- Najlepsze seriale oryginalne Netflixa
- Wiedźmin
- Stranger Things
- Sex Education
- Castlevania
- Ozark
- Squid Game
- Rojst ‘97
- Dark
- Narcos
- Peaky Blinders
Ozark

- Liczba sezonów: 4
- Gatunek: dramat, kryminał
- Showrunnerzy: Bill Dubuque, Mark Williams
Kojarzycie taką produkcję jak Ozark? Z pewnością tak, bo jest to jeden z najlepszych i najbardziej docenianych seriali Netflixa, który doczekał się kilku statuetek Emmy. Poznajemy w nim losy zwyczajnej amerykańskiej familii. On jest przykładnym, płacącym podatki doradcą finansowym, który utrzymuje całą rodzinę. Ona zajmuje się domem, a w wolnej chwili wpada na zumbę do położonego w centrum klubu. Są jeszcze dzieci – krnąbrna i nieco wulgarna nastolatka, która właśnie przechodzi okres buntu, i jej trochę spokojniejszy młodszy brat. No dobrze. To tyle w kwestii normalności. Pod szczelnym płaszczykiem idealnej codzienności kryją się kłamstwa i przekręty finansowe, które prędzej czy później i tak musiałyby wypłynąć. A jak to zwykle bywa, kiedy się sypie, to już wszystko – i właśnie w ten sposób odbywa się to w przypadku Martina Byrde’a i jego ukochanej familii.
W jednej chwili Marty traci dom, oszczędności życia, współpracowników (i przy okazji kumpli od czarnej roboty), dowiaduje się o wieloletnim romansie żony, a na dokładkę musi wynieść się do (podobno) wspaniałej krainy jezior, gdzie – jak się okazuje – też wcale nie jest kolorowo. Tak w skrócie można opisać rozpoczęcie nowej działalności przez głównego bohatera, w którą zaangażowana jest cała rodzinka i połowa Krainy Ozark – prężnie działającej pralni brudnych pieniędzy. Na szali położone zostają ich żywoty, więc każdy musi dołożyć swoją cegiełkę, aby utrzymać ten skomplikowany system machlojek. Tak właśnie rodzi się kolejna mafijna familia.
Serial ten to przemyślana i dopracowana w każdym szczególe akcja, złożoność postaci i nietuzinkowa pomysłowość głównego bohatera, który powinien dostać Oscara za wybitną improwizację oraz co najmniej pięć medali w kategoriach „zarządzanie zespołem” oraz „organizacja czasu własnego” – chyba nie musimy Was dłużej przekonywać?