10-letni SnowDrop kontra UE5. Szklana pułapka świata gier: dlaczego powrót do pierwszego The Division zimą wciąż robi wrażenie
- Boleśnie autentyczna kronika pandemii
- 10-letni SnowDrop kontra UE5
- Jedyny taki miks battle royale z extraction shooterem
10-letni SnowDrop kontra UE5
Kolejny powód, by wrócić do Tom Clancy’s The Division, to oprawa audiowizualna. Pomimo 9 lat od premiery, gra Massive Entertainment na silniku SnowDrop rozkłada na łopatki wiele współcześnie wydawanych gier. Zresztą już przy premierze drugiej części można się było zdziwić, jaki downgrade pojawił się choćby w wyglądzie postaci, które nie mają startu do poziomu szczegółów z „jedynki”. Nowy Jork nadal wygląda po prostu obłędnie, począwszy od wiernego odtworzenia znanych lokacji, przez połączenie świątecznych dekoracji z postapokaliptyczną scenerią, po ogromną ilość detali.

To porównanie wykonałem przy robieniu recenzji do The Division 2 – główne postacie przy ustawieniach Ultra.Tom Clancy's The Division, Ubisoft, 2016.
Wrażenie robią animacje, to jak nasz bohater przeskakuje przez przeszkody, wspina się po drabinach, jego interaktywność z otoczeniem, gdy ocierając się o samochód możemy domknąć uchylone drzwi albo sprawić, że czapa śniegu z dachu osunie się na ziemię. Oprawa podczas nocnych burzy śnieżnych to klasa sama w sobie - aż się odruchowo sięga po koc lub bluzę, tak przekonująco wszystko wygląda i brzmi. Świat pierwszego The Division wydaje się też przyziemny i wiarygodny przez bardzo delikatne, łatwe do zaakceptowania i spojrzenia na nie przez palce, elementy science fiction. Hologramy czy piłki-granaty nie wywołują tak dużego dysonansu, jak futurystyczne cyborgi, które pojawiły się w sequelu i kompletnie zabiły klimat.

