Nie Irlandczyk, a Polak. Polska ma w końcu porządny serial gangsterski

- Obejrzałem Króla, czuję się jak po Peaky Blinders. Polska ma w końcu porządny serial gangsterski
- Nie Irlandczyk, a Polak
Nie Irlandczyk, a Polak

Przez takie, a nie inne miejsce i czas akcji, bohaterów oraz kontekst historyczny trudno wyobrazić sobie, żeby Król nie kojarzył się z czymś innym niż z Polską. A jednak pod względem obranej przez serial konwencji do głowy przychodzi naprawdę wiele skojarzeń z wieloma produkcjami amerykańskimi. Nie zrozumcie mnie jednak źle, nie chodzi mi o to, że możemy się nagle pochwalić rodzimym Ojcem chrzestnym – akurat Francis Ford Coppola z Alem Pacino mogą spać spokojnie. Należy jednak wszem i wobec ogłosić, iż nowe dzieło Jana P. Matuszyńskiego spełnia naprawdę wiele kryteriów znamiennych dla gatunku gangsterskiego.
Bo jest walka o władzę, są też widoczni liderzy trzymający całe miasto w garści, mamy też sporo brutalności i pełnokrwistych dialogów, no i przede wszystkim – ulice przemierzają ubrani na czarno mafiosi budzący respekt i strach. Nie bałem się używać tego porównania wcześniej, użyję go więc i teraz: Król w wielu miejscach przypomina Peaky Blinders, przynajmniej pod względem paru wyborów stylistyczno-narracyjnych. Jeśli już czerpać, to od najlepszych.
Nasze małe Hollywood
Doskonale wiem, że tego typu tezy stawiane po pierwszym odcinku mogą okazać się nietrafione, ale mnie przy moim zdaniu utwierdza jedna sprawa, która raczej nigdy nie jest kwestią ślepego trafu. Mowa o realizacji, a ta jest po prostu bezbłędna, spełniająca wszelkie światowe standardy. Jeżeli lubicie wyliczanki, to przygotujcie się na jedną z nich, bo zarówno kostiumy, scenografia, jak i zdjęcia emanują autentycznością i estetycznym perfekcjonizmem. A polscy filmowcy miewają z tym przecież nie lada problem. Tu doświadczycie wielu symetrycznych, wysmakowanych, statycznych kadrów dopełnianych przez akcję i wypowiedzi bohaterów.
Bo czym byłaby polska superprodukcja bez świetnych polskich aktorów? Tutaj paru z nich znajdziecie, ja opowiem jedynie o tych, których zobaczyłem w pierwszym epizodzie. Najpewniejszym punktem obsady wydaje mi się Arkadiusz Jakubik, ale to nic dziwnego, bo ten od wielu lat udowadnia swoją świetną formę. Wiele zmieniło się od czasów jego roli szalonego policjanta w 13 Posterunku.

Pozostałe wybory obsadowe wydają się mniej oczywiste, ale jak dla mnie – równie trafione. Jakubem Szapirą jest Michał Żurawski, którego potencjał nadal nie został wykorzystany, a tutaj chyba w końcu rozwinie skrzydła, choć musimy wykazać się cierpliwością, bowiem jego kreacja to prawdziwa tykająca bomba, której z odcinka na odcinek będzie coraz bliżej wybuchu. Ale jak już się odpali, to coś czuję, że nas wszystkich pozabija – coś w rodzaju Waltera White’a.
Mocno nietypową rolę dostał Borys Szyc, który miejscami balansuje na krawędzi przerysowania, lecz wychodzi mu to naprawdę… przerażająco. Gra tutaj mocno niestabilnego psychicznie nazistę podcinającego gardła, handlującego kokainą, a także kaleczącego język polski niemieckimi wstawkami. Zapomnijmy więc o jego komediowych rolach sprzed wielu lat i pogódźmy się z faktem, że gwiazdor przeżywa swoją drugą artystyczną młodość.
Cisza przed burzą
Ta pierwsza godzina seansu sprawdziła się wręcz idealnie jako pewnego rodzaju wprowadzenie do opowieści, która zapewne będzie wręcz kipiała mrokiem, brudem i chęcią zemsty. Akcja toczyła się bardzo powoli, ale ani na chwilę nie nudziła, a ja mogłem po prostu chłonąć treść przygotowaną przez Matuszyńskiego, a ta, jako że to naprawdę utalentowany reżyser, w pełni mnie usatysfakcjonowała.
Jeżeli więc dorzucie do tej obiecującej fabuły pewien znany Polakom – choć może akurat nie z tej perspektywy – kontekst historyczny, wybornie nakreślone postacie, mistrzowską realizację, a przede wszystkim klimat i środki wyrazu charakterystyczne dla kina gangsterskiego, to otrzymacie ten jeden serial z rodzimego podwórka, który warto mieć na uwadze w następnych tygodniach i miesiącach. Bo to już kolejny w ciągu kilku ostatnich lat dowód na to, że w kraju nad Wisłą można nakręcić kino gatunkowe bez żadnych kompleksów.
O AUTORZE
Pamiętam, że Ślepnąc od świateł obejrzałem jednym ciurkiem i była to naprawdę przepiękna noc. To też było zresztą kino gangsterskie, ale we współczesnym, artystycznym wydaniu. Król wydaje się bardziej przynależny temu gatunkowi, choć jara mnie tak samo mocno i gdyby nie to, że odcinki pojawiają się co tydzień, to zapewne nastawiałbym się na kolejny szał binge-watchingu. Skoro jednak trzeba poczekać, to poczekam. Bo wyczuwam hit totalny.