sekund, ale generujące dodatkowe punkty doświadczenia) oraz możliwość bandażowania siebie i innych graczy, a nawet cucenia nieprzytomnych sojuszników. Opcji jest całkiem sporo, a zgrana drużyna stanowi prawdziwą potęgę – o ile każdy robi, co do niego należy. Trzeba przy tym przyznać, że tak duża skala rozgrywki oraz istnienie kilku „frontów” dodaje zabawie dodatkowego smaczku.

Obok drużynowego deathmatchu istnieje też tryb podboju.

Gott mit uns?

Ostateczna ocena War of the Roses to niemały orzech do zgryzienia. Wszystko zależy od tego, z jakiej perspektywy spojrzeć na filozofię i strukturę rozgrywki. Fani Warbanda będą zachwyceni trybem wieloosobowym, ale zwolennicy sandboxa tylko pokręcą nosami. Znawcy cyklu Mount & Blade docenią nową, dużo ładniejszą oprawę, jednak przeciętny gracz (przyzwyczajony do graficznych wodotrysków) zareaguje na nią lekkim zniesmaczeniem. Entuzjastów intuicyjnego sieczenia ucieszy prosty system walki, natomiast „szermierze” zaczną ziewać na sam widok starcia.

Spektakularne zabójstwa są dodatkowo nagradzane.

Kluczową kwestią w tych rozważaniach wydaje się przyszłość gry – to liczba jej użytkowników zadecyduje o sukcesie lub porażce. Wielką zaletą tytułu jest jego progresywny charakter – uczestnicy bitew mogą swobodnie rozwijać swoje postacie, dorzucać im nowe umiejętności i broń, a nawet decydować o tym, z jakiej stali wykonano ich rynsztunek. Zastosowano tu mechanizm podobny do tego z World of Tanks – rozgrywka prowadzi do różnorodnych ulepszeń i nowych elementów zabawy, co napędza ją samą. Jest to idealny przepis na sukces, ale...Problem polega na tym, że War of the Roses nie jest rozpowszechniane w modelu free-to-play, co zdecydowanie podcina mu skrzydła. Gdyby wydawca zdecydował się na takie rozwiązanie, mógłby osiągnąć sukces porównywalny z fenomenem wspomnianej gry o czołgach. Niestety, przymus zakupienia tej pozycji znacząco ogranicza grono jej nabywców, co jest strzałem w stopę. Nie ulega zaś wątpliwości, że od ilości użytkowników zależy to, czy gra będzie dalej rozwijana – co ma ogromne znaczenie przy aktualnej, skromnej ilości trybów i map. Dlatego też, chociaż widzę w War of the Roses ogromny potencjał, to jednak muszę wystawić mu „tylko” wysoką, a nie celującą ocenę.

Podobało się?

0

7.0
dobra

War of the Roses

Jedni grę polubią, inni nie. Fani Warbanda będą zachwyceni trybem wieloosobowym, ale zwolennicy sandboxa odejdą zniesmaczeni. Znawcy cyklu Mount & Blade docenią dużo ładniejszą oprawę, jednak przeciętny gracz nie będzie powalony. Entuzjastów intuicyjnego sieczenia ucieszy prosty system walki, natomiast weterani gier walki będą ziewać. Kluczową kwestią w tych rozważaniach wydaje się przyszłość gry – to liczba jej użytkowników zadecyduje o sukcesie lub porażce. Problem polega na tym, że War of the Roses nie jest grą free-to-play, co zdecydowanie podcina mu skrzydła. Widzę jednak w tu ogromny potencjał.

War of the Roses

Recenzujący:
Maciej Kozłowski
Platforma:
PC Windows PC Windows
Data recenzji:
9 października 2012

Komentarze czytelników

Dodaj komentarz
Forum Inne Gry
2012-10-09
19:58

jozi Pretorianin

@MiszczCzarny
"W WotR istnieje system mikropłatności - płacisz najpierw za grę, a potem za dodatkowy content. Jest to więc model gorszy od f2p, gdzie płaci się tylko za to drugie. Na szczęście dodatki nie czynią z gry tytułu Pay to Win - nie jest więc tak źle, jak mogłoby być."

Że co?

W WotR nie ma i nie będzie żadnych mikropłatności.

Komentarz: jozi
2012-10-10
01:03

Talbis Chorąży

Talbis

Jeszcze tak... dziwnej recenzji nie widziałem. Czemuś się recenzencie uczepił trybu dla pojedynczego gracza? Tutaj masz samouczek, gdzie poznajesz sterowanie i zasady gry, bo taką konwencję przyjęli twórcy. Wolę takie rozwiązanie niż benchmarkowy, pokazujący możliwości silnika, interaktywny film zaaplikowany do Battlefield 3, który nie uczy cię niczego, potem w multi rozbijają maszyny, bo nie potrafią latać a nauczyć się nie ma gdzie... Nie ma nawet słowem wzmianki o największej wadzie WotR, czyli o możliwości respawna na koledze z drużyny, gdzie pojedynkując się z samotnym rycerzem nagle mu z dupy wyskakują jego czterej koledzy (jak w BF3). Jaki jest sens narzekania na model płatności, kiedy jest on bardzo podobny do tego stosowanego przez EA Dice czy Activision (płacisz za grę i płacisz za dodatkowy content). Mechanika gry może nie stawia na dynamikę tak bardzo jak na przedstawienie w miarę dokładnego odwzorowania metod walki z epoki? I najsmutniejsze... To nie jest Mount & Blade, to jest zupełnie inna gra z innymi założeniami, to nie jest też produkcja wysokobudżetowa - wszelkie porównania są pozbawione sensu. To jak narzekać, że mój kot nie ma takiej siły jak gepard, a przecież też zwierze, też kotek, nie?

Komentarz: Talbis
2012-10-21
12:15

X|4U$ Junior

A ja mam pytanie z innej beczki .
Gdzie tą grę można kupić ?I w jakiej cenie ,bo nigdzie jej znaleźć nie mogę.

Komentarz: X|4U$
2012-10-22
15:03

Nolifer Legend

Nolifer

Mała ilość map to największa bolączką tej gry. Nic tak szybko nie nudzi grę MMO jak bardzo mała liczba mapek *oprócz oczywiście gier typu MOBA *

Komentarz: Nolifer
2013-03-04
19:40

Faneg Junior

Nie dawno kupiłem grę na Steam, dzisiaj będę ją instalować. Stracę kolejne miesiące życia na graniu :)

Komentarz: Faneg

GRYOnline.pl:

Facebook GRYOnline.pl Instagram GRYOnline.pl X GRYOnline.pl Discord GRYOnline.pl TikTok GRYOnline.pl Podcast GRYOnline.pl WhatsApp GRYOnline.pl LinkedIn GRYOnline.pl Forum GRYOnline.pl

tvgry.pl:

YouTube tvgry.pl TikTok tvgry.pl Instagram tvgry.pl Discord tvgry.pl Facebook tvgry.pl