Sierpień był pełen wrażeń. W tym miesiącu m.in. podziwialiśmy, jak dobrą grę może stworzyć jeden Polak, jeździliśmy na rolkach ze spluwami, strzelaliśmy do niemodnie ubranych bandytów, ożywialiśmy wspomnienia z World in Conflict i oglądaliśmy przeddzień końca świata w grze inspirowanej Disco Elysium.
O ile początek sierpnia był jeszcze troszkę niemrawy, w drugiej połowie miesiąca koniec sezonu ogórkowego nie ulegał już wątpliwości. Odnotowałem dość dużo małych i ciekawych premier, by nie trzeba było szukać ich w najciemniejszych głębinach Steama – te gry niejako same wypłynęły na powierzchnię. Zapraszam na przegląd.
Sam Barlow to jeszcze nie Hideo Kojima, ale z każdą nową grą kurczy się dystans między oboma wizjonerami interaktywnej rozrywki (a może to rośnie budżet projektów Barlowa?). Immortality stanowi kolejną próbę ożenienia ze sobą gier i filmów. Mamy tu pochodzące z różnych epok trzy pełnometrażowe obrazy wraz z materiałami zza kulis, wszystko to zaś poszatkowane i splecione ze sobą nadrzędną intrygą po nałożeniu swego rodzaju detektywistycznej mechaniki gameplayu.
Efektem jest doświadczenie, od którego bardzo trudno się oderwać – mimo że rozgrywka polega w zasadzie na tym, że oglądamy klip za klipem w przypadkowej kolejności, skacząc między nimi poprzez klikanie w przypadkowe (czy aby na pewno?) obiekty widoczne w kadrze. Znakomita realizacja filmów – tym lepsza, że występujący w nich aktorzy grają niejako na dwóch płaszczyznach – sprawia, że sklejanie elementów mrocznej układanki w całość z ich fragmentów jest procesem zajmującym i fascynującym.
Na niezwykłość Immortality wskazuje również fakt, że średnia ocen krytyków tego projektu wynosi aż 92% (za OpenCritic). Co jednak ciekawe, gracze nie są do niego równie entuzjastycznie nastawieni. Na Steamie pozytywnych jest „tylko” 83% recenzji. Niejeden wyraża rozczarowanie faktem, że nowa produkcja Barlowa jest w mniejszym stopniu nastawiona na dedukcję niż jego poprzednie dzieła (Her Story, Telling Lies).
Na szczęście możecie w miarę bezboleśnie przekonać się sami, czy Immortality faktycznie ma zadatki na arcydzieło – gra jest dostępna w Game Passie.
Tak naprawdę nie jest to nowa gra, bo na rynku egzystuje już od jesieni 2020 roku – ale prawdziwie docenić ją możemy dopiero teraz, po uwolnieniu jej z „getta” App Store dzięki pomocy w przygotowaniu konwersji na „duże” platformy udzielonej twórcom przez nasze rodzime 11 bit studios.
South of the Circle docenią grę jednak głównie osoby, którym nie wadzą szczątkowa interaktywność i iluzoryczne wybory. Jest to w zasadzie bardziej film niż gra – lecz zaopatrzony w interesujące realia zimnej wojny, atrakcyjną oprawę i niebagatelny ładunek emocjonalny. 84% pozytywnych recenzji na Steamie podpowiada, że warto dać szansę temu tytułowi.
Tak po prawdzie trudno wskazać choć jeden unikalny element Midnight Fight Express – i nie ma to kompletnie żadnego znaczenia, bo dodanie tutaj do siebie sprawdzonych części daje kolosalną sumę. Mówiąc prościej, Midnight Fight Express to rewelacyjny beat ‘em up z domieszką strzelanki, z którym powinni zapoznać się zwłaszcza wielbiciele Johna Wicka.
Głęboka mechanika walki wręcz z soczystymi animacjami, interaktywne (i atrakcyjne) otoczenie, ostra muza, dość rozbudowany rozwój postaci i system ocen za styl – to wszystko razem tworzy niesłychanie miodną całość. Ba, nie brakuje nawet całkiem intrygującej fabuły, serwowanej w dynamiczny i bezpardonowy sposób.
A najlepsze jest to, że za projektem stoi jeden człowiek, w dodatku Polak – Jakub Dzwinel. Chapeau bas, panie Jakubie, chapeau bas!
Tak wyraziłem się o Midnight Fight Express w czerwcu, gdy posmakowałem wersji demo tejże gry podczas Festiwalu Steam Next. Po premierze pełnej wersji mogę tylko dodać, że nie mnie jednemu izometryczne lanie bandziorów przypadło do gustu – a przynajmniej tak wnioskuję na podstawie 85% pozytywnych recenzji na Steamie (których byłoby zapewne więcej, gdyby nie fakt, że gra jest dostępna w Game Passie).
Kilkanaście dni temu na łamach naszego Serwisu Informacyjnego mogliście przeczytać wiadomość o Dimday Red – decyzję o jej zleceniu podjąłem, gdy tylko zobaczyłem frazę „inspirowana Disco Elysium” w opisie gry, zaraz potem zaś instalowałem wersję demo. Przyznaję, że zagrawszy, jestem lekko skonfundowany.
Próbka była zbyt krótka, by zorientować się, o czym właściwie traktuje ta pozycja, a tym bardziej wyrobić sobie opinię. Tym niemniej twórcom eNVy softworks udało się mnie zaintrygować. Choć prezentacja wydarzeń przywodzi na myśl raczej powieść wizualną aniżeli „izometryka”, przynależność Dimday Red do gatunku RPG nie budzi wątpliwości. Dość spojrzeć na stopień rozbudowania karty postaci i częstotliwość, z jaką turlamy kości, wykonując testy rozmaitych umiejętności bohatera.
Tym, co prawdziwie intryguje, są natomiast realia. Oto Ziemia we względnie nieodległej przyszłości, która pędzi ku zagładzie – dosłownie, bo nasza planeta znalazła się na kursie kolizyjnym ze Słońcem. Pół globu już nie nadaje się do zamieszkania, a na drugim pół to, co zostało z ludzkości, jeszcze udaje, że stanowi jakąś cywilizację. Jeszcze ciekawiej robi się, gdy w takich oto okolicznościach rolę głównego bohatera powierzymy zabójcy na zlecenie, u którego kiełkuje sumienie. Mówiąc krótko: warto mieć ten tytuł na radarze.
Chcecie poznać więcej gier niedostrzeżonych i niekochanych? Zapraszam do poprzednich odcinków przeglądu – ich chronologiczną listę znajdziecie tutaj.
GRYOnline
Gracze
OpenCritic
14

Autor: Krzysztof Mysiak
Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.