Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Eador. Władcy rozdartego świata Recenzja gry

Recenzja gry 11 maja 2013, 13:00

autor: Maciej Kozłowski

Recenzja gry Eador: Masters of the Broken World - turowej strategii dla fanów serii Heroes i Disciples

Eador: Władcy rozdartego świata to prawdziwa perełka w gatunku turowych strategii. Weterani kultowych serii Disciples i Heroes of Might and Magic nie powinni przejść obok niej obojętnie.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  • ekstremalnie wciągająca, kilkupoziomowa i bardzo satysfakcjonująca rozgrywka;
  • wiele ciekawych pomysłów mechanicznych;
  • złożone zasady, które nie przeszkadzają w cieszeniu się grą;
  • długa kampania i przyjazny tryb skirmishowy;
  • sporo możliwości;
  • każda partia wygląda nieco inaczej;
MINUSY:
  • zatrważająca ilość błędów;
  • ograniczony tryb wieloosobowy;
  • sztuczna inteligencja komputera;
  • oprawa z poprzedniej dekady.

Gracze z Europy Środkowej i Wschodniej mają dziwną słabość do strategii turowych. To właśnie na naszym poletku cykle takie jak Heroes of Might and Magic, Disciples czy King’s Bounty święciły swoje największe triumfy. Nic więc dziwnego, że do produkcji turówek zaczęto rekrutować programistów z tego właśnie regionu – w końcu to oni wiedzą najlepiej, czego oczekują lokalni odbiorcy. Nie jest zatem przypadkiem, że ostatnie części wymienionych serii powstały w byłym bloku wschodnim.

Jak to zwykle bywa, obok gigantów gatunku można znaleźć też mniejsze i bardziej niszowe tytuły. Jednym z nich jest Eador: Masters of the Broken World – gra, która na rynek trafiła dzięki steamowej akcji Greenlight. Wiele osób postanowiło dać rosyjskim twórcom kredyt zaufania, ale chyba nikt nie spodziewał się aż takiego przełomu. Ta niepozorna produkcja okazuje się bowiem na tyle innowacyjna, wciągająca i satysfakcjonująca, że w dalszej perspektywie może wywrzeć ogromny wpływ na cały gatunek!

Sid Meyer’s Eador

Eador pełnymi garściami czerpie ze spuścizny swoich większych poprzedników (szczególnie cyklu Disciples), ale łączy to z dużą skalą rozgrywki typową dla serii Civilization. Programiści ze Snowbird Game Studios nie wahali się jednak przed wprowadzeniem kilku innowacji do kluczowych elementów mechaniki, tym samym nadając jej unikalny charakter. W ten sposób powstała mieszanka prawdziwie wybuchowa – wymagająca od gracza specyficznego sposobu myślenia i wynagradzająca go na wiele różnych sposobów. Co przy tym najważniejsze – stworzona w ten sposób całość okazuje się bardzo spójna i wciąga z niesamowitą siłą, gwarantując setki godzin dobrej zabawy.

Udane oblężenie kończy walkę między graczami. - 2013-05-09
Udane oblężenie kończy walkę między graczami.

Rozgrywka odbywa się na trzech poziomach: galaktycznym, strategicznym i taktycznym (bitewnym). Na pierwszym z nich porozumiewamy się z pozostałymi władcami zamieszkującymi dziwaczne uniwersum fantasy. Potężne półbóstwa konkurują z nami o zjednoczenie wszystkich części tytułowego rozdartego świata, tym samym walcząc z wszechogarniającym chaosem lub realizując własne, niekiedy dość zaskakujące cele. W trakcie kampanii toczymy z nimi zaciekłe boje lub łączymy siły w obliczu większych zagrożeń. W widoku galaktycznym decydujemy też o celu naszych przyszłych podbojów, czyli wybieramy rejony świata, które chcemy przyłączyć do naszego własnego dominium. Kiedy podejmiemy już decyzję, przechodzimy do strategicznej części rozgrywki.

Na poziomie galaktycznym robimy zdecydowanie najmniej. - 2013-05-09
Na poziomie galaktycznym robimy zdecydowanie najmniej.

Plansza strategiczna, obrazująca konkretny fragment wszechświata, została podzielona na wiele mniejszych pól, z których każde opisano mnóstwem statystyk. Naszym celem jest zbudowanie jak największego dominium i pokonanie wszystkich przeciwników przy pomocy wojsk i przewodzących im bohaterów. Tutaj jednak pojawia się pewna genialna innowacja. W odróżnieniu od cyklu Civilization krainy-heksy, składające się na większą mapę, nie są jedynie niezamieszkanymi terenami, które mają przynosić zyski i którymi nie musimy się specjalnie przejmować. W Eadorze każda część świata podlega specyficznym zasadom i ograniczeniom, a mieszkańcy mają własne aspiracje i przygody, nierzadko zlecają też pewne zadania. Podczas zabawy spotyka nas wiele niespodzianek: np. praworządne elfy mogą nas zdetronizować z powodu okrutnego panowania, a drużyny herosów same z siebie zaproponować swoje usługi. Oznacza to, że chociaż plansza budzi skojarzenia z produkcjami Sida Meyera, to jednak w rzeczywistości okazuje się znacznie ciekawsza i bardziej złożona.

Recenzja gry Eador: Masters of the Broken World - turowej strategii dla fanów Heroes of Might and Magic i Disciples - ilustracja #4

Eador: Master of the Broken World wcale nie jest nowym tytułem – w rzeczywistości to unowocześniona wersja rosyjskiej gry Eador: Genesis, którą w 2010 roku stworzył Alexander Bokulew (poza Rosją mało kto o niej słyszał, ponieważ dopiero w zeszłym roku została przetłumaczona na język angielski). Snowbird Game Studios w bardzo niewielkim stopniu zmieniło założenia oryginału – w zasadzie jedyną zauważalną różnicę stanowi oprawa graficzna. Pozostały nawet te same ikonki umiejętności i statystyki większości jednostek – wszystko jest identyczne. Twórcy poszli więc na łatwiznę, odświeżając sprawdzoną formułę i nie dodając do niej zbyt wielu nowości.

Świat naprawdę tętni tu swoim życiem i potrafi wpływać na rozgrywkę na wiele różnych sposobów. Jeśli zajęliśmy kilka barbarzyńskich wiosek przy obszarach zamieszkanych przez koczowników, to prędzej czy później możemy spodziewać się najazdu dzikusów (neutralnych, a nie kierowanych przez jakiegoś gracza!). Z drugiej strony gobliny zamieszkujące nasze imperium będą podkradać część podatków, podczas gdy niziołki poproszą o zlikwidowanie bandytów, którzy najeżdżają ich ziemie. Jaszczury z bagien prawie nigdy nie zaakceptują władzy obcych przywódców, a krasnoludy zrobią wszystko, by wycisnąć z nas ostatnie zaskórniaki (na szczęście głównie drogą handlu). Podobnych mechanizmów jest naprawdę wiele, a ich pełne zrozumienie zajmuje sporo czasu.

Zły szaman prześladuje naszych poddanych – wygnać go czy nawiązać współpracę? - 2013-05-09
Zły szaman prześladuje naszych poddanych – wygnać go czy nawiązać współpracę?

Tego rodzaju zależności, rozbudowane o szereg dodatkowych przygód oraz opcjonalnych decyzji, w znacznym stopniu tworzą unikalny charakter rozgrywki. Nieraz zdarza się, że to samo wydarzenie (np. misja dotycząca zbudowania świątyni) ma kilka różnych zakończeń, zależnych nie tylko od naszych działań, ale i od ukrytego rzutu kostką. Nowo wzniesiona kaplica może bowiem służyć dobrym i pobożnym mnichom, jak i wyznawcom mrocznych kultów – a to już nic miłego.

Disciples: Eador

Rozszerzanie zasięgu imperium przebiega w bardzo ciekawy sposób. Kierując bohaterami i ich armiami zajmujemy kolejne pola (tereny), tym samym przyłączając je do naszego dominium. Co jednak ciekawe, nie musimy czynić tego w sposób brutalny – równie dobrze możemy dogadać się z autochtonami, zawierając z nimi sojusz i w ten sposób przejmując ich ziemie (co pozwala na rekrutowanie dodatkowych jednostek i budowę unikalnych struktur). Na każdym obszarze znajduje się też kilka budynków neutralnych – jaskiń czy krypt – które oferują specyficzne wyzwania lub dodatkowe opcje. W nich toczymy walki z plugawymi potworami, handlujemy, zdobywamy kolejne zadania i poziomy doświadczenia. Oznacza to, że każde pole oferuje kilka przygód i pozwala na szereg interakcji – pod warunkiem, że zdobędziemy nad nim władzę i odkryjemy wejścia do poszczególnych lokacji (każdy z bohaterów może poświęcić turę na zbadanie okolicy). Rozgrywka jest więc znacznie głębsza, niż mogłoby się wydawać, bo każdy punkt planszy jest w rzeczywistości osobną minikrainą z mnóstwem ciekawostek. To, co w serii Heroes robiliśmy na całej mapie, tutaj odbywa się na każdym małym heksie.

Na każdym polu znajduje się kilka lokacji do odwiedzenia. - 2013-05-09
Na każdym polu znajduje się kilka lokacji do odwiedzenia.

Poza zdobywaniem nowych włości możemy je też rozbudowywać. W stolicy (którą mamy tylko jedną) rekrutujemy jednostki, stawiamy najważniejsze struktury, wynajmujemy bohaterów, tworzymy magiczne rytuały i wykonujemy szereg innych interakcji. W ogólnym ujęciu przypomina to rozwijanie zamku w serii Disciples, co nawet pod względem graficznym wygląda dość podobnie. Warto przy tym odnotować, że do wyboru mamy prawie dwieście różnych budynków, z których część wyklucza się wzajemnie, a pozostałe zależą od siebie. Razem tworzy to bardzo skomplikowany system (na początku trudno się w nim rozeznać), pozwalający na pójście własną ścieżką rozwoju i wybranie ulubionych jednostek czy rozszerzeń. Co przy tym ważne, gra nie narzuca żadnej odgórnej rasy czy frakcji – o tym, jakie istoty rekrutujemy do armii, decydują wyłączne wznoszone przez nas budynki. Tworzy to również ciekawy system zależności, ponieważ jednostki stojące po stronie dobra i szeroko rozumianej sprawiedliwości bardzo źle współgrają z tymi, które preferują mniej etyczne rozwiązania. Umieszczenie obu tych grup w jednej armii skutkuje spadkiem morale wojska, a to potrafi doprowadzić do katastrofy. Da się więc stworzyć królestwo zamieszkane przez piękne pegazy oraz okrutnych czarnoksiężników, ale zwykle jest to niepraktyczne.

Budynków jest tyle, że można się pogubić. - 2013-05-09
Budynków jest tyle, że można się pogubić.

Nie cała rozbudowa odbywa się w stolicy – na każdym z pól należących do naszego państwa możemy stworzyć maksymalnie trzy struktury i następnie je ulepszać. To bardzo istotne, ponieważ obszary bogate w metal lub mithril są dużo przydatniejsze, kiedy wzniesiemy nad nimi kopalnie, natomiast wyrąb lasów odbywa się sprawniej, gdy zainwestujemy w tartak (okoliczne elfy nie będą zadowolone!). Jako że podczas pojedynczej tury możemy postawić tylko dwie budowle – jedną w mieście i jedną na prowincji – decyzje należy podejmować bardzo ostrożnie. Jest to tym ważniejsze, że środki płatnicze (czyli złoto i kryształy) kończą się bardzo szybko, a armie trzeba za coś utrzymywać.

Heroes of Eador

Zupełnie osobną kwestią są bitwy, które toczymy na niewielkich i całkowicie autonomicznych planszach. Kiedy armia naszego bohatera spotyka się z siłami zbrojnymi przeciwnika, zwykle dochodzi do potyczki. Pole walki podzielono na sześciokąty, z których tylko bardzo niewielka część stanowi przeszkody nie do przebycia – sporo jest za to bonusów i obszarów specjalnych. Rozstawienie wojsk ma kluczowe znaczenie dla starcia: przykładowo łucznicy strzelają dalej, kiedy stoją na wzgórzach, natomiast lasy chronią przed wrażym ostrzałem. Każdy żołnierz jest przy tym opisany szeregiem statystyk, wśród których występują nie tylko różne rodzaje ataku i pancerza, ale również morale i zmęczenie. Wynika z tego, że bitwy mają bardzo taktyczny charakter, więc optymalne wykorzystanie umiejętności posiadanych zastępów szybko staje się niezbędne. Oddziałów do wyboru jest niemal sto, trudno zatem narzekać na nudę.

Recenzja gry Eador: Masters of the Broken World - turowej strategii dla fanów Heroes of Might and Magic i Disciples - ilustracja #1

Ciekawym elementem gry jest karma – „moc” zapożyczona z filozofii Wschodu, która zależy od naszych poczynań w świecie gry. Jeśli zachowujemy się niemoralnie, rekrutujemy chaotyczne lub złe jednostki, wznosimy obrazoburcze ołtarze i korzystamy z usług złodziei i morderców, gromadzimy negatywną karmę. W ten sposób co prawda zyskujemy szacunek mrocznych istot, ale też sprowadzamy na siebie liczne katastrofy (takie jak powodzie czy trzęsienia ziemi). Wszechświat został bowiem tak skonstruowany, by dobro zawsze triumfowało, i to nawet mimo przewagi zła. Praworządne zachowanie jest więc nagradzane przez siły natury, ale wiąże się ze sporymi wydatkami i licznymi wyrzeczeniami. Cóż, coś za coś!

Zarówno bohaterowie, jak i żołnierze dostają punkty doświadczenia za sukcesy w bitwach – mogą więc rozwijać swoje statystyki i stawać się coraz skuteczniejsi. Jednostki otrzymują nawet medale za szczególnie brawurowe akcje, które odczuwalnie polepszają ich osiągi. To zaś wymusza dodatkowe inwestycje, bo weterani żądają wyższego żołdu, co potrafi nadszarpnąć budżet państwa. Inaczej wygląda sprawa z herosami, których podzielono na cztery różne klasy (wojownik, zwiadowca, dowódca i mag), a wraz z osiągnięciem dziesiątego poziomu mogą oni wybrać jedną z czterech specjalizacji. Umiejętności śmiałków rozwijamy w wybrany przez siebie sposób, korzystając z puli dostępnych bonusów – nie ma problemu, by stworzyć np. kilku zupełnie różnych magów. Awanturnicy biorą przy tym czynny udział w starciach, a z biegiem czasu mogą nawet radzić sobie sami z całymi armiami wrogów (no, może z wyjątkiem dowódcy, którego jedynym celem jest wzmacnianie posiadanych oddziałów). Każdego z bohaterów da się przy tym wyekwipować w znalezione lub zakupione przedmioty, tym samym znacznie polepszając jego statystyki lub możliwości.

Walki pomiędzy bohaterami są zwykle bardzo wymagające. - 2013-05-09
Walki pomiędzy bohaterami są zwykle bardzo wymagające.

Eador: Niedokończona opowieść

Tytuł stworzony przez rosyjskich programistów to bez wątpienia dzieło udane, ale nie brakuje w nim też bardzo irytujących wad. Pomijając już oprawę rodem z poprzedniej dekady i słabe AI komputerowych przeciwników, w oczy przede wszystkim rzuca się gigantyczna liczba błędów. Niektórych zadań nie można ukończyć, gra lubi wysypać się do Windowsa, czasami zawodzą animacje, a pewne zdolności po prostu nie działają. Co prawda niemal codziennie pojawiają się nowe łatki, ale w chwili swej premiery Eador był momentami niegrywalny.

Największym zarzutem wobec tej produkcji nie jest jednak jej niedopracowanie, a ograniczenie jednego z najważniejszych jej elementów – trybu wieloosobowego. Z żywymi uczestnikami zabawy możemy rozgrywać wyłącznie pojedyncze bitwy, ale nie całe scenariusze (o kampaniach nie wspominając). W ogromnym stopniu umniejsza to potencjał tytułu, który aż prosi się, by grać w niego naprzemiennie i razem kierować podbojem galaktyki. Czy zaimplementowanie takiego systemu naprawdę przerosło możliwości programistów?

Potyczka jest jedyną opcją, jaką oferuje tryb wieloosobowy. - 2013-05-09
Potyczka jest jedyną opcją, jaką oferuje tryb wieloosobowy.

Gdyby nie powyższe uchybienia, Eador: Master of the Broken World zasługiwałby na najwyższą notę w swojej kategorii. Trzeba przy tym zaznaczyć, że zdecydowanie nie jest to gra dla wszystkich. Niektórzy mogą boleśnie odbić się od tej produkcji, ponieważ ma ona bardzo wysoki próg wejścia: jest dość skomplikowana i początkowo onieśmiela ilością rzeczy, którymi trzeba się zająć. Osobiście nie mogę doczekać się kontynuacji i liczę, że będzie ona już dziełem o kilkumilionowym budżecie. Eador naprawdę na to zasługuje.

Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego

Recenzja gry

Nie, Ara: History Untold - wbrew hasłom marketingowym - nie będzie kolejną alternatywą dla serii Civilization. Jednak nie jest to wada, bo gra ma na siebie własny pomysł i realizuje go sprawnie, choć nie zawsze konsekwentnie.

Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki
Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki

Recenzja gry

Po 20 godzinach, które spędziłem z 63 Days, miałem w sobie mnóstwo sprzecznych emocji. Z jednej strony uważam, że to przeciętna gra z aspiracją do ponadprzeciętnej – z drugiej zaś liczba błędów i nielogicznych rozwiązań przeraża.

Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy
Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy

Recenzja gry

Gdy pierwszy raz uruchomiłem Frostpunka 2, byłem pełen obaw. Twórcy ewidentnie chcieli poeksperymentować z konwencją, zmienić formułę i zaoferować coś nowego. Czy jednak wyszło to grze na dobre?