Granaty z Deus Ex, czyli wybuchowe niespodzianki. Broń, która definiuje strzelanki
Spis treści
Granaty to cichy bohater drugiego planu. Nigdy nie widzimy ich dłużej na ekranie niż kilka sekund, nie są kultowe, nie oferują świetnego feelingu, odrzutu - ale zawsze są gdzieś pod ręką, a jak ich nie ma, to zwykle ich brak bardzo nam doskwiera. Posiadają trochę mniejszą moc niż wyrzutnie rakiet, wymagają większej zręczności w precyzyjnym celowaniu, ale są zabójcze dla każdego, kto stanie zbyt blisko miejsca wybuchu. Pierwszą grą z granatami było świetne Star Wars: Dark Forces w 1995 roku, czyli „doomopodobna” (jak się wtedy mówiło) gra z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Do dyspozycji mieliśmy w niej znany z filmów Thermal Detonator, który działał w dwóch trybach - eksplozji przy uderzeniu i z 3 sekundowym opóźnieniem. Później pojawiły się w przełomowym GoldenEye i Half-Life. W obu grach były to amerykańskie granaty Mk 2, których produkcję zakończono jeszcze w czasach wojny w Wietnamie. Fizyka rzuconego ładunku była wtedy jeszcze mocno uproszczona, a działanie ograniczało się wyłącznie do samego wybuchu.
Znacznie więcej do tematu granatów wniósł Deus Ex z 2000 roku - tam mogliśmy użyć m.in. obowiązkowych dziś w każdej futurystycznej strzelaninie granatów EMP czy gazowych, a wydany w tym samym czasie Project I.G.I. dorzucił jeszcze ogłuszający flashbang. Dwa lata później w America’s Army mieliśmy już pełen zestaw, wliczając w to granaty dymne i zapalające. Wybuchowy arsenał w grach FPS na tym się nie kończył. Dostępne były różne granatniki z popularnym M203 na czele, a zdalnie detonowana bomba z Duke Nukem 3D została z czasem wyparta przez ładunki C4. Ostatnim krzykiem mody są zdalnie sterowane samochodziki eksplodujące pod wybranym celem.