Strzela się źle, ale pamiętasz go do dziś. Fenomen BioShocka na chłodno
Kiedyś BioShock zachwycał, lecz teraz można mu zarzucić wiele archaizmów i przestarzałych rozwiązań. Dziś analizujemy wszystkie części tej serii, aby dowiedzieć się, dlaczego choć tak dobrze wspominana, nie przetrwała próby czasu.
Fundamentalną siłą serii BioShock która przyniosła jej status legendy, jest świat gry. Nietypowe miasto – brama do utopii, która okazała się swoim własnym grobem. Niezależnie od tego, czy zanurzamy się w mrocznych, podwodnych korytarzach Rapture, czy wznosimy ku podniebnej metropolii Kolumbia, twórcy od samego początku z niesamowitą precyzją budują atmosferę tego miejsca. Miejsca, będącego nie tylko tłem wydarzeń, lecz także pełnoprawnym bohaterem, którego historia i upadek stanowią oś całej narracji.
Treści premium wymagają więcej czasu i wysiłku i mogą powstawać głównie dzięki Waszemu wsparciu jako czytelników GRYOnline.pl. Jeśli chcecie czytać podobnego rodzaju treści, rozważcie kupno abonamentu!
Jednakże gdy mija pierwszy zachwyt artystyczną wizją i do głosu dochodzą mechaniki gry, w całej serii pojawia się ten sam charakterystyczny dysonans, zwłaszcza kiedy wracamy do tych gier lata po premierze. Walka, czy to z szarżującymi splicerami, czy z opancerzonymi przeciwnikami na szynach transportowych Kolumbii, często jest funkcjonalna, ale nie porywająca. Interakcja z przeciwnikami bywa ociężała, a systemy poboczne, takie jak hakowanie czy szukanie ulepszeń, potrafią wytrącić z immersji, zamiast ją pogłębiać. Właśnie to zderzenie owej niesamowitej atmosfery z gameplayem, który wydaje się jedynie narzędziem do rozwoju fabuły, okazuje się ostatecznym doświadczeniem wyniesionym z trylogii BioShock.
Ten konflikt prowadzi do kluczowej tezy tego tekstu – fundamentalną zasadą projektową BioShocka było podporządkowanie mechanik rozgrywki nadrzędnej roli świata i narracji. To podejście, choć pozwoliło stworzyć niezapomniane historie, zostało bezlitośnie zweryfikowane przez próbę czasu. Celem tej analizy jest prześledzenie, jak ewoluowały systemy walki i interakcji ze światem w kolejnych grach z serii i dlaczego tak wizjonerskie dla branży uniwersa oparto na mechanikach, które dziś wydają się zaskakująco proste. Zbyt proste.
Strzelanie, w którym brakuje ciężaru
Podstawowym problemem, który zauważa gracz już w pierwszych minutach konfrontacji w Rapture, jest całkowity brak fizyczności i odczuwalnego impetu w modelu strzelania. Broń wydaje się pozbawiona ciężaru, a pociski opuszczają lufę bez odczuwalnego odrzutu. Trafienia we wrogów kwitowane są minimalnym feedbackiem wizualnym i dźwiękowym, przez co nieprzyjaciele często sprawiają wrażenie gąbczastych worków treningowych przyjmujących obrażenia aż do momentu, w którym po prostu się przewracają.
Paradoksalnie, najwięcej satysfakcji sprawia uderzenie kluczem francuskim – jego tępy, metaliczny dźwięk i natychmiastowa reakcja przeciwnika dają poczucie siły, której brakuje większości broni palnej. Można argumentować, że to celowy zabieg projektowy mający podkreślić, iż bohater jest zwykłym człowiekiem, a nie maszyną do zabijania, co potęguje atmosferę zagrożenia. Mimo to z dzisiejszej perspektywy ten model walki okazuje się po prostu męczący i nie angażuje na poziomie czysto mechanicznym.
Zostało jeszcze 83% zawartości tej strony, której nie widzisz w tej chwili ...
... pozostała treść tej strony oraz tysiące innych ciekawych materiałów dostępne są w całości dla posiadaczy Abonamentu Premium
Abonament dla Ciebie