Symulatory bez duszy. Już czas na powrót symulatorów lotniczych?

- Renesans symulatorów lotniczych – czy jest szansa na fabularną grę akcji z samolotami bojowymi?
- Highway to the Danger Zone
- Never say die, Iron Eagle
- Symulatory bez duszy
Symulatory bez duszy
Kwestię nudnych, bezdusznych tabelek i ścian tekstu, z których dziś zwykle przechodzi się do wirtualnego latania, poruszył niedawno mudspike.com – jeden z głównych serwisów internetowych zajmujących się symulatorami. W wywiadzie z producentem DCS Worlda – Mattem Wagnerem – zapytano go, co sądzi o niezwykle klimatycznej oprawie symulatorów z lat 90., w których poruszaliśmy się po bazach i hangarach lotniczych za sprawą świetnie przygotowanych ekranów menu czy animacji. Czy jest szansa na powrót do takiego stylu?
Wagner podkreślił swój niezwykły sentyment do gier z tamtego okresu, na których się wychował, i zapewnił, że bardzo by chciał przenieść choćby małą część tego do DCS Worlda. Dodał jednak, że z powodu ogromnej wszechstronności ich platformy, z samolotami cywilnymi i bojowymi z przeróżnych epok historycznych, zrobienie tego na pełną skalę nie jest możliwe ani nawet wskazane. W przyszłości jednak będziemy mogli liczyć na pewną formę zarządzania dywizjonem i powiązane z tym elementy RPG.

Taka namiastka budowania klimatu przed właściwą rozgrywką ma pojawić się w DCS Worldzie wraz z nadchodzącym modułem superlotniskowca. Na wyjątkowo interaktywnym okręcie, z działającymi windami i animowaną załogą na pokładzie, ma być obecny również pokój odpraw z prawdziwego zdarzenia, w którym gracze będą mogli śledzić swoje postępy, sprawdzać cele misji jak prawdziwi piloci oraz wybrać uzbrojenie samolotu. Po odprawie będzie można przejść przez korytarze okrętu do swojej maszyny – być może w sekwencji podobnej do tej z kampanii fabularnej Battlefielda 3.
W świecie gier naprawdę przydałby się tytuł, który łączyłby ciekawą fabułę i w miarę realistyczne, ale bardziej przystępne mechaniki latania oraz walki powietrznej. Taki złoty środek potrafiła uzyskać swego czasu właśnie firma MicroProse, i to pomimo praktycznie nieobecnego wątku fabularnego w jej grach. Tamte tytuły wciągały jak bagno nawet kompletnych laików, dzięki ciekawej i klimatycznej prezentacji świata pilotów maszyn bojowych. Biorąc jednak pod uwagę słowa Matta Wagnera i to, dokąd zapędziły się współczesne simy, gra lotnicza z prawdziwego zdarzenia musiałaby powstać od podstaw, a nie bazować na obecnej produkcji. Coś takiego mogłoby przygotować przykładowo powracające właśnie na rynek studio MicroProse.

Pytanie tylko, czy w pewnym sensie nowa, próbująca zaistnieć na współczesnym rynku firma ma w ogóle możliwość stworzenia czegoś z większym rozmachem zamiast chociażby prostej gry sieciowej. A jeśli tak, czy będzie chciała podjąć ryzyko opracowania czegoś, co było popularne dawno temu. Nowa marka wśród symulatorów na rynku to sporo niepewnych decyzji podjętych w ciemno. Czy zrobić grę tylko na komputery PC, czy może spróbować również z wersją na konsole? Czy w tym drugim przypadku uprościć sterowanie, czy wymyślić pomysłowy sposób na obsługę przełączników w kabinie padem?
Strike Commander II?
Prawdopodobnie wielkim sprawdzianem rynku będzie premiera nowego Flight Simulatora Microsoftu. To ona pokaże, czy wirtualne latanie ma naprawdę szansę trafić dziś do szerszego grona odbiorców, czy gigant z Redmond miał pomysł na ciekawe przeniesienie skomplikowanego symulatora na konsole. Sukces lub porażka Flight Simulatora może być drogowskazem dla innych wydawców, choć trzeba mieć też na względzie, że cywilne latanie jest dużo bardziej nudne dla zwykłego gracza. Dzięki niemu ma jednak okazję powrócić moda na wirtualne latanie, więc może jakiś wydawca zdecyduje się na coś ambitniejszego niż mocno rozczarowująca zapowiedź wskrzeszenia serii Comanche, przypominająca raczej obecne gry mobilne.

Panujące dziś standardy poprawności politycznej raczej wykluczają powstanie gry z kampanią opartą na współczesnych konfliktach zbrojnych (na wzór dawnych produkcji o wojnie w Zatoce), ale lotnicza pozycja z historią w stylu dobrego filmu sensacyjnego mogłaby wnieść do tego gatunku sporo świeżości. W dobie popularności wszelkiego rodzaju personalizacji każdego elementu gra o fikcyjnej armii pilotów najemników, z wątkiem ekonomicznym w tle, a także z możliwością dekoracji własnej bazy i samolotów, czyli coś w stylu Strike Commandera, wydaje się świetnym pomysłem, który zbyt długo czeka na właściwą realizację. Czy więc doczekamy się w końcu porządnej fabularnej gry akcji z samolotami w roli głównej?