autor: eJay & fsm
FILMag #20 - Wolverine, Pacific Rim i Uniwersytet Potworny
Lato w pełni oznacza kinowy sezon w pełni. Nowy odcinek naszego filmowego magazynu to aż 8 zacnych premier (m.in długo oczekiwany Pacific Rim i kolejne spotkanie z Wolverine'em) i recenzje ostatnich hitów. Zapraszamy.
Spis treści
- FILMag #20 - Wolverine, Pacific Rim i Uniwersytet Potworny
- Uniwersytet potworny – początek znajomości Wazowskiego i Sulleya
- World War Z – Brad Pitt kontra apokalipsa zombie
- Minionki rozrabiają – animowany złoczyńca staje się dobry
- Pacific Rim – Transformers w rozmiarze XXL
- Byzantium – nadmorskie wampirzyce w natarciu
- Jeździec znikąd – Indianin Johnny Depp na Dzikim Zachodzie
- Wolverine – japońska przygoda Hugh Jackmana
- RED 2 – emerytowani agenci ponownie w akcji
- Najnowsze zwiastuny – sequele Hobbita, 300 i nowy Allen
- Newsy – jeszcze głupszy Jim Carrey, kolejne komiksowe sequele, nowy Terminator w drodze
- Człowiek ze stali – recenzja
- Kac Vegas III – recenzja
- Tylko Bóg wybacza – recenzja
- Trans – recenzja
- Dziewczyna z szafy – recenzja
Tylko Bóg wybacza – recenzja
Zdaniem fsma
Tylko Bóg wybacza ma okrutnie mylącą kampanię marketingową, która każe widzowi sądzić, że zobaczy w kinie coś w stylu drugiej części Drive’a. Tymczasem Refn serwuje niezwykle powolne, spokojne, ekstremalnie artystyczne kino, w którym mówi się mało, dzieje niewiele więcej, a całość podporządkowana jest estetyce snu i abstrakcji w stylu Alejandro Jodorowsky’ego (któremu film jest zresztą dedykowany) czy Davida Lyncha. Zupełnie mnie nie zaskakują tak rozbieżne opinie krytyków, bowiem jest to film na tyle dziwny i zupełnie nie taki, jak się spodziewacie, że trudno go jednoznacznie ocenić. Na pewno jest śliczny, ma świetną muzykę i w jakiś sposób hipnotyzuje. Może nawet obejrzę go drugi raz, ale nie tego oczekiwałem. Choć fanów okazjonalnej przemocy i melancholijnie zapatrzonego Gosligna powinien zadowolić.
Z dobrego źródła (od eJaya) wiem jednak, że jeśli nie przypadła Wam do gustu monotonia filmu Valhalla Rising, to nawet nie rozważajcie oglądania nowego dzieła Refna, bo wyjdziecie zasmuceni.
Moja ocena: powiedzmy, że 6/10... chyba