autor: Michał Bobrowski
Ojciec chrzestny - test przed premierą - Strona 4
Znajdujemy się w Hell's Kitchen, części nowojorskiej dzielnicy Queens – w miejscu, gdzie w roku 1920 urodził się Mario Puzo. To tu pracował główny bohater najsławniejszej książki Puzo – Vito Andolini, późniejszy wielki Ojciec Chrzestny nowojorskiej mafii.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Ojciec chrzestny - przyzwoity klon Mafii?
Godfather z elementami cRPG?
Bardzo sympatycznym jest fakt, że postać, której losem pokierujemy, możemy w naprawdę dowolny sposób wymodelować – przyznam, że ilość zmiennych, dotyczących zarówno wyglądu jak i ubioru naszego bohatera, robi bardzo duże wrażenie.

Pewne elementy rodem z gier RPG widać również po wejściu w statystyki bohatera – co prawda w posiadanej przeze mnie wersji nie są jeszcze one aktywne, ale możliwość wyboru cech, które będziemy rozwijać przez system „punktów umiejętności” może być interesującym elementem gry. Podobnie, jak to miało miejsce w serii GTA, tak i tutaj jednym z elementów jest gotówka – jednak w porównaniu do produkcji Rockstara w tym wypadku model rozwoju naszego bohatera jest znacznie bardziej złożony i tym samym może stać się bardzo interesującym elementem rozgrywki.
Sterowanie
Sterowanie – cóż, w tym aspekcie widać wyraźnie, że twórcy postawili na multiplatformowość – wchodząc w ustawienia związane z kontrolą, od razu rzuca się w oczy rysunek... pada. Coś mi się wydaje, że najwyższa pora, aby jeszcze przed trzydziestką zdążyć opanować ten tajemniczy gadżet dołączony do każdej konsoli. Bez pada pozostaje klawiatura i myszka – co ważne, ta ostatnia nie będzie nam służyć tylko do oglądania widoków – można wręcz powiedzieć, że całość sterowania związanego z walką spoczywa właśnie na tym urządzeniu. Np. mocne uderzenie pięścią wykonujemy przez cofnięcie myszki do siebie i szybkie odepchnięcie jej w drugą stronę). Czy to rozwiązanie przypadnie graczom do gustu? Zobaczymy...