Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 1 sierpnia 2025, 21:30

Na taką grę czekałem prawie 20 lat. Szykuje się spadkobierca Dark Messiah of Might and Magic i polskiego Hellraid

Spekulowano, że to kontynuacja Kingdoms of Amalur, ale w istocie Fatekeeper okazał się czymś znacznie ciekawszym. Przynajmniej dla mnie. Impuls do stworzenia tej gry RPG akcji fantasy z widokiem FPP dało anulowanie naszego polskiego Hellraida.

Powiem szczerze, że dyskretnie ziewałem, gdy tydzień temu uczestniczyłem w prasowej odsłonie dzisiejszego pokazu firmy THQ Nordic (prasowej – to znaczy omawiającej zapowiedzi nowych gier szerzej niż w wersji publicznej). SpongeBoba przespałem, przy klimatycznych kadrach z Gothica miałem miłe sny (paradoksalnie), a The Guild nagrodziłem skinięciem głową, rad będąc z powrotu serii, do której mam coś jakby namiastkę sentymentu.

Remaster Sacreda 2 wielce mnie zaintrygował – to jeden z moich ulubionych hack’n’slashy… choć jest tak wielki, że nigdy nie udało mi się nawet przejść pierwszego rozdziału – ale potem zobaczyłem grafikę prawie taką samą jak w 2008 roku i stare intro bez kultowej muzyki Blind Guardiana, więc czar prysł. Aż wreszcie dotarliśmy do ostatniej zapowiedzi i padły te słowa:

Zaczęliśmy ten projekt [Fatekeeper – dop. red.], gdy siedzieliśmy z kolegą Julianem u mnie w piwnicy i rozmawialiśmy o grze zwanej Hellraid, w swoim czasie podążającej śladami takiego prastarego tytułu – Dark Messiah of Might and Magic – który dokonał rewolucji, czyniąc pierwszoosobową walkę w zwarciu fajną i przyjemną. Byliśmy ekstremalnie nieszczęśliwi, kiedy zobaczyliśmy, że Hellraid nie został… w pełni rozwinięty [grę anulowano w 2015 roku, a pięć lat później jej koncepcję w niewielkim stopniu urzeczywistniono pod postacią dodatku do Dying Light – dop. red.].

[…] Doszliśmy wtedy do wniosku, że chcielibyśmy podjąć próbę zrobienia czegoś podobnego.

Ta wypowiedź reżysera kreatywnego Fatekeepera momentalnie mnie orzeźwiła. Dark Messiah of Might and Magic z 2006 roku pozostaje jedną z moich ulubionych gier wszech czasów. Potrafiłem przechodzić jej wersję demo kilkadziesiąt razy, bawiąc się fenomenalną mechaniką i fizyką otoczenia, by zabijać wrogów na różne kreatywne sposoby. Spadkobiercy tego tytułu upatrywałem potem właśnie w polskim Hellraidzie i mi też, podobnie jak chłopakom z Garmisch-Partenkirchen, wielce smutno było, gdy Techland ogłosił anulowanie tego projektu.

I chociaż w kolejnych latach wyszła niejedna gra, która żeniła angażujące machanie mieczami w klimacie fantasy z widokiem FPP, żadna nie miała powabu Dark Messiah. A to brakowało warstwy fabularnej (np. w Shady Knight), a to rozgrywkę wykoślawiały naleciałości z gatunków soulslike (w polskim Elderborn) bądź roguelike (VOIN).

Czy Fatekeeper będzie tym, na co czekałem tak długo? Jeszcze nie mam pewności, ale na ten moment – po krótkim pokazie gameplayu – jawi mi się najbliższym odpowiednikiem Dark Messiah, jakiego widziałem. Może poza Hellraidem, ale on nie żyje, nie liczy się.

Gra w starym stylu

Jeśli obejrzawszy powyższy zwiastun, zbieracie szczękę z podłogi, możecie upuścić ją jeszcze raz na wieść, że jest to efekt pracy zespołu, który liczy sobie zaledwie około dziesięciu osób. Jakkolwiek godne podziwu, rodzi to również pewne obawy – ale o nich za chwilę.

Na razie nacieszmy się tym, co mówi nam tenże zwiastun – i co powiedział mi krótki zapis rozgrywki, którym uraczono mnie w finale pokazu dla prasy. Chociaż ważniejsze jest tak naprawdę to, czego nie powiedział. Nie było mowy o jakichkolwiek elementach roguelike czy soulslike. To „normalna” gra w starym stylu, w której będziemy przechodzić liniowe poziomy wyposażone w tradycyjne odnogi zachęcające do eksploracji.

Uważne rozglądanie się, czasem połączone z rozwiązywaniem zagadek, zostanie nagrodzone rozmaitymi przedmiotami. System ekwipunku w Fatekeeperze będzie bardziej rozbudowany niż w Dark Messiah, przypominając nieco gry RPG akcji typu hack’n’slash (podobnie jak Hellraid). Poza dwoma szybko zmienianymi zestawami oręża postać wyposażymy w pancerz, hełm, naszyjnik i pierścienie, a oprócz tego podniesiemy chociażby mikstury i oleje na broń.

Gatunkiem RPG zalatuje również lista statystyk postaci – znów przywodząca na myśl produkcje spod znaku „siecz i rąb”. Poza nim ekran menu uwzględnia jeszcze drzewo umiejętności i panel zaklęć – dwóch ostatnich nie było nam dane zobaczyć, bo prace nad nimi jeszcze trwają, ale deweloper zapewnił, że we wszystkich mechanikach uświadczymy głębię i synergie, które dadzą duże możliwości kreowania własnego stylu rozgrywki. Mówiąc krótko, Fatekeeper ma być grą RPG akcji pełną gębą, a nie „tylko” grą akcji (Dark Messiah był jednak bliżej tej drugiej kategorii).

Krwawo i soczyście

Zajmijmy się „mięsem”, czyli systemem walki. Od razu uprzedzę, że Fatekeeper nie jest tak dynamiczny jak Dark Messiah. Pasek kondycji zniechęca do zasypywania wrogów gradem ciosów, zamiast tego powinniśmy raczej polegać na odskokach i blokach – zwłaszcza na ostatnią chwilę, by mieć szansę wyprowadzić nieprzyjaciela z równowagi i potraktować go zabójczym kontratakiem. Względnie wykonać spektakularny „finiszer”.

Od Dark Messiah opisywaną tutaj grę odróżnia również to, że wszystko w niej wydaje się mieć większą wagę. Postać z dwuręcznym mieczem w płytowym pancerzu nie biega (choć widziałem, że ma taką możliwość), lecz stąpa ociężale i wyprowadza powolne ataki łączące się w zgrabne kombinacje. Ruch i akcja są żwawsze, gdy gracz wziął toporek w rękę, ale nadal nie określiłbym ich jako dynamiczne. Co istotniejsze, wymianie ciosów towarzyszą sycące odgłosy – zwłaszcza trafieniom, które są dodatkowo nagradzane rozbryzgami krwi i adekwatnymi animacjami zachwianych przeciwników.

Wszystko to wygląda i brzmi nader smakowicie, brakuje mi tylko jednej ważnej rzeczy: kopniaków. Widząc na gameplayu, jak gracz pojedynkuje się z goblinem (?) na skraju przepaści, nie mogłem pojąć, dlaczego wciąż okłada go mieczem, zamiast zwyczajnie kopnąć i posłać w dół. Mam nadzieję, że twórcy nie przeoczą tej jakże istotnej części systemu walki z Dark Messiah. Liczę też na nieodzowne ściany z kolcami do nadziewania niemilców.

Z motyką na słońce?

Wspomniałem o obawach. Te budzi przede wszystkim fakt, że nad grą pracuje tak mały zespół. Zważywszy poziom dopieszczenia oprawy graficznej – wliczając w to ultraszczegółowe modele przedmiotów, które można oglądać z bliska na ekranie ekwipunku (czasem w celu manipulowania nimi i rozwiązywania zagadek) – boję się, jaki to będzie miało wpływ na całokształt projektu.

Może produkcja będzie ciągnęła się jeszcze długie lata? Może finalnie gra okaże się zbyt krótka (i/lub potencjalnie niedokończona, żeby tylko deweloperzy zdążyli na „dedlajn” narzucony przez wydawcę)? Jasne, nie jest to pierwszy raz, kiedy mała ekipa tworzy imponujący wizualnie tytuł – The Ascent z 2021 roku był podobnym przypadkiem i nie sprawiał wrażenia wybrakowanego produktu ani pod kątem długości, ani jakości.

Zresztą od tamtej pory pojawiły się deweloperskie narzędzia zasilane sztuczną inteligencją i nie zdziwiłbym się, gdyby twórcy Fatekeepera ułatwiali sobie nimi życie. Jeśli robiliby to, żeby przyspieszyć użeranie się z czysto technicznymi aspektami pracy nad grą, a własnoręcznie czuwali nad wszystkim, co „kreatywne” – od kreacji uniwersum i fabuły po projektowanie zaklęć – to nie miałbym zupełnie nic przeciwko.

Tak czy owak Fatekeeper momentalnie wskoczył na moją listę życzeń i zajął na niej bardzo wysokie miejsce. Będę z wielką uwagą śledził dalsze losy tego projektu. I nawet jeśli produkcja ma potrwać jeszcze długo… Cóż, już prawie 20 lat czekam na spadkobiercę Dark Messiah of Might and Magic – mogę poczekać jeszcze trochę.

Krzysztof Mysiak

Krzysztof Mysiak

Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.

więcej