Graliśmy w The Outer Worlds – RPG takie jak dawniej - Strona 3
Duchowy spadkobierca Fallout: New Vegas – tak o swojej grze mówią wprost jej twórcy. The Outer Worlds sporo czerpie ze swojego pierwowzoru, ale klimat ma już zupełnie inny – i z miejsca potrafi wciągnąć!
Przeczytaj recenzję Recenzja gry The Outer Worlds - RPG roku? Tak, ale 2012
Bullet time zamiast podwyżki V.A.T.S.-u
W kształtowaniu naszych statystyk kluczową rolę odgrywa oczywiście walka – albo jej unikanie! Twórcy podkreślają na razie, że nie wiedzą jeszcze, czy grę da się ukończyć, nikogo nie zabijając, a opisywanie niewalczenia może być trochę nudne, więc podczas mojego czasu z grą starałem się likwidować każde wrogie stworzenie na swojej drodze – od jakichś robali i wielkich modliszek, po bandytów, strażników i różne cyborgi. I obsidianowo-erpegowa walka wydaje się być, mówiąc krótko, OK. Nie budzi jakichś większych emocji, przynajmniej we fragmencie, który testowałem. Po prostu jest częścią posuwania się naprzód.
Broń palna wygląda bardzo bezpłciowo, jak japoński czy niemiecki samochód sprzed dwóch dekad, który po prostu był narzędziem do przemieszczania się. Karabiny strzelają, trafiają, ale poza tym ich posiadanie jakoś szczególnie nie ekscytuje, a w warsztacie przy ich ulepszaniu nie czujemy dreszczy. Trochę ciekawiej zaprojektowano broń białą, ale tu z kolei przeszkadzają nieco drewniane animacje – zarówno naszego fechtunku, jak i padających przeciwników. Przy takim duecie najciekawiej wypada duchowy spadkobierca V.A.T.S.-u z Fallouta, czyli outerworldowy bullet time. Spowolnienie przeciwników kamufluje ich animacje, dzięki czemu stają się znośniejsi dla oczu, a bezładna jatka nabiera nieco finezji.
PRZED WYRUSZENIEM W DROGĘ NALEŻY ZEBRAĆ DRUŻYNĘ
W walce przydatni są także kompani, tworzący z nami mniejszą lub większą drużynę. Nie miałem, niestety, okazji sprawdzić, jak wygląda sam proces ich pozyskiwania, ale plusem na pewno jest to, że posiadają jakieś tam swoje życie wewnętrzne – osobowość uwarunkowaną wydarzeniami z przeszłości.
Jedna z towarzyszek opowiedziała mi chociażby o pewnym incydencie z jej życia, który przerodził się później w długi quest. Szkoda tylko, że przedstawiła to wszystko w samym środku brutalnej bitwy, gdy zasłoniła mi pole widzenia i przypadkowo kliknąłem na nią. Ale dopóki to wersja alpha, dopóty można takie potknięcia traktować jako mogące ulec poprawie.
Więc chodź, pomaluj mój (outer) świat
Tylko nie na żółto i nie na niebiesko, bo od mnogości kolorów można tu dostać oczopląsu. Wizualnie The Outer Worlds przypomina mieszankę No Man’s Sky z planetami z Destiny 2 i wyznam, że nie bardzo mi się to spodobało. Realne postacie ludzi kłócą się z kreskówkowym, przesłodzonym wyglądem niektórych stworzeń. Tekstury terenu są nieco za jednolite, a roślinność wygląda trochę zbyt dziwnie, jakby wykreowano ją bez większych przemyśleń na temat spójności uniwersum. Takie przynajmniej były moje odczucia.
Ujęły mnie za to wszelkie motywy retro-SF, humor przemycany w dialogach i wydarzeniach, sprzedawanie ulepszeń i przedmiotów w starych automatach czy mnóstwo niezwykle klimatycznych plakatów reklamowych. Było widać w tym wszystkim sporo zapożyczeń z BioShocka, ale ogólnie całość jakoś nie zagrała tak dobrze, jak w przypadku dzieła Kena Levine’a. Być może to również kwestia tej konkretnej lokacji, jaką zwiedzałem, bo na ujawnionych obrazkach widać też nieco lepiej wyglądające miejscówki. Jak jednak wspomniałem na samym początku – grafika przestaje przeszkadzać już w pierwszych momentach z grą, gdy rozbraja nas obecny w niej humor i gdy wsiąkamy w jej wydarzenia oraz fabułę.
Nie będzie Fall-outa, będzie Out-er
Po zeszłorocznym objawieniu, jakim było dla mnie Kingdom Come: Deliverance, mam duże oczekiwania względem kolejnych gier RPG. The Outer Worlds jeszcze nie rozłożyło mnie na łopatki, ale na pewno zaciekawiło wystarczająco, bym chciał poznać historię, jaką przygotowało studio Obsidian. To chyba dobrze, że zamiast powtarzać schemat z Fallouta: New Vegas twórcy postawili na zupełnie nową markę i nowe uniwersum – zwłaszcza że od strony technicznej nie zauważylibyśmy totalnie next-genowych zmian. Pytanie tylko, czy The Outer Worlds to rzeczywiście trafny tytuł? Pamiętajcie w każdym razie po premierze, że to nie to samo, co Outer Wilds. Bo statystyka „zdziwienie” podskoczy Wam o 10.
ZASTRZEŻENIE
Koszty przelotu na pokaz prasowy i zakwaterowania pokrył wydawca gry, firma Private Division.