AC: Valhalla wygląda jak gra, którą pokocham i znienawidzę [OPINIA] - Strona 3
Oglądaliście już zwiastuny nowego Assassin's Creed? Ja oglądałem i już teraz wiem, że to będzie słaba gra, z którą spędzę przynajmniej sto kolejnych godzin, tak samo jak w Odyssey.
Przeczytaj recenzję Recenzja Assassin's Creed Valhalla - to jest Asasyn, którego szukacie
Walka, krew i flaki
Kiedy w pierwszej scenie Assassin’s Creed Odyssey Leonidas przebił włócznią gardło zdrajcy, wszyscy zrobiliśmy wielkie oczy – tego rodzaju dosadność i brutalność nie były dotąd w tej serii obecne. Śmiało można powiedzieć, że i tym razem zdziwimy się wielokrotnie.
Choć pierwsze „Asasyny” cieszyły swoim pozornie dynamicznym, opartym na kontrach systemem walki, tak po pięciu częściach można było go mieć dość. Nie pomagało dodawanie kolejnych typów przeciwników (do których należało podejść w odrobinę inny sposób, na przykład jednego skontrować, a drugiemu odebrać oręż). Rewolucja przyszła w Origins, a jej skala nasiliła się w Odyssey. Riposty – choć obecne – zeszły na plan dalszy, dzięki czemu walka przestała przypominać turowe potyczki. Dodanie umiejętności rodem z action RPG odświeżyło zabawę – teraz możemy stworzyć swój „build” i walczyć tak, jak wolimy (w ograniczonym stopniu, oczywiście).
Nie obyło się jednak bez strat – pójście w stronę RPG akcji wprowadziło do systemu walki pewną „gąbczastość” przeciwników. Teraz ich ciała potrafią wytrzymać kilkadziesiąt ataków ostrym mieczem, kafarem, włócznią czy młotem. Odświeżenie było również – choć to już raczej kwestia najzupełniej indywidualna – krótkoterminowe. Należę raczej do tych, których walka w Assassin’s Creed Odyssey męczy i irytuje, dlatego większość konfliktów próbuję załatwić po cichu. Zwyczajnie nie mam ochoty na okładanie się kawałkami żelastwa bez widocznych konsekwencji.
Jak wygląda to teraz? Krew i zniszczenie – pożoga i mord. Walka w Assassin’s Creed Valhalla według zapewnień twórców ma być najbardziej zróżnicowaną wersją starć w serii, a przy tym – za sprawą szczególnego settingu – najbardziej brutalną. Tak po prawdzie trudno orzec, czy rzeczywiście tak będzie – zaprezentowany gameplay był na tyle oszczędny w środkach, że wciąż pozostajemy wewnątrz platońskiej jaskini.
Ale porozmawiajmy szczerze, bo przecież znamy się nie od dzisiaj. Jestem przekonany, że mechanika nie będzie różnić się drastycznie od tej z Odyssey, a jeśli uda się wprowadzić więcej brutalności (w popkulturowej wersji wikingów krew i flaki to przecież podstawa), być może zniweluje to wrażenie gąbczastości przeciwników. Wiem, że „Asasyny” rządzą się swoimi prawami – ale wpakowanie komuś strzały między oczy powinno mieć jeden skutek.
Cieszy również fakt, że powraca tarcza – kolejny nieodłączny atrybut wyobrażonego wikinga – a i tym razem ma wręcz pełnić funkcję broni. Jeśli więc Ubisoft poświęci trochę więcej czasu umiejętnościom, jednocześnie rzeczywiście różnicując walkę za pomocą rozmaitych typów oręża, to być może wymiana ciosów po 100 godzinach nie stanie się dla mnie przykrym obowiązkiem.
Przy okazji miejmy nadzieję, że autorzy nie zapomną o nieco mniej udanych elementach wcześniejszej gry. Odyseja bowiem posiadała system podbojów. Na zaprezentowanym najnowszym trailerze widzimy atak na twierdzę lub zamek. Sami twórcy mówią o mechanice rajdów (czy też wypadów), która umożliwi wzięcie udziału w prawdziwej wikińskiej wyprawie łupieżczej. Wątpię, aby pozwolono nam gwałcić i palić, ale z pewnością uda się skrócić paru angielskich parobków o głowę.