Francuska baśń sprzed lat, która nie zestarzała się ani o jotę. Child of Light do dziś zachwyca
Child of Light potrafi przyciągnąć do siebie nawet tych graczy, którzy na co dzień omijają turowe gry RPG szerokim łukiem. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że dzieło wydane przez Ubisoft przetarło szlak dla Clair Obscur: Expedition 33.

W zamieszaniu, jakie wywołał Microsoft, drastycznie podnosząc ceny swoich abonamentów, na czele z Xbox Game Pass Ultimate, niektórym graczom mogła umknąć informacja, że katalog tego ostatniego został rozbudowany o produkcje z Ubisoft+ Classics. Dzięki temu subskrybenci usług giganta z Redmond mogą sprawdzić szereg dodatkowych produkcji wartych ich uwagi. Jedną z nich jest Child of Light, czyli dowód na to, że Clair Obscur: Expedition 33 (również dostępne dla abonentów Game Passa) nie było pierwszą świetną grą RPG inspirowaną japońskimi pozycjami tego typu, która wyszła spod francuskich skrzydeł.
(j)RPG dla „turosceptyków”
Na potrzeby niniejszego tekstu ukułem stwierdzenie „turosceptycy”. Tym mianem określam graczy, którzy z różnych powodów omijają turowe systemy walki w grach RPG. Sam zaliczam się do tego grona, przez co do wielu tytułów, które naprawdę chcę ograć, zabieram się z wieloletnim opóźnieniem. Niemniej zdarzają się wyjątki od tej reguły; kilkukrotnie przekonałem się bowiem, że dobrze zaprojektowana walka w trybie turowym nie jest w stanie odstraszyć nawet takiego – no właśnie – turosceptyka jak ja.
Jednym z takich wyjątków jest Child of Light z 2014 roku. Deweloperzy ze studia Ubisoft Montreal (które znajduje się w Kanadzie, jednak Montreal to francuskojęzyczne miasto, a jego firma-matka działa we Francji) zdecydowali się na przygotowanie unikalnej hybrydy, w której spotykają się ze sobą elementy klasycznej platformówki 2D i gry RPG z turowym systemem walki, a wszystko to zostało okraszone bardzo przyjemną dla oka grafiką.
Dobrze zaprojektowana walka
Child of Light przekonuje do siebie antyfanów turowego systemu walki głównie dzięki temu, że do starć umiejętnie wpleciono rozwiązania funkcjonujące w czasie rzeczywistym. Potyczki polegają na tym, że członkowie dwóch zespołów stają naprzeciw siebie i kolejno wykonują swoje ruchy.
Niemniej, adwersarzy można zaskoczyć podczas eksploracji (wówczas otrzymujemy bonus na starcie), choć trzeba przy tym mieć się na baczności, gdyż i my możemy paść ofiarą niespodziewanego ataku (co wiąże się z przyznaniem takiego samego bonusu naszym nieprzyjaciołom). Ponadto o tym, kto w danym momencie wykona kolejny ruch, decyduje pasek inicjatywy, na którym nieustannie „ścigają się” ze sobą podobizny uczestników potyczki. Twórcy pozwalają nam przy tym przerywać wrogie ataki (jeśli jednej z naszych postaci uda się „dogonić” na owym pasku atakującego adwersarza) i spowalniać ruchy wrogów oraz oślepiać ich z pomocą Igniculusa (czyli towarzyszącego nam świetlika). Z kronikarskiego obowiązku muszę odnotować, że cały system nieco przypomina Active Time Battle z klasycznych części serii Final Fantasy.
Dopełnieniem tego wszystkiego są zróżnicowane umiejętności poszczególnych postaci. Rzecz jasna nie brakuje tu systemu ich rozwoju, za sprawą którego w miarę postępów możemy stawiać czoła coraz większym wyzwaniom. Choć przez większość czasu szeroki wybór zdolności protagonistki i jej świty potrafi urozmaicić potyczki, to jednak finalnie znajdujemy swoją ulubioną oraz skuteczną kombinację mocy i ataków, przez co żonglowanie nimi odrobinę traci sens.
Po wkroczeniu na plac boju pasek inicjatywy przesuwa się dość szybko. W związku z tym po pewnym czasie można złapać się na tym, że fakt, iż potyczki toczą się w trybie turowym, zaczyna nam „umykać”, a my po prostu dajemy się wciągnąć w wir wydarzeń, poznając kolejne rozdziały opowieści.

Walka to nie wszystko
Historię opowiedzianą w Child of Light utrzymano w konwencji baśni. Przygoda wiedzie nas przez różnorodne lokacje tworzące fantastyczną krainę Lemuria. W trakcie rozgrywki wcielamy się w księżniczkę imieniem Aurora, która trafiła tu po śmierci. Chcąc wrócić do domu, czyli do austriackiego księstwa pięciu wzgórz z 1895 roku, nasza podopieczna musi przywrócić Lemurii światło, uwalniając słońce, księżyc i gwiazdy, które zostały uwięzione przez złowrogą Umbrę, królową nocy.
Po drodze do protagonistki dołączają towarzysze z różnych zakątków Lemurii, którzy walczą z nią ramię w ramię. Wśród nich znajdziemy między innymi błazenkę Rubellę i jej brata Tristisa, młodego czarodzieja Finna, łucznika Roberta czy czarodziejkę Genovefę.
Nieco więcej miejsca muszę poświęcić Igniculusowi, bowiem przydaje się on zarówno na polu bitwy (potrafi między innymi leczyć sojuszników), jak i podczas eksploracji. Gdy Aurora, czyli główna bohaterka, skacze po platformach, unika pułapek i omija przeszkody terenowe, nieustannie towarzyszący jej świetlik… cóż, rozświetla dla niej mroczne miejsca. Kiedy zaś na jej drodze stanie jakaś zagadka środowisko, Igniculus często służy jej pomocą, odblokowując dla niej dalszą drogę. Kontrolę nad nim możemy przy tym sprawować samodzielnie lub oddać w ręce drugiego gracza bawiącego się z nami w trybie współpracy. Co ciekawe, Igniculus zawsze porusza się w czasie rzeczywistym; dotyczy to również starć z nieprzyjaciółmi.

Piękna grafika i nie tylko
Kiedy Michel Ancel i spółka zaprezentowali światu grę Rayman Origins, mogło się wydawać, że stworzona na jej potrzeby technologia UbiArt Framework będzie szeroko wykorzystywana przez studia należące do Ubisoftu (a może nawet przez inne zespoły deweloperskie). Niestety ostatecznie tak się nie stało.
Nie zmienia to jednak faktu, że ów silnik potrafi generować rysunkową grafikę najwyższej jakości, a Child of Light, wyglądające niczym wprawione w ruch szkice koncepcyjne czy obrazy akwarelowe, jest tego najlepszym dowodem. Podobać się mogą zarówno modele postaci oraz przeciwników, jak i różnorodne, szczegółowe tła. Pracując nad nimi, autorzy inspirowali się dziełami takich twórców, jak Arthur Rackham, John Bauer, Edmund Dulac i Yoshitaka Amano.
Grafika to jednak nie wszystko, co wyróżnia Child of Light pod względem artystycznym. Dialogi w grze są bowiem rymowane niczym w balladach, co sprawia, że niektórzy określają ten tytuł mianem „interaktywnego wiersza”. Ważną rolę w kreowaniu atmosfery odgrywa również muzyka, pod którą podpisała się Cour de pirate.
Zaryzykowałbym zatem stwierdzenie, że Clair Obscur, które przypadło do gustu nie tylko miłośnikom gier jRPG, lecz również graczom dotychczas niemającym zbyt wiele wspólnego z tym gatunkiem, nie przeciera szlaków. Można dojść do wniosku, że dzieło Sandfall Interactive podąża ścieżką wytyczoną przez Child of Light, co czyni go „tylko” kolejną produkcją wypuszczoną przez Francuzów, która zaprasza nowych graczy na poletko turowych RPG.

Alternatywy
Jeśli po Child of Light będzie czuć nienasycony głód i chcielibyście jeszcze nacieszyć oczy możliwościami UbiArt Framework, możecie sięgnąć między innymi po Rayman Legends, Valiant Hearts: The Great War, a także trylogię Assassin’s Creed Chronicles, które również udostępniono abonentom Xbox Game Pass Ultimate. Należy jednak pamiętać, że grafika każdej z tych produkcji została utrzymana w nieco innej stylistyce – żadna z nich nie ma w ofercie dokładnie takich samych wrażeń wizualnych, jak omawiane przeze mnie dzieło.
Na koniec słówko do graczy, którzy na co dzień stronią od produkcji z turowym systemem walki. Jeśli Child of Light przypadnie Wam do gustu, a nie chcecie jeszcze rzucać się na głęboką wodę, dając szansę doskonałemu Clair Obscur: Expedition 33, możecie jeszcze sprawdzić się w obu częściach serii Costume Quest, które, podobnie jak pozostałe wymieniane przeze mnie gry RPG, można ograć w ramach abonamentów Xbox i PC Game Pass. Dzieła zespołu Double Fine to również lekkie, przyjemne opowieści, które pozwalają bez większego stresu potrenować nasz zmysł taktyczny na polach turowych bitew.
Więcej:3 gry znikną z Game Passa w ostatni dzień października. To ostatnia szansa, by w nie zagrać

GRYOnline
Gracze
Steam
OpenCritic
Komentarze czytelników
Narg Centurion

Bardzo przyjemna gra. Dodam, że jak ktoś nie zna angielskiego to do tej gry jest spolszczenie.
Lateralus Senator

A tymczasem inna baśn francuska zdąrzyła się zestarzeć i zakończyć :))