10 największych absurdów trylogii Star Wars Disneya
Zaraz, zaraz, czy to, co właśnie obejrzałem, ma jakiś sens? Gwiezdne wojny zamknęły kolejną, trzecią już, trylogię i najwyższy czas zadać sobie pytanie, czy to wszystko, co widzieliśmy, trzyma się kupy.
Spis treści
- 10 największych absurdów trylogii Star Wars Disneya
- Baza Starkiller strzela przez całą galaktykę
- Sokół Millennium stoi na pustyni od lat... i wciąż działa
- Bombowce w kosmosie
- Pościg za flotą Ruchu Oporu
- Brodate AT-AT tak naprawdę nie są groźne
- Palpatine miał żonę na boku?
- Wielka flota Imperatora
- A gdzie flota Najwyższego Porządku?
- Handlarze bronią na Canto Bight
Sokół Millennium stoi na pustyni od lat... i wciąż działa
UWAGA, TUTAJ SPOILERUJEMY FILM
Przebudzenie Mocy
Pamiętacie, jak Rey wsiadła pierwszy raz do Sokoła Millennium? Prawdopodobnie nie pilotowała nigdy wcześniej żadnego statku kosmicznego, była złomiarką bez grosza przy duszy. Śmigała nim doskonale, w zasadzie lepiej niż Han Solo. Nie czepiajmy się, Anakin i Luke też byli świetnymi pilotami, choć wychowali się na pustyni. OK, Moc tak działa, szanuję, nie pytam.
Sokół Millennium to jednak coś innego, ten statek psuł się, kiedy latał, i psuł się, kiedy stał w hangarze. Tymczasem, gdy Rey znalazła go na Jakku (cóż za przypadek, prawda?), on po prostu dał się uruchomić i poleciał.
Inne statki wytrzymywały więcej. W „dziewiątce” widzimy, jak leci statek, który dekady leżał na dnie morza i nawet nie trzeba było w nim dokręcać śrubek. Ale Sokół? Najszybsza kupa złomu w galaktyce? Przypadkiem kultowy pojazd stoi tam, gdzie jest potrzebny, przypadkiem jest sprawny oraz zatankowany i przypadkiem główna bohaterka umie nim sterować. Za dużo przypadków naraz.