autor: Michał Bobrowski
Ojciec chrzestny - test przed premierą - Strona 2
Znajdujemy się w Hell's Kitchen, części nowojorskiej dzielnicy Queens – w miejscu, gdzie w roku 1920 urodził się Mario Puzo. To tu pracował główny bohater najsławniejszej książki Puzo – Vito Andolini, późniejszy wielki Ojciec Chrzestny nowojorskiej mafii.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Ojciec chrzestny - przyzwoity klon Mafii?
... Na ekranie pojawiło się logo Paramount Pictures, a po chwili przy charakterystycznych dźwiękach motywu „na trąbkę” z filmowej wersji Ojca Chrzestnego usłyszałem znajomo brzmiące słowa: some day and that day may never come, I will call upon you to do a service for me. Until that day accept this as a gift... zaraz zaraz... gdzie to było? Juz mam! To nieco zmodyfikowana sentencja, jaką Don Vito Corleone wygłosił w trakcie ślubu swojej córki Connie do właściciela zakładu pogrzebowego Amerigo Bonasery. Tak, tak moi drodzy – zarówno ksiązka, a przede wszystkim jej filmowa adaptacja, to potężny szkielet spajający cały scenariusz gry – tym samym wszyscy miłośnicy i jednej, i drugiej wersji Ojca Chrzestnego prawie na każdym kroku znajdą dialogi i sytuacje żywcem przeniesione właśnie stamtąd. Jako że do tego grona sam należę, z tym większą przyjemnością zabrałem się za odkrywanie sekretów otrzymanej wersji roboczej gry.

Jakie są moje pierwsze wrażenia? No cóż... nie bez przyczyny we wstępie umieściłem dość specyficzny przepis na ciasto – Electronic Arts postanowiło w tym przypadku sięgnąć po swoisty mix rozwiązań i pomysłów, które pojedynczo odniosły olbrzymi sukces. Tym samym oczywiście trudno, aby gry nie oceniać w pewien sposób również przez pryzmat dwóch podanych gier: Mafii oraz serii GTA.
Moim pierwszym skojarzeniem było, że oto mam do czynienia z kolejną odsłoną serii Grand Theft Auto, tym razem przeniesioną w środek lat 40-stych. Naszego bohatera widzimy z perspektywy trzeciej osoby, wokół niego toczy się normalne życie, w każdej chwili możemy wybiec na ulicę i zgarnąć jakiś samochód, najważniejsze miejsca lub rozmówcy są wyraźnie oznaczeni, zaś grę możemy zapisywać tylko w „bezpiecznych domach” – słowem The Godfather wydaje się wręcz czerpać garściami z wspomnianych produktów firmy Rockstar.

Przyglądnijmy się zatem, które z zaobserwowanych przez mnie po kilku dniach rozgrywki elementów dobrze rokują grze, a które wzbudzają niepokój.