AC: Valhalla wygląda jak gra, którą pokocham i znienawidzę [OPINIA] - Strona 4
Oglądaliście już zwiastuny nowego Assassin's Creed? Ja oglądałem i już teraz wiem, że to będzie słaba gra, z którą spędzę przynajmniej sto kolejnych godzin, tak samo jak w Odyssey.
Przeczytaj recenzję Recenzja Assassin's Creed Valhalla - to jest Asasyn, którego szukacie
Level up – rozwój bez ukrytych kosztów
Wiemy już, że nie będzie grindu, a rozwój postaci ma być płynny i angażujący. Trochę w to nie wierzę, ale miejmy nadzieję, że to mój szczególny sceptycyzm nabyty w XXI wieku. Dodatki w poprzedniej części, które kupowaliśmy za prawdziwe pieniądze, a które dawały więcej złota czy surowców, z pewnością stanowiły niemały procent zarobku gry. Załóżmy jednak, że to wszystko prawda i tym razem świat nie będzie ograniczać naszej podróży. Jeśli rzeczywiście, to chylę czoła i biję się w pierś. Zarabianie na eksploracji w grze, która polega na eksploracji, wydawało mi się odrobinę zbyt odważną marketingową strategią.
Ale system progresji cierpiał również z powodu nieprzemyślanego mechanizmu lootu. Pamiętacie jeszcze grawerunki? Po ilu godzinach zdaliście sobie sprawę, że to jedynie bezużyteczna fanaberia? Możecie wydać grube hajsy na grawerunek do Waszej ulubionej broni, którą za chwilę i tak zastąpicie nową i lepszą znalezioną w trakcie eksploracji – starej nie będziecie w stanie wiecznie ulepszać, bo szybko skończą się Wam pieniądze. Po co więc w ogóle kłopotać się grawerunkami? Dopiero w endgamie, zakładając, że należycie do tych osób, które dotarły do endgame’u Odysei, grawerunki zaczynały mieć sens. Z powodzeniem mogłem jednak o tej funkcji nie pamiętać przez 99 godzin mojej gry.
Tym razem zapowiedziano większy nacisk nie na zdobywane doświadczenie i poziomy, a na umiejętności gracza oraz ulepszanie posiadanych zdolności i ekwipunku. O ile ta pierwsza część cieszy, o tyle druga oczywiście wzbudza obawy. Mamy w końcu 2020 rok – czasy, w których w grach single player znajdziecie mikropłatności, dopalacze, dodatki i inną pomoc. A całość bywa tak zaprojektowana, abyśmy częściej sięgali po portfel. Jeśli więc będę musiał nieustannie ulepszać posiadany ekwipunek (a według zapowiedzi – identycznie zresztą jak w Odyssey – będziemy mogli przejść grę z jednym i tym samym ulubionym wyposażeniem), boję się o to, jak często trzeba będzie tych surowców poszukiwać. Na samo wspomnienie nieustannego wciskania na padzie klawisza „Y” podczas jazdy w Odyssey, aby zebrać przypadkowo rozlokowane zasoby, przechodzi mnie dreszcz. Pozostaje wierzyć, że twórcy z tym grindem nie przesadzili i świat okaże się wolny nie tylko od wpływu templariuszy, ale i mechanik zmuszających do kupowania surowców za prawdziwe pieniądze.