Najciekawsze materiały do: Assassin's Creed: Valhalla
Assassin's Creed: Valhalla - Cheat Table (CT for Cheat Engine) v.1.4
modrozmiar pliku: 16,6 KB
Cheat Table to skrypt do programu Cheat Engine do wykorzystania w Assassin's Creed Valhalla. Autorem moda jest SunBeam
- Assassin's Creed: Valhalla - mod Cheat Table (Inventory Editor for Cheat Engine ) v.1.6.2 - 63,6 KB
- Assassin's Creed: Valhalla - mod Simple Realistic Reshade for ACV v.1.9.0 - 1,4 MB
- Assassin's Creed: Valhalla - mod CPU utilization fix v.2 - 10 KB
- Assassin's Creed: Valhalla - mod Eivor's Wardrobe .3 - 23,6 KB
- Assassin's Creed: Valhalla - mod Intro Cutscene Skip v.1.0 - 239 B
Assassin's Creed Valhalla - poradnik do gry
poradnik do gry31 marca 2022
Poradnik do Assassin's Creed Valhalla to solucja, porady i opis przejścia gry. Porady do takich elementów jak walka, sekrety, romanse, eksploracja i Drakkar. Opisujemy najważniejsze wybory Eivor, wymagania sprzętowe, opis sterowania i poradnik trofeowy.
Recenzja Assassin's Creed Valhalla - to jest Asasyn, którego szukacie
recenzja gry9 listopada 2020
Światowa premiera 10 listopada 2020. Miniony tydzień był cholernie intensywny. Spędziłem go z grą AC Valhalla, u boku Eivor, dzielnej wojowniczki z Norwegii, która wraz z bandą przyjaciół wyruszyła do Anglii, żeby zbudować swój dom.
Aleksandra Mirosław jutro powalczy o medal olimpijski dla Polski. Zobacz, jak porównała wspinaczkę z Assassin’s Creed do rzeczywistości
wiadomość6 sierpnia 2024
Jutro odbędą się finały we wspinaczce sportowej na czas kobiet. Jedną z reprezentantek będzie Polka, Aleksandra Mirosław, która jakiś czasu temu porównywała system wspinaczki z Assassin’s Creed do rzeczywistości.
Jako gracz i jako tłumacz powiem: tworzenie polskich wersji gier się opłaca, choć jest to ciężka praca
wiadomość13 maja 2024
Na czym polega lokalizacja? Czy opłaca się tłumaczyć gry na język polski? Jakie są wzloty i upadki polskiej lokalizacji? Jako fan gier i tłumacz spróbowałem odpowiedzieć na te pytania oraz na kilka innych.
Humble Choice na kwiecień 2024 jeszcze mocniejsze niż to na marzec. Zestawowi 8 gier przewodzą AC: Valhalla i Returnal (plotka)
wiadomość29 marca 2024
Dzięki informacjom, do jakich dotarł znany branżowy leaker billbil-kun, poznaliśmy prawdopodobną listę gier, które będą dostępne w ramach Humble Choice w kwietniu.
- Assassin’s Creed, Far Cry, Rainbow Six Siege i inne „klasyczne” gry Ubisoftu za 34 zł miesięcznie na konsolach PlayStation 2024.03.08
- PS Plus Extra i Premium na luty 2024. Wielki powrót Assassin’s Creed: Valhalla i dwie niespodzianki dla fanów RPG 2024.02.14
- W AC Valhalla w Game Passie brakuje języka angielskiego. Gracze szukają rozwiązania [Aktualizacja #2] 2024.01.10
- Xbox Game Pass na styczeń 2024. AC Valhalla wisienką na torcie [Aktualizacja] 2024.01.03
- Moim lekarstwem na brak czasu na granie okazały się długie gry 2023.12.19
- Firmie Ubisoft opłaciły się duże przeceny - top 10 PL 2023.08.22
- 5 dni darmowego grania w 5 różnych odsłon serii Assassin’s Creed 2023.08.08
Najlepsze gry RPG z katalogu gier PS Plus
artykuł9 lipca 2022
Nowy PS Plus oferuje znacznie więcej niż jego poprzednik, a w katalogu różnorodnych tytułów można się pogubić. Dla ułatwienia wybraliśmy najciekawsze gry RPG z ofert PlayStation Plus Extra i Premium.
- Najlepsze gry z katalogu gier PS Plus
- 500 godzin w Dying Light 2 i wieczność w Valhalli? Sorry, ja wysiadam
- Singlowe gry, w które warto grać po ukończeniu wątku fabularnego
- Singlowe gry, w które warto grać po ukończeniu wątku fabularnego
- Najlepsze gry dekady - ranking redakcji GRYOnline.pl. Część 1. (100-51)
Mi niestety gra się nie podoba. Strasznie nudna. Z bólem wystawiam jej ocene 5/10. Ładna grafika i muzyka to jej duże zalety.
Nie będę tak miły i wyrozumiały jak koledzy poprzedni co dawali po 5,5. Ta gra jest gorsza niż przeciętniak - nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Sam sobie się dziwię że przetrwałem 65 h w niej... Pierwsze 20 h jeszcze się ciekawie grało, im dalej w las tym gorzej. Układanie kamieni, układanie wzorów, poboczne zadania polegające na przełożeniu skrzynki z punktu a do b lub odnalezieniu czegoś wzrokiem orła, do tego wymuszone latanie między plamkami na mapie gdzie po drodze jest pusto i nic totalnie się nie dzieje przyprawia o facepalm. Nic nie dający grind plus nieciekawe zbroje, które też właściwie nic nie dają - założyłem na samym początku zbroję berseka, zrobiłem ją na full i do końca gry nie zmieniłem bo nie było sensu. Powyżej 250 pkt. włożonych w drzewko rozwoju, bohater jest nieśmiertelny wręcz i sama rozgrywka nudzi - wszędzie można wejść na aferę i każdego rozwalić bez trudu.
Przejdę do głównego motywu JA PITOLE, co za jełopy piszą scenariusze do assasynów to głowa mała. Po fajnym początku, samo zdobywanie regionów jest głupie i męczące. Dostaliśmy historię wysraną i rozmazaną na ogromną mapę, podzieloną na regiony z różnymi "kolorowymi" postaciami. W rzeczywistości męczyło mnie granie i zdobywanie tych regionów, żadna postać i żadne zadanie nie zapadło w pamięć. Sigurd i Basim zachowują się jak idioci, główna postać Eivor też ma zaniki pamięci i daje pomiatać sobą jak szmatą. Cały motyw jest słabo związany i rozwiązany. Uwaga spojler do finału:
spoiler start
Tak kretyńskiego finału jeszcze nie widziałem. Walka banalna, a rozsterka między zdradą Sigurda wokół, którego cała historia się rozgrywała totalnie nijaka. Zadania w regionach nijak się miały do finału, który też zresztą rozwleczony był jak flaki z olejem bo po zakończeniu głównego motywu wywala nas do współczesności i wracamy do gry jako Basim (jakim cudem nie rozumiem, przecież Animus pobierał wspomnienia z DNA, a Basim nie był spokrewniony z Eivorem) Ubisoft plzz robisz z siebie debila niekonsekwencją. Finał z Alfredem nie był żadnym zaskoczeniem, ale sam motyw, że król zamiast zbiec do innego kraju szukać sojuszników co historycznie nie raz miało miejsce, albo jak w jego przypadku - zjednoczenie państewek i odbicie kraju) wypiekał bułeczki wieśniakom, no kur***
spoiler stop
Wszystko to jest cukierkowe i nijakie. Po tej części nie mam ochoty sięgać po następną grę z serii, choć jestem fanem od samego początku to wyprzedziło Unity, III oraz Sindicate (które totalnie nie zapadły mi w pamięci) w byciu najgorszą grą z serii. Ubisoft robi sobie jaja - po dobrym odysey wypuszczając takiego nudnego gniota. Te same oszołomy widziałem są odpowiedzialne za produkcje infinity i już wiem, że raczej nic dobrego z niej nie będzie.
Jeżeli chcecie się strasznie wynudzić, walić co 5-6 minut facepalma, ogarniać debilny grind w grze, słabą AI przeciwników, idiotyczny główny motyw, miałkimi postaciami i pustym światem z niewykorzystanym potencjałem to polecam z całego serduszka tą grę.
krótko, nie ma co się rozpisywać, skoro wszystko już zostało powiedziane
Około 100h w grze, gdzieś w połowie zacząłem już robić tylko wątek główny, bo tzw. znajdźki mnie wynudziły. Postacie i fabuła, widać spory potencjał ale jak zwykle wszystko zrobione tak aby nie przemęczać się, aby było zrozumiałe i aby dzieci nie musiały mieć dylematów moralnych, ok takie czasy.
Graficznie wygląda nawet ciekawie, ale osobiście wolę zajmujący i wielowątkowy scenariusz z krwistymi postaciami, niż piękne obrazki, ok takie czasy.
Mapa ogromna, rzeczy i lokacje powtarzalne, postacie słabe i nudne, wątek główny infantylny.
Inteligencja przeciwników zerowa, żeby nie powiedzieć żadna. Gra jest kolorowa i ogromna ale mało w niej treści.
Kiedy postacią osiągniecie, jakiś 100 poziom i wybierzecie skila, który przy uniku spowalnia czas, jesteście nieśmiertelni. Gra ma w tytule zabójca (kojarzący się z ukrytym zabójstwem), a w rzeczywistości wchodzicie w każdą wrogą lokację jak Bóg. Biorąc do tego inteligencję komputera, gra jest na H&S z poziomem trudności -10.
PS
Kobiety w zbrojach średniowiecznych rycerzy i jako woje wikingów napadające na brytolskie ziemie.... idźcie i wsadźcie sobie swoje skretyniałe, "nowoczesno-myślące" mózgu do stawu z zimną wodą. Tego już nawet na głębszym nie idzie znieść.
Alex czyli mniej więcej wychodzi to tak.
Graficznie i muzycznie -> to absolutna klasa sama w sobie. Że grafika w HDR będzie powodować opad szczęki w tej kreacji to było wiadomo już od dawna, ale że ścieżkę dźwiękową przesunęli na taki poziom to bije im brawo na stojąco. Ta gra to must have dla wszystkich eksploratorów. Nie wiadomo gdzie iść, co robić, wszędzie coś ciekawego :)
VS
Odysseya tysiące śmieciowej zawartości mimo że mapa pięknie wykonana
next
Zapomniałem dopisać gra ma fantastyczny system walki o wiele lepszy niż w Origin i o wiele, wiele lepszy niż w Wiedźminie III (co nie dziwi bo te gry dzieli jednak 3 już lata). Jak wybierzecie poziom gry Koszmar to będziecie na 1-2 hity :) Rewelacyjna zabaw w tym trybie. Dodatkowo jak wybierzecie tryb eksploracji (domyślny), wyłączycie elementy HUDa to gracie w rewelacyjną grę. W grze wykonano tyle usprawnień względem Origin że aż głowa mała, naprawdę się dziwie recenzji GOLa że to przemilczeli. Od drobiazgów jak zachowanie zwierząt (zupełnie inny poziom), ruchy fal na morzu, po najmniejsze detale i detaliki. Jak dla mnie to dla Odyssey tylko RDR2 jest konkurentem i zapewne zwycięzcą w tym roku. Nie wiem jak nic się nie zmieni (po następnych 20 godzinach) to jestem w stanie dać 10/10.
VS
Odysseya fabuła średnia dialogi jak z generatora
next
architektura to poziom nieosiągalny dla innych (nie da się tego opisać słowami to trzeba zobaczyć), dodatkowo na zupełnie nowy poziom wskoczyły także prowadzone rozmowy z postaciami. Generalnie ta gra na kilku polach wypada w czymś najlepiej co zrobiono do tej pory. Jeśli chodzi o Odyssey vs Origin to Origin nie ma żadnych szans. Ja wiem że każdy ma własną opinię ale ... Jakbym miał wymienić co jest lepsze od Origin to znalazłbym już z co najmniej 20 punktów.
Poważnie jak komuś się podobał Origin to tu będzie skakał z radości.
VS
Odysseya poza głównymi postaciami atak klonów albo postaci totalnie bezpłciowych
next
Walka jest wykonana rewelacyjnie
Idziesz i czasem możesz wpaść w miejsce jak w Gothicach że nie wyjdziesz już z niego
Questy są solidnie zbudowane nie jest to poziom Wiedźmina III oczywiście ale są daleko lepsze od tych z Origin
Całość ma niesamowity klimat wielkiej przygody (historia główna jest o klasę, albo o dwie lepsza niż w Origin (w momencie w którym jestem)
Masz ciągłe wrażenie że od zera do bohatera i nigdy nie jesteś za silny mam już prawie 25 poziom
Jest o wiele mniej bzdetów do znalezienia, fajnie wygląda crafting i rozwój postaci
Są łowcy którzy na nas polują i wykonane jest to w stylu z Shadow of War (w uproszczeniu oczywiście)
Walki morskie mimo że dodatek fajnie są wykonane i całość pływania jest niezła
Mógłby tak pisać bez końca nawet nie wspominając o oprawie A/V która jest ja WOW
VS
Odysseya grasz prawie pół bogiem, walki proste przeciwnicy jak poduszki na ciosy
Idąc tym tokiem myślenia i zachwalania Valhalla to czekam kolejne 2 lata na krytykowanie albo może od razu napisać prawdę.
Uwaga... będą spoilery z podstawki gry, ale po roku chyba nie powinno to dziwić. W najgorszym wypadku zaoszczędzicie sobie zawodu.
Ta gra jest ultra średniakiem. Jak widzicie wystawiłem najbardziej średnią oceną, na jaką pozwala skala GOL (5.0 to już gra słaba podobno, chociaż wydaje mi się, że właśnie na idealne, środkowe 5.0 gra zasługuje). Z góry przepraszam za mniejsze błędy i literówki, których nie wychwyciłem w trakcie pisania.
Może zacznę tak... jedynym połowicznym plusem gry, jest walka, ale tak mniej więcej w środku gry, kiedy zaczynamy poznawać co ciekawsze ataki i złapiemy już, który set broni nam najbardziej pasuje. Nowe możliwości zwalczania niemilców są nam udostępniane, a nic nie daje takiej satysfakcji, jak przyciśnięcie wielkiego przeciwnika do muru, by odskakując odrąbać mu łeb rzuconym toporkiem. Piękna sprawa. I drugim połowicznym plusem są walki z Bossami, ale tylko częścią z nich. Do pozytywów zaliczyć można jeszcze PIERWSZE wrażenie z świata wykreowanego, który jest ogromny i od strony samej grafiki, ładny.
A teraz można przejść do mięsa. Gra w dużym skrócie jest kompletnie niesatysfakcjonujące. Od podstaw rozgrywki, głównego bohatera, eksploracji, przez rozwój postaci i ekwipunku, po samą fabułę. Nie ma w tej grze ani jednego elementu, który został wykonany bardzo dobrze, albo chociaż dobrze. Gra jest dla mnie kompletnym nieporozumieniem, ponieważ Origins mnie zachwycił i rozkochał, chociaż też już męczył pod koniec, z uwagi na ogrywanie podstawki i dodatków cięgiem, tak klimat świata, satysfakcja z walki, postać i główny bohater zapadły mi w pamięć lepiej, niż jakakolwiek inna odsłona serii. Zaznaczyć chyba powinienem, że jest z tej grupy, która uważa ACII za grę bardzo dobrą, ale to ACI jest dla mnie Best of the Best, z uwagi na niepowtarzalny w tej serii klimat prawdziwego zabójcy (chociaż zdaję sobie sprawę, że gra miała też wiele minusów). Wracając do Valhalli - ta gra to dwa kroki wstecz względem Origins. Nie umiem porównać tego do Odyssey, ponieważ grę odłożyłem po pierwszych 15minutach - nie podszedł mi w ogóle klimat i setting. Do krytyki sagi o Eivorze mam jak najbardziej podstawy - ukończyłem podstawową wersję na 100% (odrobinę oszukane, ale o tym za chwile), licznik wskazuje 167 straconych godzin, więc miałem dużo czasu, by wyrobić sobie odpowiednią opinię. Swoją sagę pisałem PC składającym się z i9 9900K, RTX 2070S, 32GB RAM, a gra zainstalowana na satowym dysku SSD (rozgrywka, z uwagi na monitor, niestety tylko w 1080p).
Zacznijmy od początku. Od samego początku, czyli wstępu fabularnego, zyskania przydomku Wilcza Paszcza (chociaż w dosłownym tłumaczeniu chyba powinno być coś w stylu Wilczego Pocałunku[/]). Wstęp do fabuły wydaje się bardzo ciekawym wejściem do świata wikingów i walki o wieczny honor, by móc zasiąść z Odynem w Valhalli, czekając na bój ostateczny przy pieśniach i piwie. Złudzenie to niestety zostaje rozmazane, przez z pozoru niewinne, lecz z perspektywy reszty rozgrywki i logiki uniwersum Assassin’s Creed, bardzo dziwny zabieg ze strony twórców. Wybieramy płeć bohatera. Ale to nie tak, jak w poprzedniej części, że jest dwóch grywalnych bohaterów, którzy są rodzeństwem i mają swoje role w świecie gry, tylko wybieramy konkretnie płeć naszego bohatera. Jest to o tyle dziwne, że skoro odczytujemy wspomnienia jakiegoś naszego przodka, raczej powinno być jasne, czy jest to mężczyzna, czy kobieta. Może się czepiam, ale jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, że po odkopaniu szczątków, z których pobrano fragment DNA Eivora, by móc odczytać jego wspomnienia w Animusie, nie było pewnym, czy nieboszczyk był płci męskiej, czy żeńskiej. Ale ta decyzja powoduje jeszcze inną dziwność. Cała reszta rozgrywki i relacji z postaciami nie jest dopasowana do faktycznej płci, a jest… uniwersalna. Nieważne, czy wybierzemy kobietę, czy mężczyznę, ponieważ w rzeczywistości nasz bohater jest bezpłciowy i czuć to okrutnie przy jakiekolwiek relacji pseudo romantycznej, czy to z męską, czy żeńską postacią w grze. Pomijając fakt, że zdarzają się błędny w tłumaczeniu, które do mojego męskiego Eivora zwracają się jako „ona”.
Kolejnym zdziwieniem jest walka. No bo tak, po dokonaniach z Origins, które miało bardzo satysfakcjonujący system walki i skrobania paska zdrowia można było się doczekać tylko w przypadku walk z bossami, w Valhalli trzeba było iść o krok dalej. I tu robi się lekkie zdziwienie, co z tym moim potężnym i niezłomnym wikingiem jest nie tak, że randomowego przeciwnika, muszę okładać 15 razy toporem, żeby ten łaskawie poległ. Po pewnym czasie okazuje się, że gra postanowiła zapożyczyć z innych gier system bloków i zbijania kondycji (albo wytrzymałości?) przeciwnikom. Toteż najskuteczniejszą metodą walki jest blokowanie ciosów przeciwników w momencie ataku, który jest odpowiednio oznaczony kolorem pojawiającym się na przeciwniku. Może i by to przeszło, gdyby nie fakt, że przeciwnicy wybitnie nie lubią nas atakować, gdy czekamy na ich atak. Najbardziej dotkliwym doświadczeniem tego smutnego rozwiązania było wykonywanie Wyzwań Mistrzowskich na 100% i maksymalne rozciągnięcie walki z przeciwnikami, by doczekać się wszystkich możliwych bloków, jak trzeba wykonać. Ale o samych wyzwaniach będzie później. Efekt systemu walki jest taki, że zamiast potężnego wikinga, który pozwali nam w satysfakcjonujący sposób rozprawiać się z przeciwnikami i postawi przed nami czasem wyzwanie w postaci twardszego przeciwnika, dostajemy nudny symulator skrobania pasków zdrowia lub wytrzymałości, ewentualnie jednego i drugiego w przypadku większych przeciwników. Ja ostatecznie zdecydowałem się zmniejszyć poziom trudności walki, ponieważ stało się to zbyt nudne, a oczywiście poziom ten nie wprowadza żadnych zmian w zachowaniu przeciwników, a jedynie skraca ich paski życia i zabiera zadawane punkty obrażenia. Problem ten występuje na początku, ponieważ mniej więcej w środku gry, system się „dociera”. Jak wspomniałem wcześniej, po doborze odpowiedniego zestawu mordu i rozwinięciu w jakimś stopniu naszej postaci o mniejsze umiejętności, a także ataki specjalne, gra nabiera dynamiki. Walka zaczyna być szybsza, wykańczanie przeciwników urozmaicone, dzięki atakom specjalnym, a zatem pojawia się nadzieja na pierwszy dobry element gameplayu. Z czasem jednak zauważyłem, że zaczęło się robić nudno, ponieważ… moja postać stała się zbyt potężna. Z nudów podniosłem nawet z powrotem poziom trudności walki i przez chwilę było znów w porządku, ale tylko do czasu. Bo ostatecznie okazuje się, że sens mają tylko cztery ataki specjalne, a reszta jest zbyteczna. Eivor zyskuje regenerację zdrowia, którego i tak ma bardzo dużo, zaś połowa ataków, po nabyciu odpowiednich zdolności, nawet nie wytrąca go z równowagi, więc nie trzeba się specjalnie starać unikać ciosów. Na łuczników w pewnym momencie w ogóle przestałem zwracać uwagi, ponieważ nie byli mi w stanie nic zrobić, gdyż zdrowie mojego bohatera między kolejnymi trafionymi strzałami zdążało się zregenerować.
Dochodzi do tego również problem samych przeciwników, ponieważ jak na 160h gry jest ich… bardzo mało. Można powiedzieć, że w grze występują trzy główne frakcje – Wikingowie, Sasi i Bandyci (i w ostateczności Jötunowie). Problem jest taki, że w każdej frakcji znajduje się przynajmniej kilka odpowiedników tego samego rodzaju przeciwnika, poza kilkoma wyjątkami. W efekcie przez całą rozgrywkę walczymy praktycznie z tymi samymi przeciwnikami, którzy na tak długą metę są nudni, aż do bólu. Dziwi to o tyle, że walka w tej grze jest bardzo istotnym aspektem, w końcu to opowieść o wikingach i wpleciony w to wszystko wątek skrytobójców nie jest żadnym wytłumaczeniem, bo kto chciałbym się skradać i zabijać z zaskoczenia, nożem w plecy, bez honoru, jak można stanąć z przeciwnikiem twarzą w twarz do ostatecznego boju? Takie przynajmniej było moje założenie, ponieważ nie zdarzyło mi się skradać ani razu w tej grze, za wyjątkiem kilku misji, w których gra nas do tego zmusza. Jeśli dało się wyciąć wszystkich w pień, takie było moje przeznaczenie.
Co w takim razie z Bossami, który już Assassin’s Creed Origins zaczął powoli wprowadzać do serii. Z bossami jest… pół na pół. Na pochwałę na pewno zyskuje jeden z pierwszych na jakiego natrafiamy i pewnie na początku nie pokonamy, czyli jedna z trzech Cór Leriona. Byłem mocno niezadowolony, gdy musiałem zawrócić ze spuszczoną głową z pola walki, lecz zmotywowany, do kolejnej walki po usprawnieniu postaci. Niestety jak się później okazało, pozostałe dwie siostry były do siebie bardzo podobne. W efekcie trzecia walka z podobnym bossem, nie robiła już prawie żadnego wrażenia. Grupa krwiożerczych wilków również stanowiła niemałe wyzwanie. Zdarzyło się też kilku ciekawych wojowników Ragnara. Więc można śmiało powiedzieć, że gra ma swoich dobrych, unikalnych bossów. Ma też trochę tych zły, lecz najsłabsi wydają się Ci najwięksi. Zaliczyć do nich można przede wszystkim kamiennego niedźwiedzia z Jötunheim i wielkiego wilka Fenrira, z którymi walka była jednostajna, nudna i banalnie prosta – stać między nogami i okładać, aż będzie miał dość.
Z walki naturalnie przechodzimy do rozwoju postaci, który mocno miesza w sposobie przebijania się przez kolejne zastępy wrogów. Niestety sam rozwój postaci nie robi najlepszego wrażenia, ponieważ zamiast konkretnego drzewka umiejętności, które wypełnione będzie przydatnymi mechanikami, dostajemy potężna pajęczynę punktów. Cała siatka podzielona jest na trzy części, odpowiadające za ataki dystansowe, walkę wręcz i skrytobójstwo. Każda część podzielona jest na mniejsze segmenty, w których znajdują się małe ulepszenia poszczególnych statystyk, które z kolei prowadzą do jakiejś umiejętności. Na papierze wydaje się wszystko w porządku. W praktyce już jest trochę inaczej. Niestety, nie ma żadnej konsekwencji w podziale na walkę dystansową, walkę wręcz i skrytobójstwo, ponieważ w części skrytobójstwa znajdują się umiejętności przydatne do walki wręcz lub dystansowej. Dotyczy to zarówno mniejszych statystyk, jak ich zdobywanych umiejętności. I tak jest w każdej z pozostałych grup. Po co w takim razie ten podział? Same umiejętności również nie robią wrażenie, ponieważ jest tego wszystkiego za dużo. Na początku owszem, zdarzyło mi się czytać, co jest czym i jakie korzyści będą z przydzielenia, teoretycznie cennego punktu doświadczenia dla konkretnej pozycji. Ale po wydaniu już 100 punktów przestałem na to zwracać uwagę i wydawałem wszystko po kolei. Było moim wielkim zdziwieniem, gdy w trakcie walki zrobiłem unik przed ciężkim atakiem przeciwnika, a Eivor zamiast odskoczyć, skontrował atak przewrotem i ciosem ukrytym ostrzem. Umiejętność kompletnie wywracająca system walki do góry nogami, ułatwiająca bitwy z każdym przeciwnikiem, zwłaszcza bossami, znajdująca się oczywiście w Skrytobójstwie, zamiast walce wręcz. Ktoś miał bardzo ambitny pomysł z rozwojem postaci, lecz moim skromnym zdaniem, jest on nietrafiony. Zamiast przerzucać statystyki ataków do mikro umiejętności, trzeba było ograniczyć liczę punktów doświadczenia i skupić się na umiejętnościach głównych, dokładnie je pogrupować i pozwolić graczowi obrać jedną, maksymalnie dwie ścieżki, zamiast umożliwić losowe ładowanie punktów we wszystko jak popadnie. Rozgrywka zyskała by na tym charakteru, a nasze wybory, przy rozwijaniu bohatera, miałyby znaczenie. Co w ostateczności przekładałoby się na satysfakcję z rozgrywki.
Czas na eksplorację. Wydawać by się mogło, że po takim doświadczeniu, jakie ma seria Assassin’s Creed, można tylko lepiej. Otóż nie. Ubisoft ma ostatnio mocną tendencję do kierowania się zasadą Ilość, a nie jakość. Niestety, nie jest to plusem w żadnym aspekcie rozgrywki.
Mapa jest ogromna. Owszem, jest ładna, krajobrazy i różnorodność regionów zachwycają, lecz niestety jest to tylko okładka. W rzeczywistości, świat jest pusty i nieciekawy. Można go przejechać wzdłuż i wszerz, jednak o ciekawe lokacje bardzo ciężko, a jeśli już na jakieś natrafimy, będą to tylko puste lokacje z ewentualną kartką/listem, który ma nadać całemu miejscu jakiejś historii, co oczywiście nie ma racji bytu. Być może sprawdza się w pierwszej drugiej, może jeszcze piątej lokacji. Ale w dwudziestej, czterdziestej nie ma to racji bytu.
Wypełnienie tych lokacji częściowo stanowią krótkie zadania poboczne. Na początku zadania te zdawały się strzałem w dziesiątkę. Nie opierają się na znacznikach i opisach, co mamy dokładnie zrobić. Zwykle składają się z krótkiego dialogu, ewentualnie jakiejś wskazówki, którą sami znajdziemy, by dojść do rozwiązania problemu. Niestety mam wrażenie, że co ciekawsze zadania zostały ustawione na początku, zaś im dalej w las, tym coraz mniej zadań, a jak już się pojawiają, zdają się być coraz mnie interesujące. W efekcie po raz kolejnym natrafiamy na średni element rozgrywki, który nie został dopracowany do miana Dobrego.
Dla mnie jednak największym grzechem w eksploracji świata jest poruszanie się po nim. Gra szczyciła się przed premierą możliwości podróżowania statkiem po rzekach Anglii. Piękna sprawa. Od razu przypominały się czasy Black Flag, morskiej bryzy, szant i piękna eksploracji. Jak jest w takim razie z tym statkiem w saskiej ziemi? A no… nijak. Nie wiem, jak Wy, ale ja osobiście używałem statku tylko płynąc na początek zadania w nowym regionie i atakując klasztory. W tym drugim przypadku tylko dlatego, że potrzebowałem swoich „bardzo użytecznych” członków załogi, do otwarcia skrzyń. Poruszanie się po rzekach jest ograniczone i nie dotrzemy w większość interesujących nas lokacji. Sama gra nawet nie zachęca nas do używania go, ponieważ nie przewiduje dla tego rozwiązania żadnych atrakcji. Ostatecznie prościej (teoretycznie) jest przejechać koniem na przełaj i zahaczyć o wszystkie interesujące nas punkty po drodze, niż płynąć statkiem na około. I to jeszcze przy tym porywającym akompaniamencie naszej muzycznej załogi – nie przesłuchałem żadnej z granych piosenek do końca, ani razu. I żadnej nie pamiętam… Ale do muzyki jeszcze przejdziemy.
Skoro łodzią nie, to koniem będzie na pewno lepie. Otóż nie… Kto ja się pytam wymyślił… że dodanie do gry z tak wielką mapą paska wytrzymałości dla wierzchowca to będzie dobry pomysł? Mam nadzieję, że dostał reprymendę. Ale zwolniony powinien zostać ten, który wymyślił, że kondycja zużywa się przy przejeździe na przełaj, a po drodze, to już nie. Dlaczego twórcy próbują ograniczyć gracza do jazdy po drogach, tworząc tak ogromny i z ich perspektywy różnorodny świat? Co stało za tą decyzją? Ja nie chcę być złośliwy, ale do głowy przychodzi mi tylko jedna odpowiedź. Twórcy mieli świadomość, że coś jest nie tak. Pierwszy problem, to w rzeczywistości pusty świat, który bardziej rzuca się w oczy, podczas bezpośredniego kontaktu, który w trakcie jazdy na przełaj jest nieunikniony. Ale jest też drugi problem. Przywołuję na scenę najgroźniejszego przeciwnika eksploracji – murki. Kamienne murki. Dużo murków. Charakterystyczny element wysp brytyjskich, można je spotkać nawet w dzisiejszych czasach. Murki, które jak rozumiem, oddzielały kawałki ziem, czy konkretne pola uprawne. Co z nimi jest nie tak? A no to, że jadąc na przełaj, trzeba je albo omijać, licząc na to, że gdzieś się skończą. Albo przeskakiwać. Niby nic złego, ale każdy taki murek, wymusza animację skoku dla naszego wierzchowca. I tu jest sedno problemu, albowiem animacja ta jest po prostu zła. Twórcy nie potrafili wdrożyć płynnej, naturalnej i szybkiej animacji do swojego silnika. Efekt jest taki, że przy każdym napotkanym murku, czy płotku, nasz wierzchowiec spowalnia, koślawo przeskakuje i na nowo rozpędza się, tylko po to, by znów napotkać murek. Niby pierdoła, ale nie wiem, czy jest element w tej grze, który bardziej wyprowadzał mnie z równowagi. A próba ominięcia tego problemu zdaje się być splunięciem w twarz ze strony twórców, którzy nie podjęli próby jego rozwiązania.
No dobra, a czy w tym pustym świecie jest w ogóle co eksplorować? Oczywiście! Zarówno w Anglii, jak i Norwegii oraz Ameryki Północnej czekają nas różnego rodzaju aktywności. Anglia i Norwegia podzielone są na regiony, opisane różnymi poziomami siły, jaki jest zalecany do zwiedzania regionu. W każdym regionie czekają na nas trzy kategorie atrakcji – Bogactwa, Tajemnice i Artefakty. Skarby oznaczają Sztabki potrzebne do podnoszenia poziomu naszego ekwipunku oraz sam ekwipunek. Tajemnice to swego rodzaju questy poboczne, składające się na pomoc mieszkańcom Anglii i rozwiązywaniu zagadek logicznych. Artefakty zaś to zapoczątkowane w odsłonie serii oznaczonej numerkiem rzymskiej trójki, znienawidzone gonienie latających karteczek (w tym przypadku tatuaży dla Eivora), zbierane rzymskie artefakty, które później wymienimy na ozdoby naszej osady i przeklęte totemy, które należy zniszczyć. A jaki mam z tym problem? Przy którymś z kolei regionie, już nawet nie próbowałem cieszyć się z nowych przygód, ponieważ są to w kółko te same elementy. Bogactwa to w 99% obozy wojskowe, przez które trzeba się przerąbać (ewentualnie przekraść, jeśli ktoś wybiera ten styl rozgrywki), żeby zebrać loot, którego jest po pierwsze niewiele, zaś jeśli to jest element ekwipunku, w 90% i tak go nie wykorzystamy (o tym później). Tajemnice są ciekawe do maksymalnie czwartego regionu, ponieważ ile razy można układać te same kamienie, ustawiać ponownie kamerę dla następnego z kolekcji symbolu, podczas słuchania prawdy, czy rozwiązywać coraz to nudniejsze questy poboczne. Artefakty zaś są typowymi zapchaj dziurami, a niewykorzystany potencjał przeklętych totemów bolał mnie za każdym razem, gdy taki napotkałem. Dlaczego nikt nie pokusił się o walki z jakimiś przeklętymi mocami, albo chociaż poważniejsze skutki uboczne, niż przyciemniony ekran, żeby gracz czuł faktyczną presję. Oglądamy tylko coraz większe masakry w okolicach totemów, ale niczym nie jest to uzasadnione. No chyba, że jest do totemu dołączona notka z wypocinami jej autora, jak to wszystkie złe stworzenia świata zasługują na karę. Poziom designera na poziomie gimnazjum (teraz chyba 7-8 klasy podstawówki).
Pamiętam czasy takiej mocno nieidealnej gry jak Gothic 3, która wstrząsnęła na premierę światem gier. Co by o niej nie mówić, jej cudownej ścieżki dźwiękowej słucham do dziś i nigdy nie zapomnę przyjemności, jaką mi dawała w trakcie zwiedzania Myrtany, Varantu, czy Nordmaru. Nie jeden z Was pewnie doskonale pamięta każdą nutkę z soundtracku Wiedźmina 3. Chociaż ten już momentami ciążył mi, z uwagi na moją powolną eksplorację np. bagien, nie da się odmówić, że jest niepowtarzalny, podobnie jak ścieżki dźwiękowe poprzednich odsłon.
spoiler start
Uprzedzając atakujących, że to ten, co dał niską ocenę Wiedźminowi – planuję ją zmienić na wyższą i nawet Premium do tego wykupię, tamta ocena to były pierwsze wrażenia, które niestety nie były najlepsze, ale zacząłem doceniać w ramach przechodzenia. Planuje niebawem do Wiedźmaka powrócić, aby dokończyć przygodę (wybranie Valhalli przed Dziki Gon było dużym błędem z mojej strony).
spoiler stop
To teraz zadam pytanie… Czy ktoś z Was pamięta w ogóle muzykę z Valhalli? Np. soundtrack z Origins wspominam ciepło do dziś. A Valhalla? Pisząc tą recenzję odsłuchuję właśnie na YouTube. I jestem zdumiony, że tyle muzyki stworzono do tej gry. Pytanie zatem, gdzie ona się podziała? Bo na pewno nie ma jej w grze. Początkowo myślałem, że to błąd. Ale jest rok naprawiania za nami i nic w tej sytuacji się nie zmieniło. Trzech kompozytorów siedziało nad tym soundtrackiem, ale efekty tej pracy zostały pogrzebane, przez fatalną implementację muzyki do gry. Jest jeden motyw, który zapamiętałem. Muzyka towarzysząca nam przy misjach podbijania fortec, mających miejsce zwykle pod koniec wątku fabularnego w danym regionie. Pamiętam, ponieważ jest to dość krótki fragment, lecący w pętli, przyprawiający gracza o coraz silniejszą chęć wyłączenia muzyki w grze. Kolejna osoba do zwolnienia w studiu – nie wiem, jak taki element można aż tak spartolić w 2020 roku i nie naprawić przez kolejny rok po premierze. Naprawdę, jedyny moment w który zwróciłem uwagę na muzykę, to na sam koniec wątku głównego, po rozmowie z Alfredem, która sprawia wrażenie, jakby gra dopiero teraz miała się rozkręcić. Przez moment nawet przeszło mi przez myśl, że trzeba skończył fabułę, by odblokować soundtrack w grze. Aż tu nagle utwór się kończy i… znowu cisza.
Jeśli zaś chodzi o samą muzykę (po przesłuchaniu faktycznego Soundtracku), to sama w sobie też niestety nie odkrywa koła na nowo. Jest po prostu poprawna. Utwory skomponowane przez Sarah Schachner, są bardzo podobne do motywów z Origins, niektóre za bardzo. Jesper Kyd, to ten sam Jesper Kyd z pierwszych części serii (po nutce można stwierdzić, czy to jego utwór). Co zaś się tyczy Pana Einara… mam wrażenie, że Ubisoft jego osobą, chciał dokonać tego, co CD Projekt RED zespołem Percival. Nie jestem jednak pewien, czy to on nie podołał zadaniu, czy tak bardzo podcięto mu skrzydła. Zdarza mi się posłuchać Warduny, ale żaden z utworów ścieżki dźwiękowej Valhalli skomponowany, czy wykonany przez Einara Selvika, nawet nie leży koło, takiego „Kvitravn”. MOŻE „Odin’s Ride to Hel”, ale nie mam pojęcia, gdzie ten utwór występował grze. Ja go na pewno nie kojarzę.
Skoro eksplorację mamy za sobą, to co z ekwipunkiem? To też nie lada gratka. W trakcie rozgrywki zdobywamy różne rodzaje uzbrojenia i pancerzy. W przeciwieństwie do Origins, nie są to powtarzające się, te same rodzaje broni, które cały czas niszczymy lub sprzedajemy. Nie znajdziemy dwóch takich samych narzędzi mordu, zaś elementy pancerzy składają się w unikatowe zestawy. Ulepszenie naszego ekwipunku odbywa się w dwóch krokach. Po pierwsze podnosimy poziom sprzętu za pomocą sztabek, zbieranych w skrzyniach z bogactwami. Im wyższy poziomowo region, tym wyższy poziom sztabki. Wśród sztabek są – Sztaba Węgla (CO?! zapytacie… też się zastanawiam od pierwszych chwil z Valhallą, ale zakładam, że chodziło o sztabę żelaza), Sztaba Niklu i Sztaba Wolframu. Po podniesieniu poziomu przedmiotu, można go zacząć ulepszać, do czego niezbędne są mniejsze materiały, takie jak bryłki żelaza, skóry, czy tytan. I tu nagle robi się ciekawie, albowiem okazuje się, że nie ma możliwości ulepszenia sprzętu, jak Wam pasuje. W zasadzie można spokojnie założyć, że w podstawowej wersji gry, znaleźć można materiał na bezpieczne ulepszenie jednego zestawu zbroi, dwóch broni do walki wręcz, oraz trzech łuków – po jednym z każdego rodzaju. Teoretycznie można powiedzieć, że jest to w porządku, bo gra utrudnia ulepszanie na pozór odwzorowując trudność w dostępie do materiałów w tamtych czasach. Z drugiej strony, gracz chcący zmienić ulepszony ekwipunek, na lepszy lub po prostu fajniejszy, dbając o ulepszenie nowego sprzętu, nie jest w stanie tego dokonać. Np. ja zdecydowałem się zmienić zestaw łuskowy na zestaw tana, który później chciałem zmienić na zestaw Thora. Łuskowy ulepszyłem w stu procentach, zestaw tana zacząłem ulepszać, ale patrząc na liczbę materiałów w ekwipunku powstrzymałem się. Nic to nie dało, ponieważ do teraz, nie byłem w stanie ulepszyć całego zestawu. O ile sztabek wolframu wystarczyło mi z rezerwą, tak rudy tytanu do ulepszenia mocno brakuje. Nie wspomnę o zestawie broni, wymienionych pod koniec gry na Włócznię Odyna i Excalibur, który prawie w ogóle nie ulepszyłem. Pomijając śmieszność faktu, że tak legendarny oręż i pancerz w ogóle wymagają ręcznego ulepszenia przez naszą postać. Ekonomia gry zorganizowana jest fatalnie. I co gorsze nie da się z tym nic za bardzo zrobić. Gra początkowo miała możliwość pozyskiwania surowców z patroli, jednak w pewnym momencie aktualizowania gry, ta mechanika zniknęła. W przypadku tytanu, można się posłużyć żmudnym farmieniem surowca (poradniki możliwe do znalezienia w sieci), skupiającym się na bieganiu po dwóch miastach na przemian i jego zbieraniu. W przypadku sztabek zaś, można je zakupić raz na 24h w sklepie znajdującym się w osadzie (trzy sztuki każdego rodzaju). Co zaś, gdy skończy nam się srebro? Farmienie. Na całe szczęście, jest w tym wszystkim zbawienie, w postaci zamieszczonych w grze mikro transakcji, czekających na zniecierpliwionych graczy, gotowych wydać pieniądze na inne legendarne zestawy i ich ulepszenia. Pomijając już same mikro transakcje, skoro gra ma ekonomię wskazującą mocno na zbieranie lootu, czemu nie może on wypadać z zabitych przeciwników? Nawet nie w dużych ilościach, ale zawsze jakichś. Byłoby to znacznie lepsze rozwiązanie, niż zmuszanie graczy do biegania w kółko i zbierania drobnych ilości niezbędnego surowca. Albo co gorsza, zmuszanie do dodatkowego płacenia. Przy zabitych 7323 przeciwnikach myślę, że można by uzbierać wystarczającą liczbę materiałów, pozwalającą na ulepszenie sprzętu zgodnie z oczekiwaniami gracza. Nie byłby to system idealny, ale odpowiadający dzisiejszym standardom, a nie ucinający dodatkowego dochodu w postaci mikro transakcji. Oczywiście nie bronię tak owych, uważam je za rak dzisiejszej branży. Próbuję wymyślić sensowne i proste rozwiązanie odpowiadające obu stronom barykady, a które zostało odrzucone przez twórców i zastąpione niesprawiedliwym i niesatysfakcjonującym system. Kolejnym z rzędu.
Czas na Crčme de la Crčme. Fabuła. Bohaterowie. Koło napędowe gier akcji i RPG. Chyba najbardziej spierdzielony element tej cudownej produkcji. Lubię UV, który recenzuje chyba wszystkie odsłony serii, jako jej wierny fan od samego początku, jednak nie jestem w stanie zrozumieć, jak można w recenzji tej produkcji w plusach napisać takie podsumowanie:
• fenomenalny klimat;
• bardzo dobra fabuła, jak na standardy tego cyklu;
• większość dialogów na poziomie;
• liczne wtręty do uniwersum, niektóre akcje to przysłowiowe ciary na plecach;
Klimat ta gra może ma na początku, lecz rozmywa się coraz bardziej, z każdą godziną gry, by wreszcie zostać tylko błotem w kałuży. Gra ma zbyt cukierkowy charakter, mimo bycia pierwszą grą w serii, w której da się odrąbać łeb, gra jest grzeczna i ultra bezpieczna. Nawet nie próbuje szokować, w minimalnym stopniu odwzorować brutalności czasów i samej wojny między Sasami, a Wikingami. Wyjątkiem może być postać Ivara, lecz nie jest to główny wątek historii, ale maleńki, migające światełko w bardzo ciemnej dziurze nicości. Fabuły tej produkcji nie można zaliczyć nawet do połowy stawki wszystkich historii z serii. W porównaniu z Origins, jest w zasadzie niczym. Pustynna odsłona cyklu przedstawiła historię zemsty i przemianie bohatera z dumnego wojownika, do działającego w cieniu obrońcy uciśnionych. Bohater był bardzo dobrze odegrany, co dodawało mu wiarygodności, podobnie jak jego motywacje. Valhalla zaś, to historia dwóch przyrodnich braci, traktująca o przeznaczeniu, przemianie i dojrzewaniu do bycia mężczyzną w brutalnym świecie. Takie przynajmniej są założenia. Nie da się tu lubić żadnej postaci. Zaczynając od najmniejszych postaci pobocznych, które są nam po prostu obojętne, po głównego bohatera, który stara się być legendą, lecz w momencie, gdy trzeba podjąć decyzję (niezależna oczywiście od gracza), zawsze jest zła i głupia. Eivor daje się mamić wszystkim, a w momencie ujawnienia wielkich intryg, gracz tylko głośno i bardzo mocno bije się w czoło, będąc pod wrażeniem pisarskich zdolności scenarzystów. Dialogi na poziomie to istna wisienka na torcie… zwłaszcza zmiana światopoglądu Sigurda, który pała do Eivora niemalże nienawiścią, na przestrzeni trzech zdań godzi się i mianuje go nowym Jarlem klanu, gdyż nagle zrozumiał, że się do tego nie nadaje. Litości… Zaskoczeniem, chyba jest finał fabuły, w którym okazuje się, że Ojcem Zakonu był (a jakże) ostatni władca Anglii – Król Alfred – który od dziecka pałał do zakonu nienawiścią, więc postanowił go zniszczyć od środka, przy pomocy rąk swojego największego wroga i zdobywcy całego jego kraju – Eivora. Na koniec Król Alfred wyjawia całą prawdę Eivorowi, oznajmiając przy okazji, że nie będzie sprawiał więcej problemów, ponieważ zajmuje się wypiekaniem bułeczek dla wieśniaków. Jakkolwiek finał nie byłby zaskakujący, jest przynajmniej niezadowalający dla kogoś, kto nastawiał się całą grę na choć jedną zapadającą w pamięć bitwę. Ciary na plecach? Chyba przy piętnastym crashu gry podczas prób złupienia jednego i tego samego obozu. Nie wiem jak do tego doszło, ale mam wrażenie, że graliśmy z UV w dwie zupełnie inne gry.
Do całej fabuły należy dołączyć wątek tytułowych Assassynów, w końcu to o nich jest ta gra (prawda?). Nie będę się za bardzo rozpisywał na ich temat. Wydaje mi się to kwestią mocno subiektywną. O ile obecność samych Assassynów w tej grze mi nie przeszkadza, takich ich motywacje są zupełnie dla mnie niezrozumiałe. Jednak nie umywa się to do abstrakcji, jaką jest umiejscowienie nordyckich bogów z mitologii w postaci starożytnej cywilizacji, zaś najsłynniejszego zdrajcę na świecie, osadzić w roli poczciwego mentora Assassynów, towarzyszącemu Sigurdowi na tajnej misji. Nie kupił mnie ten wątek. Ale bardziej dziwi mnie zabieg zastępowania postaci mitologii, tymi z naszej opowieści. Miało to jak zakładam służyć dokładnym przedstawieniu, jakoby Eivor był wcieleniem Odyna. Niemniej sam ten zabieg psuje jakikolwiek efekt zaskoczenia, w momencie zdrady Basima. W zasadzie jedyne co powoduje to kolejny bolesny plaszczak w czoło, ku chwale wspaniałym scenarzystom ze studia Ubisoft Montréal.
Do tego dochodzi wątek współczesny. Ale o tym mogę powiedzieć tylko tyle – jest płytki jak zawsze, cierpiący na niewykorzystany potencjał. Zawiera dziki i niespodziewany twist fabularny, którego nie bardzo rozumiem z uwagi na nieznajomość Odyssey.
Na koniec do odstrzału pozostają poboczne atrakcje, które postaram się opisać krótko zwięźle i na temat, aby zaoszczędzić sobie agresji, jaką we mnie wywołują.
Agard i Jötunheim to dwa dodatkowe regiony, do których trafiamy jako Odyn, w wizjach Eivora. W skrócie jest to więcej tego samego. Dwa dodatkowe segmenty zawierają mini fabułę, która jest swoistym spoilerem głównej fabuły, zaś Odyn udowadnia, że Eivor zaiste jest jego wcieleniem, tylko nieco lepszym. Wynika to z faktu, że Wszechojciec jest jeszcze głupszy i podejmuje jeszcze gorsze decyzje, niż jego reinkarnacja z Midgardu. Dodatkowo oba regiony zawierają po jednym z najprostszych bossów w całej grzej.
Napady stanowią bezsensowną mechanikę, zmuszającą gracza do korzystania z łodzi i załogi. W innym przypadku nie korzystałby z nich wcale. By wykonać napad musimy podpłynąć statkiem z załogą, której członkowie pozwolą nam otworzyć skrzynie z łupami, który jest nam potrzebny tylko i wyłącznie do ulepszania osady.
Rozwój osady jest mocno standardowy i nie wprowadza nic nadzwyczajnego. Poprzez stawianie nowych budynków odblokowujemy dostęp do nowych zadań łowieckich, możliwości zmiany tatuaży i fryzury i jedynej istotnej mechaniki, jaką jest podnoszenie poziomu elementów ekwipunku. Reszta równie dobrze mogłaby nie istnieć i wcale byśmy tego nie odczuli.
Wyzwania mistrzowskie, czyli jak zepsuć jedyne działające mechaniki w grze. Wątek fabularny za tymi wyzwaniami traktuje o treningu, by stać się wcieleniem samego Odyna i stać się niepokonanym. Niestety treningi te polegają na wykonywaniu bezsensownych wyzwań, które np. w ścieżce niedźwiedzia, zamiast zmotywować nas do pokonania jak największej liczby przeciwników w jak najkrótszym czasie, zmuszają do żmudnego liczenia zablokowanych ciosów i usilnego kombinowania, jak wrzucić niemilca do ognia, by ten na pewno się w nim usmażył. Dodatkowo gra utrudnia to liczenie, ponieważ zamiast wprowadzić liczniki w stylu zabij przez podpalenie 15 przeciwników, wprowadza dziwną i dla każdego wyzwania inną punktację, za każdego przeciwnika. Może trening na Wszechojca miał się skupić na matematyce, a nie na walce?
Rajdy to czyste zło. Mechanika dodana po premierze, wykonana źle, zmuszająca gracza do powtarzania danej aktywności, bo załoga nie wyrabia. Tylko na co komu załoga, jak gracz jest wstanie poradzić sobie w pojedynkę. A no do otwierania skrzyń. No dobra, to załóżmy, że ma kto otwierać skrzynie. Ale miejscu na statku jest mocno ograniczone. Innymi słowy, trzeba przerywać wyzwanie, bo tak gra chce. Koniec kropka. Podchodziłem trzy razy i mam w głębokim poważaniu te rajdy. A schemat, jaki możemy w nich zdobyć i tak jest mi niepotrzebny, bo przecież nie będę w stanie go ulepszyć.
Polowanie jest dowodem na to, że Ubisoft miał ambicje zrobienia z tej gry coś na styl looter slashera. Wypadanie skór i innych zdobyczy ze zwierzyny jest losowe i nie gwarantuje, że z upolowanego lisa zyskamy skórę lisa. W efekcie sztucznie przedłużane jest zdobywanie kolejnych trofeów, które są niezbędne do ukończenia wyzwań łowieckich w osadzie.
Na temat łowienia ryb w grach nie jestem w stanie powiedzieć ani jednego pozytywnego słowa, zaś rybołówstwo w Valhalli tylko mnie w tym przekonaniu utwierdza. Zaś pomysł na jego rozciągnięcie, wprowadzając rozmiary ryb – mała, średnia i duża – oraz losowość ich występowania sprawiły, że jest to jedno z niewielu wyzwań, jakie sobie odpuściłem i nic mnie nie zmusi do jego ukończenia.
Na sam koniec zostawiłem błędy. O Cyberpunku mówią wszyscy i jak słusznie zauważył kiedyś UV, jest on najlepszym co mogło spotkać „dzieło” francuskiego wydawcy, ponieważ gdyby nie nasz rodzimy potworek, gracze nie zostawiliby suchej nitki na tworze Ubisoftu. Jest rok po premierze, a gra dalej potrafi się losowo wysypać podczas zwykłej jazdy przez równiny, czy walce w obozie. Winą nie są sterowniki, ponieważ aktualizowane są na bieżąco, ani konfiguracja komputera, ponieważ problemy występują do dziś u wielu osób. Glitche przemilczę, bo szkoda słów. Gra jest nie tylko projektancką i fabularną porażką, ale również techniczną, mała tragedią.
Podsumowując to wypluwanie jadu (mógłbym jeszcze długo pluć) – pewnie zastanawiacie się, po co ja w takim razie przeszedłem tą grę. I 167 przegranych godzin (ot miesiąc roboczy), a dopiero teraz recenzuje. Wygląda to tak. Grę zakupiłem w styczniu tego roku. I krok po kroku ją ogrywałem na tyle, na ile mi czas pozwalał. Był moment, w którym musiał zrobić dwumiesięczną przerwę, bo gra mnie wynudziła już do granic możliwości. Czemu postanowiłem wrócić? Ponieważ wydałem na grę 200zł, co wydaje mi się kwotą mającą zapewnić dobrą zabawę na przynajmniej 60+ godzin. Niestety w przypadku Valhalli nie była to dobra zabawa, lecz zmusiłem się by sprawdzić, skąd ta cena. Niestety odpowiedź brzmi… nie wiem. Wiem natomiast, że jest to dla mnie ostatnia odsłona cyklu. Może przekona mnie Feudalna Japonia. Po dwóch, albo trzech latach od premiery, na przecenie 80%. Tylko wtedy. Szkoda czasu i pieniędzy na te puste i nijakie twory, reklamowane i wyceniane jako gry z najwyższej półki. Jest to oczywiście recenzja samej podstawowej wersji gry. Podziwiam i jednocześnie współczuję każdemu, kto ma siły i czas ogrywać dodatki.
Zaznaczę również, że nie twierdzę, iż gra jest zła, czy wręcz tragiczna. W końcu przeszedłem ją w całości, więc aż tak źle być nie może. Tą recenzją chce udowodnić, że gra jest bardzo średnia i żaden z jej elementów nie jest dopracowany w stopniu, w jakim powinien być. Gra mimo chwilowych przyjemności pozostawiła mnie mocno nieusatysfakcjowanego. Być może to wina oczekiwań. Ale obawiam się, że to efekt naszych czasów i dzisiejszego podejścia do rozrywki, w tym także do naszych kochanych gier.
Pozdrawiam i życzę tylko lepszych gierek w przyszłości!
Ten tytuł jest słaby. Wybaczcie, ale gdyby to był tytuł stworzony przez grupkę zapaleńców, to bym pokiwał z uznaniem, ale to kwadratowa produkcja z topornym sterowaniem i otwartym światem w którym nie ma za bardzo co robić prócz układania kamieni wzorków i innych pierdów. Po prostu jakiś niesmaczny dowcip ze strony wielkiej stajni. Storyline też oklepany.
No nie... Po prostu nie... Nawet moja narzeczona, która jest casualowym graczem i lubi AC, poddała się w połowie.
Silnik widać, że potrzebuje mocnej modernizacji, albo pozbycie się go całkowicie na rzecz innego.
Ubisoft. Daliście przykład, nie tylko jak nie powinno robić się gier z otwartym światem, ale w zasadzie też, jak nie powinno się robić w ogóle gier.
Zdecydowanie najlepsza część przygód asasynów czasy wikingów i najazdy są mega fajne i satysfakcjonujące oby więcej takich dobrych gier powstawało ponoć ma być assassin's Creed osadzony w czasach feudalnej Japonii nie mogę się już doczekać a teraz czekam na assassin's Creed Mirage.
Ok 18h... tyle w tej grze wytrzymałem, tak wytrzymałem to idealne słowo określające tą grę, prócz ładnej grafiki, ta gra nie ma nic do zaoferowania... wszystkie "rajdy" wyglądają tak samo, nasrane znaczników niczym w W3 na Skelige, rozwój postaci padaka, grind w grze jest masakryczny fechquesty to poziom Inkwizycji łamigłówki z kamorami dla dzieci do lat 5, od czasów A.Black Flaga cala ta seria zdycha.
Ta piosenka pod koniec gry, gdy wyeliminuje się wszystkich członków Zakonu i wraca z ostatniej misji... Było warto ukończyć grę, chociażby dla tej chwili.
Mechanika: 8/10 Zdecydowanie najmocniejszy aspekt gry. Twórcy zboczyli ze skradania na rzecz bardziej rozbudowanej walki z gier RPG. Wyszło to naprawdę nieźle. Do dyspozycji mamy kilka rodzajów broni, z których każdą walczy się w zupełnie inny sposób. (moim top 3: młot, dzida i cep). Zrezygnowano z ciągłego dostawania nowych itemów z lekko podwyższonymi statystykami na rzecz ulepszania posiadanych broni co jest moim zdaniem dużym plusem.
Skradać też się da ale widać, że świat nie jest do tego do końca stworzony i nie wychodzi to tak miodnie jak w poprzednich częściach.
Fabuła: 4/10 Fabuła jak to fabuła w grach- słaba. Każdy wątek to zawieranie sojuszy i wszystkie są do siebie bardzo zbliżone. Całość ratuje jedynie bardzo ciekawe zakończenie, które trwa 40 minut. Przez 50 godzin przeżywacie bardzo słabą przygodę żeby odbić w ostanitch minutach na coś ciekawego. Na plus jest za to Asgard. Ten wątek był moim zdaniem zajebisty.
Grafika: 10/10 Gra jest przepiękna- nastukałem całą masę screenshotów. Jest to pierwsza gra, w której do robienia screenów nie wykorzystałem żadnych filtrów a same screeny służą mi teraz jako tapety na pulpit.
Audio: 2/10 Pamiętam jaki klimat dawały szanty w AC Black Flag. Tutaj jest jakaś jedna pieśń bez żadnego klimatu. Muzyka w ogóle nie zwróciła mojej uwagi. Nie jest to wiedźmin, który w różnych biomach puszczał inne muzyki.
Gra zajęła mi prawie 60 godzin. Zadań pobocznych zrobiłem z 20 chociaż ciężko nazwać to zadaniami. Na początku czerpałem przyjemność z znajdywania nowych armorów czy ksiąg ale to też szybko minęło więc po 4 lokacjach przestałem już je kolekcjonować.
Spiski, potajemne knowania, walka o władze i brutalne rozprawianie się z przeciwnikami politycznymi – brzmi trochę jak opis naszych czasów, prawda? No ale gdyby tak spojrzeć do tyłu na historię świata to właśnie o takich epizodach czyta się najlepiej i to one z miejsca wywołują wypieki na naszych twarzach. Dlatego właśnie osobiście uważam, że powrót serii Assassin’s Creed do ciemnych wieków średnich był pierwszym dobrym posunięciem twórców nowej odsłony. Drugim – wybór wikingów na głównych bohaterów tejże opowieści. Bo przecież mroczne czasy - to piękne czasy ;) Ja ososbiscie polecam.
Grało mi się bardzo dobrze ale też mam słabość do tej serii od czasów Blag Flag. Od części 1 i 3 się odbiłem ale potem już było ok. Tutaj fabuła nie wybija się jakoś specjalnie ale też nie jest nudna (z mojej perspektywy). Końcówka lekko szokująca ale to dobrze bo robiło się miałko. Miałem nie grać w Mirage ale w obecnej stytuacji chętnie sprawdzę:)
Duży krok naprzód względem wygody w graniu jak i graficznie też daje rade. Nawet 3 lata po premierze.
Mam RTX 3060 i jak gram na Ultra To procesor i karta Graficzna ma za wysokie Temperatury a czy na Niskich czy na Ultra nie widzę żadnej różnicy to po co tak Komputer Obciążać szypciej się wtedy podzespoły się zużywają.
Bardzo chciałem polubić tą grę. Przeszedłem główną kampanię aż do dodatku druidów, ale gra jest po prostu biedna. Najebali na mapie znajdziek by to ukryć, ale tego ukryć się nie da. Minigry są w chuj wkurwiające, szczególnie późniejsze układanie kamieni (człowiek przy tym myśli sobie "co ja robię ze swoim życiem, kamienie kurwa układam"). Latanie po mapie po jakieś zjebane znajdźki nie jest zabawne i nie daje satysfakcji, a samej gry tak dużo tak naprawdę nie ma, jak wszystko inne co marnuje czas zignorujesz. Chciałbym by zrobili tą grę porządnie, bo cały czas czułem w tej grze potencjał, ALE jest absolutnie nieużyty, a gra już dawno została porzucona, więc nie poprawią jej już. Nie zamierzam już nigdy kupić gry od Ubisoft. Widać, że jakość ich nie obchodzi, tylko ilość.
Minusy:
- W grze nie ma eksploracji i prawdziwego odkrywania terenu. Po dojściu w odpowiedni obszar czy zsynchronizowaniu punktu kontrolnego na mapie widać wszystkie znaczniki przez co nie ma realnego odkrywania terenu.
- Ekwipunek zapewnia możliwość ulepszania każdego elementu do mitycznego poziomu przez co każda broń staje sie równie dobra co całkowicie zaprzecza idei zbierania i szukania lepszych broni. Jedyne co nas może do tego motywować to inny wygląd wyposażenia. Warto dodać, że ulepszanie ekwipunku jest śmiesznie tanie.
- Z biegiem gry nie ma w ogóle poczucia progresu, nie czujemy, że postać staje sie silniejsza (co powiązane jest z powyższym punktem). Całą gre możemy przejść z tym samym ekwipunkiem i umiejętnościami co na początku.
- Rozwój drzewka statystyk jest tragiczny. Nieważne w ktorą jego strone pójdziemy to powtarzają się te same umiejętności, co jakiś czas jedynie pojawia sie wyjątkowa umiejętność na naszej drodze. Przez to nie ma absolutnie poczucia, że to my kształtujemy postać. Nie bez powodu jest tam opcja automatycznego dodawania punktów, twórcy wręcz zniechęcają do samodzielnego dysponowania punktami bo i tak nie ma to większego sensu.
- Gra jest zbyt rozciągnięta, aktywności są na tyle monotomne i nudne, że po krótkiej chwili przestajemy je wykonywać i jedynie brniemy w fabule na przód z nadzieją, że to już koniec… a ona wcale nie chce sie kończyć.
- Regionów w grze jest na tyle dużo, że z czasem zapominamy jakie postacie są z nimi powiązane, przez co (prawie) każda wydaje sie płytka i nieważna
Plusy:
- Walka w grze jest bardzo przyjemna, na tyle, że w sumie rzadko kiedy zachęca nas do skradania.
- Grafika jest na wysokim poziomie, piękne widoki a elementy ekwipunku prezentują sie wyśmienicie.
Ogólnie gre oceniam na 5/10
Zdecydowanie za długa. Mapa za duża, historia za bardzo rozwleczona. Po 60 godzinach już mi się znudziło. Niby zawiązujemy te sojusze, ale jest ich za dużo. Przy 10 to już i tak się nie pamięta z kim o co chodziło. Dogram główny watek do końca i raczej szybko nie będzie korciło aby znowu odpalić.
Super ten assasin z tym nordyckim klimatem, szkoda ze historia jest już w przód po Ragnarze bo chętnie bym go spotkał w tej grze, mimo tego postaci historycznych nie brakuje. Największym minusem tej gry, to ciągłe crashowanie gry :(
Ubisoft robi ładne wizualnie otwarte światy, ale niestety kierują się takimi bardzo prostymi instynktami graczy z typową dla siebie przesadą i zasadą "wszystkiego wiyncyj". Mapa musi być jak największa, ciągle respawny przeciwników, ciągle walki. Pełno ikon na mapie. I najlepiej ładować trzy, cztery takie openworldy rocznie. Przecież gracze już narzekali na zawaloną znacznikami mapę w AC:Unity, gdzie jakieś wnioski?
Myślałem, że CDPR zrobił w Wiedźminie 3 bardzo ubiosftową mapę i cała gra była bardziej ubi, niż samo ubi, ale jednak Ubisoft powiedział "potrzymaj mi piwo", po czym zrobił jeszcze bardziej kopiowalny, powtarzalny, rozciągnięty i pusty świat niż redzi. I u redów przynajmniej była dobra historia, świetne postacie i rewelacyjne dialogi. Tutaj nie ma nic. Z całej tej nowej asasyńskiej "trylogii", czyli Origins, Odyssey i Valhalla najbardziej strawne było dla mnie Odyssey, mimo, że nie jestem fanem greckiej mitologii i settingu, ale tam chociaż można było uciec na morze i poczuć ten klimat bezkresnej masy wody, podróżowania do kolejnej wyspy migocącej światłami pochodni w nocy. Miało to swój urok. Czemu ubi nie wyda Black Flag 2? Tylko męczą się z jakimś skazanym jeszcze przed premierą na porażkę Skull & Bones? Tutaj znowu skazani jesteśmy głównie na bieganie, albo zasuwanie konno po pustych, jednakowo wyglądających prowincjach. Każda wiocha wygląda podobnie, każda czynność powtarzana jest po 100 razy, każdy npc wygląda po kilkunastu godzinach znajomo, a postacie są tak jednakowo sztucznie i teatralnie zagrane, że po chwili wszystko ci się miesza i nikogo nie pamiętasz.
Nie ma dla mnie sensu robienia wielkich gier jeśli w każdym miejscu wygląda albo tak samo, albo bardzo podobnie. Jeśli każda chata wygląda w środku tak samo, jeśli muszę ciągle rozwiązywać pseudo zagadki środowiskowe polegające na przesuwaniu tych bambetli, czy strzelaniu w plecionkę z patyków, żeby wejść do środka i odryglować drzwi.
Najgorsze, że w tej części mamy też regres jeśli chodzi o crafting, rozwój postaci (to drzewko z miliardem perków jest totalnie skaszanione), w ogóle nie czuć progressu, a ekwipunek zwyczajnie wywalono, bo masz trzy szmaty do wyboru na krzyż przez 100 godzin grania, a i tak biegasz ciągle w tej samej zbroi z tym samym uzbrojeniem.
Najlepiej by było dać tej serii odpocząć przynajmniej jedną generację, albo po prostu odejść. Ubi ma tyle fajnych marek jak Prince of Persia, Splinter Cell, Rayman, Ghost Recon, Beyond Good & Evil, Driver... Czy naprawdę nie można wykrzesać coś z tych kultowych serii, tylko trzeba ciągle tłuc Far Kraja na przemian z tymi Srasasynami?
Strasznie mieszanie uczucia co do tej części Assasyna. Na wstępnie trzeba zaznaczyć, że ta część ma mało wspólnego z całą serią jeżeli chodzi o skradanie.
Z jednej strony dostajemy ogromną lokację i grę na wiele dni z ładną grafiką. Lecz z drugiej strony nie czuję się żadnej satysfakcji z przechodzonych misji czy odnajdywanych skrzynek/najazdów/ czy innych ''znajdziek'' przez co gra strasznie odpycha i nie chce się w nią grać. Minusem jest jeszcze, że nie czuć wcale klimatu świata wikingów. Bardziej czuć, że jest się w świecie fantastyki niż w czasach wikingów. Gra powinna być ciut mroczniejsza.
Po dwóch latach od momentu ukończenia nadal za nią tęsknię. Genialna gra z mega klimatem i pięknym, zróżnicowanym światem. Zdecydowanie najlepszy assassin jak dla mnie. 9.5 ??
Mi się podoba i dobrze, że Ubisyf robi właśnie takie gry bo nikt inny tego nie robi i najnowszy assasyn poszedł drogą która mi nie pasuje i czekam coś na wzór Odyssey, Valhalla. Lubię jak w FC5-6 czy właśnie Origins/Odyssey/Valhalla wejść na kilka godzin i poszwendać się po świecie, wyczyścić kilka posterunków czy porobić kilka misji. Gry nie oceniłem bo teraz gram na najnowszym patchu z DLC, a wcześniej ukończyłem gołą wersję więc już na starcie mnie mocno zassało po skończeniu CP2077. W między czasie ukończyłem wiele gier (nowych i starych) i właśnie taki powrót dobrze mi zrobił bo można docenić kunszt i ilość włożonej pracy.
Gra miała swoją premierę ponad trzy lata temu, ale dopiero teraz ją przeszedłem. Po świetnej Origins i – według mnie najlepszej – Odyssey oczekiwania miałem naprawdę spore. I zawiedzione.
Przeniesienie akcji w świat wikingów, te pierwsze pejzaże fiordowskiej Północy zapowiadały się fajnie, co najmniej jak wiedźmiński Ard Skellig. Intryga szybko przenosi się na nudne, błotniste, płaskie, wiejskie tereny Anglii i cały czar pryska.
Nie mogę nie porównywać Walhalli do mojego ideału, Odysei. Tam – rozmaita, wciągająca, mityczna, pełna zwrotów akcji kraina, tu – jakieś latanie od punktu do punktu po kolana w kałużach, płaskie postaci, wtórność. To, co zarzucano Odysei – mimo upływu lat ani trochę nie zostało naprawione.
Jedna z najlepszych części Assassin's Creed
Świetnie się gra.
Zdecydowanie polecam jak każdą część gry.
Ocena: 10/10
Plusy:
- Grafika
- Świat gry
- Fabuła
-Dźwięk i efekty
Minusy: Brak
Mam 120H na liczniku i prawie wszystkie regiony wyczyszczone na 0 ale kurde chce mi się już rzygać. Najgorsze są DLC bo kiedy mam frajdę, że wymaksowałem prawie wszystko to JEB dostajemy kolejne kilka regionów. Kiedyś grałem w gołą wersję to szło nawet sprawnie ale teraz wersja Ultimate to jakiś pogrom. Wymaksowałem Oblężenie Paryża, Asgard i tą mini misję na wyspie z
spoiler start
Kasandrą
spoiler stop
. Teraz doszły mi regiony z drzemania pod drzewem i mam dosyć.
Gra fajna ale podczas najazdów potrafi się bugować jakby się ścinała i wypierdala na pulpit zaraz
Pierwszy AC, którego nie dałem rady ukończyć i poddałem się po około 25h.
Gra nie jest tylko zła. Jest dodatkowo po prostu nijaka. Poza kilkoma nowymi rozwiązaniami względem poprzednich części, to jest zwyczajny klon AC Odyssey. Jednak za którymś razem ten sam odgrzewany kotlet nie smakuje już tak samo (poeta.exe).
Plusy:
+ krajobrazy
+ ciekawa epoka
+ najazdy
Minusy:
- fabuła (równie dobrze mogłoby jej nie być)
- optymalizacja, to tragedia
- bugi, bugi i jeszcze raz BUGI
- pójście na łatwiznę z immersją (przyśpiewki nordyckich wojowników w języku angielskim, wstawki obcojęzyczne, to 0,5%, a może i mniej wszystkich dialogów, a dla porównania motyw przewodni w Ancestors Legacy - jak się chce, to można
- AI na poziomie projektu na informatykę w licbazie:
przykład: atakujemy klasztor, wycinamy w pień wszystkich wojowników, podpalamy strzechy, a mnisi sobie spacerują z rękoma w habitach, brakuje tylko uprzejmych pozdrowień pod naszym adresem
- wiele mechanik jest niedopracowanych lub niewykorzystanych
przykłady:
1. parowanie ciosów jest nieintuicyjne i potrafi "nie zaskakiwać",
2. obszary, w których nie jesteśmy mile widziani, są zbyteczne, bo możemy w nich wyciąć żołnierzy, przebiec przez nie, a mieszkańcy są obojętni, jakby to był dla nich typowy czwartek (dziś mordy, jutro gwałty, pojutrze uczta u Harolda),
3. strzechy się wprawdzie palą, ale jedyny tego skutek, to dodatni pigment na dachu, ścianach i podłodze, boom, you're black now
itd.
- mimika twarzy poza przerywnikami filmowymi na poziomie niszowej gry sprzed 10 lat - postaci patrzą w niebyt, a czasem nawet okazują się brzuchomówcami
- jedna, wielka powtarzalność! każdy region ma niemalże tę samą linię fabularną: spotkaj się z Kowalskim, gówno wpada w wentylator, więc ratuj sytuację spotykając się z 2-3 postaciami, odwalaj dla nich jakąś czarną robotę, by ostatecznie zaatakować ognioodpornym taranem twierdzę rodem z późnego średniowiecza :|
- brak spójności historycznej (proszę mnie poprawić, jeśli bredzę, ale...) - fabuła ma miejsce pod koniec IX w., tymczasem atakowane przez nas zamki są przeważnie budowlami przypominającymi twierdze z późnego średniowiecza. Załóżmy nawet, że są to pozostałości rzymskich fortów, czy twierdz, to wątpliwe jest ich rozmieszczenie w każdym królestwie i w tak dobrze zachowanym stanie. Jednocześnie przez 25h gry tylko 1 siedziba władcy była typowym drewnianym grodem, a nie zamkiem (nie liczę osad z prologu).
- same oblężenia są śmieszne. Nasz taran jest ognioodporny, nasi wojownicy nie mają żadnych drabin, ruchomych tarcz, myśli taktycznej (hura mości panowie), tylko ten jeden taran, którego oponenckie strzały i smoła się nie imają -_-
- desynchronizacja w przypadku zabijania wszelkich innych postaci niż wojownicy - bo przecież nordyccy wojownicy byli bardziej cywilizowani od sił pokojowych ONZ XD nie tylko główna postać nie może zabić żadnego chłopka, ale nasi kamraci udają, że ich nie widzą. Myśl humanitarna protagonistów AC Valhalla wyprzedziła swoją epokę :D
- mechanika walki jest tragiczna. Parowanie przez nas ciosów często nie działa, wrogowie potrafią się zabugować w teksturach, a wrogowie na wyższym poziomie niż protagonista są w magiczny sposób niepokonani (jak tylko osiągniemy ich poziom, to zadawane przez nich obrażenia dziwnie maleją). Nie przepadam za grami typu soulslike, dlatego nie lubię męczącej walki, szczególnie, gdy taktyka nie ma w niej żadnego znaczenia. Stąd nie rozumiem jej internetowej chwalby, jakoby była lepsza niż w Odyssey...
Zazwyczaj staram się oceniać gry dopiero po ich ukończeniu, ale to jeden z przypadków, gdy nie dałem rady dojść do końca. Ta gra, to po prostu słabiak! Weszła na rynek w podobnym czasie, co Cyberpunk, który zebrał takie (słuszne) cięgi za stan techniczny. Tyle że rodzime studio naprawiło swoją grę. Ubisoft machnął na Valhallę ręką, bo i tak psychofani kupią (osobiście ograłem w Xbox Game Pass i całe szczęście, nie dałbym za to żadnych pieniędzy). Ale, co wolno ogromnemu studiu z zachodu, to nie nam.
Jeśli ktoś nie jest psychofanem Ubicrapu, to kategorycznie nie polecam. Valhalla jest słabsza niż typowe średniaki, wypuszczona z myślą przewodnią: i tak się sprzeda.
Minusy:
- W grze nie ma eksploracji i prawdziwego odkrywania terenu. Po dojściu w odpowiedni obszar czy zsynchronizowaniu punktu kontrolnego na mapie widać wszystkie znaczniki przez co nie ma realnego odkrywania terenu.
- Ekwipunek zapewnia możliwość ulepszania każdego elementu do mitycznego poziomu przez co każda broń staje sie równie dobra co całkowicie zaprzecza idei zbierania i szukania lepszych broni. Jedyne co nas może do tego motywować to inny wygląd wyposażenia. Warto dodać, że ulepszanie ekwipunku jest śmiesznie tanie.
- Z biegiem gry nie ma w ogóle poczucia progresu, nie czujemy, że postać staje sie silniejsza (co powiązane jest z powyższym punktem). Całą gre możemy przejść z tym samym ekwipunkiem i umiejętnościami co na początku.
- Rozwój drzewka statystyk jest tragiczny. Nieważne w ktorą jego strone pójdziemy to powtarzają się te same umiejętności, co jakiś czas jedynie pojawia sie wyjątkowa umiejętność na naszej drodze. Przez to nie ma absolutnie poczucia, że to my kształtujemy postać. Nie bez powodu jest tam opcja automatycznego dodawania punktów, twórcy wręcz zniechęcają do samodzielnego dysponowania punktami bo i tak nie ma to większego sensu.
- Gra jest zbyt rozciągnięta, aktywności są na tyle monotomne i nudne, że po krótkiej chwili przestajemy je wykonywać i jedynie brniemy w fabule na przód z nadzieją, że to już koniec… a ona wcale nie chce sie kończyć.
- Regionów w grze jest na tyle dużo, że z czasem zapominamy jakie postacie są z nimi powiązane, przez co (prawie) każda wydaje sie płytka i nieważna
Plusy:
- Walka w grze jest bardzo przyjemna, na tyle, że w sumie rzadko kiedy zachęca nas do skradania.
- Grafika jest na wysokim poziomie, piękne widoki a elementy ekwipunku prezentują sie wyśmienicie.
Ogólnie gre oceniam na mocne 5/10
Cześć. Kupiłem na platformie Epic Games grę Assasin's Creed Complete Edition Valhalla. Zainstalowałem grę 47 GB, później na Ubisoft Connect pobrała się aktualizacja 150 GB. Jak uruchamiam grę, to nie wyświetla się zawartość dodatkowa. Jedynie podstawowa gra. W Ubisoft Connect jak wchodzę w "Zarządzaj DLC". to wyświetlają się wszystkie DLC i zawartość dodatkowa do tej gry. W grze wchodzę w "Sklep" później "Dodatki" to przy wszystkich DLC i pakietach wyświetla się "Zainstaluj" ale jak klikam, to nic się nie dzieje. Odinstalowałem grę i nadal jest to samo. Bardzo proszę o pomoc co mógłbym jeszcze zrobić w takiej sytuacji.
Kontaktowałem się w tej sprawie równocześnie ze Wsparciem Technicznym z Epic Games i Ubisoft ( czekam czwarty dzień na jakąkolwiek odpowiedź na moje zgłoszenie). Zrobiłem wszystko co proponowała osoba ze wsparcia Epic Games i problem nadal występuje. Ostatecznie stanęło na tym, że osoba, z którą rozmawiałem stwierdziła, iż Oni nie są w stanie nic zrobić i mam się kontaktować ze Wsparciem z Ubisoft.
Przeinstalowałem grę (chyba z 5 razy), uruchamiałem jako administrator Epic Games, Ubisoft Connect i samą grę z pulpitu. Usuwałem folder "webcache" w Epic Games Launcher. Weryfikowałem pliki za pomocą Ubisoft Connect. Ciągle występuje problem. Może miałby ktoś z Was jakiś pomysł co jeszcze mógłbym zrobić? A może, ktoś miał taki lub podobny problem, niekoniecznie z AC Valhalla.
Fabuła, dialogi, teksty bohaterów zdecydowanie nie są mocną stroną tej gry, chyba jedne z najgorszych w historii serii, po prostu wieje nudą i sztampą, AI wygenerowało by lepszą historię na poczekaniu. Świat spory i miejscami ładny, ale wypełniony na chama kilkoma kopiuj-wklej aktywnościami i tyle, najciekawsze z tego wszystkiego było chyba kilka nawiązań do znanych postaci, czy pojawienie się postaci z poprzednich części.. ale zdecydowanie brak postaci historycznych, które zawsze dodawały kolorytu tej serii, przynajmniej ja na żadne nie natrafiłem po 40 godzinach gry. Walka momentami przyjemna, chociaż bardzo niewiele się zmieniło względem poprzedniczki. Po pięknej Grecji i Egipcie mamy trochę mniej atrakcyjne lokacje, ale też mam wrażenie że twórcy nie zrobili nic aby ten świat był jakoś bardziej interesujący. Tak jak bardzo przyjemne i satysfakcjonujące było zwiedzanie w dwóch poprzednich częściach, tak tutaj praktycznie tylko biegłem aby odkryć mapę "na odwal się".
Najlepszy AC, ale oczywiście spaprali uzbrojenie. Tak jak we wcześniejszych grach wszystko można przejść bronią znalezioną na początku.
Na początku fajna potem strasznie nudzi ciągle te same misje czyli [idź do wioski zabij wszystkich wrogów, ukradnij surowce i tak przez większość gry ] 6/10
Za AC Valhalla będę się dopiero zabierał, grzecznie czekałem na wersję Ultimate (PS5). Ocenę samej gry już znam i jest przeciętna (mimo to nie zrażam się na zapas, bo też swego, niedawnego czasu ukończyłem świetny (imho) AC Syndicate, s równie mocno hejtowany na różnych forach. Jak oceniacie DLCs do Valhalli?
Co tu dużo mówić. Jak się śmiać że coś jest "ujiboftowe" to właśnie z tego.
Powtarzalność, monotonia, oklepane tematy, ukryte płatności. Nawet klimat i spoko trzon głównej fabuły tego nie ratują...po prostu człowiek odpada i usypia w trakcie kolejnych najazdów.
Gra jest ogólnie dobra, ma swoje momenty, klimat, piękny świat, ale.. jest zbyt rozwleczona, przez co nie udało mi się dobrnąć do końca, bo zwyczajnie mi się przejadła. AC Valhalla to idealny przykład tego, że "większe" nie zawsze równa się "lepsze". W dodatku balans samej gry jest niestety słaby - po pewnym etapie przechodzi się ją już dalej łatwiutko, bez większego zaangażowania, czy trudności. Może kiedyś wrócę dokończyć, ale niestety na chwilę obecną forma gry przejadła się całkowicie