Tolkien – film o twórcy Władcy Pierścieni. Najlepsze filmy 2019 roku, które TRZEBA znać
- Najlepsze nowe filmy 2019 roku [aktualizacja: grudzień]
- Vice
- Jak wytresować smoka 3
- Shazam! – DC na wesoło
- Avengers: Endgame
- Tolkien – film o twórcy Władcy Pierścieni
- John Wick Chapter 3: Parabellum – Keanu przed Cyberpunkiem
- Spider-Man: Daleko od domu – Marvel po Avengersach
- Toy Story 4
- Pewnego razu... w Hollywood
- Parasite – najlepszy film o wykluczeniu
- Joker
- Boże Ciało
- Na noże
- Le Mans ’66 (Ford v Ferrari)
- Irlandczyk
Tolkien – film o twórcy Władcy Pierścieni
NA STRONIE ZNAJDZIESZ
- Premiera w Polsce: 17 maja
- Gatunek: dramat biograficzny
Mało jest w kulturze popularnej tak monumentalnych tytułów jak Władca Pierścieni. Oryginalna opowieść o wielkiej podróży i walce dobra ze złem wciąż zachwyca czytelników, a Peter Jackson po mistrzowsku przełożył prozę Tolkiena na język filmu, dając historii o Pierścieniu Władzy nowe życie. Za każdym wielkim dziełem stoi jednak człowiek. Czasem jego postać wydaje się blaknąć na tle tego, co stworzył, ale potem okazuje się, że to tylko pozory.
Profesor John Ronald Reuel Tolkien też wiódł bogate życie, obfitujące w niełatwe, dramatyczne momenty. Reżyser Dome Karukoski postanowił oddać pisarzowi sprawiedliwość i zaprezentować jego historię widzom. A w każdym razie próbował. W trakcie kręcenia część prawdy została złożona na ołtarzu dramatyzmu i uproszczeń. Niektóre tezy o bezpośrednich związkach pomysłów na Władcę Pierścieni z życiorysem pisarza przyprawią ortodoksyjnych miłośników cyklu o zawał. Reszta publiki bawiła się jednak na biografii tego autora dobrze i bez ryzyka dla zdrowia.
WOJNA!
Tolkien urodził się w 1892 roku i brał udział w I wojnie światowej. W przeciwieństwie do wielu rówieśników nie zaciągnął się od razu po dołączeniu Wielkiej Brytanii do tego konfliktu. Do armii trafił dopiero w 1915 roku i po szkoleniu został wysłany do Francji, gdzie walczył w bitwie nad Sommą. Do ojczyzny wrócił z powodu gorączki okopowej, choroby roznoszonej wśród żołnierzy przez pchły.
Filmowa historia skupia się na wydarzeniach poprzedzających wydanie Hobbita. Kamera śledzi młodego Tolkiena na wojennym froncie, podczas romansów czy gdy – jeszcze na długo przed tymi wydarzeniami – słuchał opowieści i baśni swojej matki. Pięknie to wszystko nakręcone, trzyma za serce i udowadnia – na dobre i na złe – że prawda historyczna sobie, a prawda ekranu sobie.
MAŁO WAM TOLKIENA?
Wersje reżyserskie Władcy Pierścieni wciągnęliście za jednym posiedzeniem? Gra o tron ostatecznie nie spełniła oczekiwań? Nic straconego! W chwili, gdy to czytacie, Amazon szykuje kolejne taczki gotówki do wydania na swój serial. Akcja tego „tasiemca” ma toczyć się w drugiej erze, czyli na długo przed wydarzeniami pokazanymi w Hobbicie i Władcy Pierścieni.
Apollo 11 – historia podboju Księżyca
- Premiera w Polsce: 24 stycznia
- Gatunek: dokumentalny
Są takie wydarzenia, które zmieniły postrzeganie rzeczywistości przez całą ludzkość. Jednym z nich było lądowanie amerykańskiej misji Apollo 11 na Księżycu. Możliwe, że bez tego jednego „małego kroku człowieka” z 1969 roku fantazjom o podboju kosmosu zabrakłoby paliwa, dzięki któremu ostatecznie dostaliśmy chociażby Star Treka, Odyseję kosmiczną, Obcego, Gwiezdne wojny czy masę gier w konwencji science fiction i space opery.
Reżyser Todd Douglas Miller przedstawia osobistą historię astronautów, Neila Armstronga, Buzza Aldrina i reszty, panoramę przygotowań i wydarzeń dziejących się wokół projektu oraz monumentalne oryginalne zdjęcia pokazujące sam start. I wiecie co? To dalej robi wrażenie potężniejsze niż niejedna produkcja dopakowana nowoczesnym CGI. Bo człowiek zrobił to naprawdę.
To jednak coś więcej niż tylko film o paru facetach, którzy wybrali się w kosmos. To próba uchwycenia tego momentu, który cały świat obserwował z zapartym tchem – nieważne, po której stronie żelaznej kurtyny się stało i jaki komentarz wygłaszał nudny spiker w telewizji.
Warto obejrzeć Apollo 11, bo to kawał dobrego dokumentu. Bo w tym roku wypada rocznica. A kiedyś, w czasach, gdy loty staną się równie łatwe, co w Mass Effekcie, może nasi potomkowie będą na to patrzeć z rozrzewnieniem?
